[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewątpliwie była to jedna z tych okoliczności, do których będzie się musiała przyzwyczaić.
W holu trudno byłoby dopatrzyć się choćby jednej plamki, i to nie składając tego na
karb przyciemnionego światła, jakie zwyczajowo utrzymywali w swych mieszkaniach
'Diniowie. Laria cieszyła się teraz, że tak często odwiedzała ich dzielnicę na Aurigae. Teraz
zrozumiały stał się fakt, iż tak chętnie zapraszano ją do składania wizyt.
Posuwała się trop w trop za Plusem, zwiedziła znajdujące się po obu stronach
głównego wejścia łaznie oraz pomieszczenia mieszkalne, by koniec końców znalezć się w
windzie, którą wjeżdżało się do przeznaczonych dla niej apartamentów. Plus nie zmieściłby
się w tym urządzeniu obliczonym na dwie osoby... a będącym skrawkiem podłogi
poruszanym w górę i w dół przez centralnie umocowany siłownik. Tip zaprosił ją uprzejmie
do środka, a potem urządził niesłychanie teatralne przedstawienie przed naciśnięciem jednego
z dwóch znajdujących się na tablicy rozdzielczej guzików, oznaczonych luminescencyjną
farbą literami G i D . Laria skinęła z ulgą na zgodę.
Jej apartament tonął w słonecznym świetle wlewającym się do środka przez szerokie
okna. Laria rozejrzała się wokoło, klaskając w sposób, który wśród 'Diniów przyjęto za
oznakę zachwytu. Trzeba przyznać, że sprawili jej zdumiewającą niespodziankę. Pogodziła
się już z myślą, iż przyjdzie jej żyć w mieszkaniu urządzonym w stylu jej gospodarzy po to,
by wywiązać się z uzgodnionych zobowiązań, i zupełnie nie spodziewała się, że zostanie jej
przydzielone osobne pomieszczenie.
Na umeblowanie składało się zwyczajne łóżko z piękną, grubą narzutą, jakich
'Diniowie nie używali, i poduszkami. Obok stała komoda, niewielka szafka na bieliznę,
biurko i terminal, na ekranie którego widniał plan miasta i czerwony punkcik oznaczający jej
aktualne położenie, sprzęt do słuchania muzyki, półki, dwa fotele dla ludzi i dwa zydle dla
'Diniów z otworami na ogony. Pokój wyposażono w dwoje drzwi: jedne wiodły na dach, za
drugimi z pewnością znajdowała się część toaletowa.
- Och, Tipie, wspaniałe mieszkanie! Przepiękne dla jednego człowieka! Sporo trudu i
rzeczy. Piękne. Przykład troski. Dowód przyjazni! - Z powodu podniecenia język się jej nieco
plątał przy wymawianiu obcych słów.
Doskonale, dziecko!, dobiegł ją pełen aprobaty mentalny głos Yoshuka.
Rozumiesz język dini?
Rozumiem twoje zaskoczenie i zadowolenie, Lario, tylko składnia jest właściwa dla
dini, postaram się nauczyć jej od ciebie. Chcą, byś była tutaj szczęśliwa i, jak widzisz, zadali
sobie mnóstwo trudu. Nie ulega kwestii, że odnieśli sukces.
Och, oczywiście, Yoshuku. Ale... będę musiała powiesić zasłony na oknach. To światło
oślepia.
Nie wiedzieliśmy, jakie są twoje ulubione kolory, wtrąciła się Nesrun. Mamy co nieco
u siebie, wybierzesz, kiedy siÄ™ u nas zjawisz.
Tip dał jej w języku migowym do zrozumienia, że skoro jest już dorosła, to naturalnie
należy się jej własne lokum i nadszedł kres wspólnego spania w jednym łóżku.
Przyłapała Yoshuka, jak chichotał z takiego komentarza, co wzbudziło pełen
dezaprobaty syk Nesrun.
Oczywiście, z punktu widzenia 'Diniów.
Huf dodał, iż wiedzą, że niepotrzebne jest jej miejsce w hibernatorium, ale by zgłosiła
im o wszystkim, co jest jej do życia potrzebne.
- Jej podoba się mieszkanie. Wyraża wielkie zadowolenie i dzięki. Co za łaskawość.
Dowód troski. Dowód szacunku.
Winda, przywołana na dół, wróciła po chwili na górę z jej bagażami. Przy pomocy
Tipa wniosła je do mieszkania.
Zawiesić je teraz pięknie , Huf nadał wagi swym gestom ostrym szarpnięciem głowy
do przodu. Ze swego osobistego woreczka zaczął wyciągać naszyjniki z muszli i kamieni,
bransolety z nie szlifowanych klejnotów, stary mantylowy grzebień z kości słoniowej, który
Tip ostrożnie umocował mu nad okiem.
Laria nagle wszystko pojęła i zaczęła grzebać w swych bagażach w poszukiwaniu
błyskotek, które wręczył jej ojciec w urodzinowym prezencie: podwójnego sznura pereł,
klipsów, bransoletki i dwóch pierścionków, z perłą i ognistym opalem. Drogocenne prezenty
wprawiły ją wtedy w zdumienie, teraz jednak zrozumiała, że podczas tej wizyty klejnoty
odegrają tak samo ważną rolę, jak jej umiejętność płynnego mówienia w języku gospodarzy.
Mrdiniowie - i to była jedna z cech zbliżających ich do ludzi - byli bardzo towarzyscy.
Uwielbiali wspólne biesiady z krewnymi lub w grupach osobników, których nie łączyły
ściślejsze więzy. Temu służyły właśnie napotkane po drodze duże skwery. To do jednego z
takich miejsc zgromadzeń mieli zaprowadzić ją Tip i Huf, który na tę okazję przyozdobił się
w co miał najcenniejszego: koronę z macicy perłowej, nanizane na sznurki nie szlifowane
kamienie szlachetne i inne błyskotki oraz zwoje bransolet z muszli. Z uznaniem pokiwał
głową zobaczywszy, jak ona się wystroiła. Starzy przyjaciele mogą teraz zaprowadzić ją na
skwer.
Zespół instrumentów perkusyjnych zajął już swoje miejsce. A muzycy bębniąc szli w
zawody z odgłosami gromów rzucanymi przez nieprzerwanie startujące pojazdy kosmiczne.
Na wielkich blatach, ustawionych w czasie kiedy ona dokonywała inspekcji, pojawiło się
jedzenie. Stoły otoczone były setkami niewielkich kanciastych i okrągłych zydli służących
'Diniom do siedzenia.
Jako honorowy gość, Laria usiadła na wyróżniającym się, ludzkim krześle tuż obok
Plusa, który skorzystał z okazji, by się specjalnie przyozdobić, i kilku mniejszych 'Diniów
kubek w kubek do niego podobnych, także obwieszonych mnóstwem ozdób. Wśród 'Diniów
badawcze przyglądanie się klejnotom poczytywano za dowód uprzejmości, a więc Laria
dopełniła tego towarzyskiego ceremoniału, głośno wyrażając swój zachwyt, na dodatek udało
jej się przy ocenie każdej ozdoby nie powtarzać się, a powiedzieć za każdym razem coś
nowego.
Kiedy wymiana uprzejmości ze świtą Plusa dobiegła końca, rozbolała ją szczęka, ślina
zaschła na języku i piekło ją w gardle.
- Napijemy się? - zapytała Tipa, który cały czas trzymał się w pobliżu, niewykluczone,
że na wypadek tej właśnie sytuacji. Odwróciła się od zebranych, żeby rozmasować sobie
szczęki; dla rozluznienia ust i mięśni warg ziewnęła: chciała umknąć nieporozumienia, jakie
mogłoby wyniknąć, gdyby 'Diniowie zobaczyli, co robi.
Ponownie zaczynało jej doskwierać niemiłosierne słońce, postanowiła nie zwlekać i
sprawić sobie kapelusz, którego dotąd nigdy nie musiała zakładać, jednak jakoś trzeba było
ochronić głowę.
Ryzykujesz udarem słonecznym, odezwał się Yoshuk, na szczęście pomyśleliśmy o tym
zawczasu.
Odległość dla obdarzonego talentem najwyższej próby telepaty była fraszką, ale Laria
natychmiast zorientowała się, że odbiera mentalny głos Yoshuka jakby z bliska. Rozejrzała się
dookoła i ujrzała wchodzących na skwer dwoje ludzi. Dwie sylwetki zniknęły natychmiast w
tłumie 'Diniów podrygujących w takt uderzeń w bębny, tak porywających, że z trudem udało
jej się powstrzymać od wybijania rytmu nogami podczas podziwiania wystawy klejnotów.
'Diniowie byli bardzo wrażliwi na rytm, a zaawansowany tanecznie osobnik potrafił
dokonywać niesłychanych wyczynów w takt wybijany w bębny czy też innego rodzaju
przedmioty. W domu uczestniczyła już w tańcach, jednak wiedziała, że na Clarf należy
przestrzegać osobliwego protokołu. Ani Tip, ani Huf nie byli w stanie wyjaśnić jej wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]