[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A co, chciałbyś mieć całe Zalewo na głowie - trzepnął w ucho Baziak swego
najwierniejszego druha.
- A tak, tak. Trzeba po cichutku - stęknął Kowalik.
- Ale na co te worki? - teraz wątpliwości ogarnęły Czwórkę.
Jasio popatrzył na niego krzywo.
- Ziemię będziemy w nie ładować. Nie będziesz chyba grzebał w niej po
ciemku za florenami. Trzeba wszystko przenieść w jakieś widne miejsce. Jak raz
wasza piwnica mi siÄ™ widzi.
- To całą skarpę będziemy tu targać? - oburzył się Trójka.
Kowalik ziewnął i dopił swoje piwo.
- Nie całą, tylko ziemię z tego miejsca, gdzie są floreny. Na sztych łopaty
głęboko. Będzie tego ze cztery worki.
(Nie wiem dlaczego, ale znów odniosłem wrażenie, że Kowalik nie jest aż tak
bardzo pijany, na jakiego wyglądał).
Tymczasem wstał podtrzymując się stolika i wymruczał:
- No to do północy.
Chwiejnym krokiem wymaszerował na ulicę podtrzymując się ściany domku.
- No i co teraz, szefie? - spytał niepewnie Trójka.
ROZDZIAA ÓSMY
WORKI Z TAJEMNICZYM AUPEM * ZEMSTA KOWALIKA *
WYJAZD DO OLSZTYNA * DZIEJE OLSZTYCSKIEGO ZAMKU
Baziak popatrzył po swojej ekipie. Oj, niewesołe to było spojrzenie.
- Dwójka i Czwórka do piwnicy. Przygotować łopaty i znalezć jakieś worki.
- A jeżeli to wszystko na nic? - wymruczał Czwórka próbujący dobudzić
śpiącego Dwójkę. W końcu to mu się udało i klnąc pod nosem powlekli się do
piwnicy.
- A ty, Trójka, zrobiłbyś coś do jedzenia. Która to już godzina, a my bez
obiadu.
Nie było mowy, żeby udać się tropem baziakowców bez udziału Andrzeja i
Aukasza. Andrzej nie musiał tłumaczyć się przed nikim ze swej nocnej wyprawy,
Aukasz natomiast zełgał rodzicom, że nocuje u Andrzeja.
Tuż po północy nadszedł Kowalik i objuczona workami i łopatami grupa
ruszyła w stronę cmentarza. Tam, na skarpie pod garażami znajdowano floreny. My
cichutko ruszyliśmy za nimi. Cichutko? Raptem nie wiadomo kto kopnął pustą
puszkę, która z hałasem potoczyła się ulicą. Przycupnęliśmy za narożnikiem
ogrodzenia, ale nie na wiele by się nam to zdało, gdyby nie:
- Miauu! - zamiauczał Aukasz i uspokojeni bandyci ruszyli dalej.
- Ty masz talent - ścisnąłem rękę Aukasza.
- Każdy stara się jak umie - odszepnął skromnie. - W końcu miało się koty...
Doszliśmy do skarpy i schowaliśmy się w cieniu garaży.
Kowalik zachowywał się jak szaman lub pomylony radiesteta. Krążył w kółko.
Dreptał to w jedną, to w drugą stronę. Wreszcie odezwał się głucho brzmiącym w
ciszy nocnej głosem:
- To tutaj! Kopcie.
Niewierny Dwójka chciał rozkruszyć ziemie w świetle latarki, ale łagodna
perswazja w postaci kopnięcia przez szefa zagnała go do łopaty. Kilka chwil i cztery
worki stały po brzegi wypełnione ziemią.
Czwórką baziakowców zarzuciła je sobie stękając na ramiona i podreptała
między garaże.
Nie przeszli nawet kilku kroków, gdy zapaliły się reflektory i gromki głos
zawołał:
- Stać! Ręce do góry! Policja!
Nie trzeba chyba dodawać, że cała piątka prysnęła w ciemność. Za nimi
zatupotały buty ścigających.
- Nawiali na cmentarz, panie aspirancie - usłyszeliśmy meldunek - bez
porządnych latarek ciężko ich będzie ścigać. Zobaczymy, co oni tu nakradli, bo wory
pełne aż po brzegi.
- Znalazły się worki, znajdą się ich właściciele.
- O rany, szefie, toż to ziemia!
- Gdzie?
- W workach.
Coś zaszeleściło w cmentarnych zaroślach.
- Stój, bo strzelam! - rozległ się ostry głos policjanta.
- Ale po co kochanej władzuni od razu strzelać? Jak się strzela, to można
jeszcze kogoś niechcący zabić! A to ja, Kowalik. I jest ze mną jeszcze młody Baziak i
jego koledzy. Nieładnie strzelać do takich porządnych ludzi... - zza cmentarnego płotu
wygramolił się Kowalik, a zaraz za nim Baziak i spółka. Wszyscy trzymali
profilaktycznie ręce podniesione do góry.
- Twarzami do muru. Ręce oprzeć o mur. Nogi rozstawić szeroko. O, tak
dobrze - zabrzmiała ostra policyjna komenda.
- Melduję, szefie, że zatrzymani nie posiadają przy sobie broni. Albo w ogóle
nie mieli, albo ukryli w czasie ucieczki na cmentarzu! - usłyszeliśmy meldunek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]