[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamkowych wrót, żebracy podążający za obozem królewskim
zajęli nowe miejsca, pełni nadziei i, oczekując wizyty
sędziego królewskiego, biskupa Roberta z Salisbury, który
miał przybyć na spotkanie swego pana, prowadząc wielu
znakomitych i ważnych kleryków. Pod osłoną ściany bramy
przebywał na swym małym wózku Lame Osbern. Mógł tu
żebrać wygodnie, bez potrzeby ruszania się dokądkolwiek.
Zniszczone, drewniane przyrządy, których używał dla
przedłużenia kikutów rąk, leżały przed wózkiem starannie
ułożone na czarnym płaszczu, którego nie musiał używać
przed zapadnięciem nocy. Okrycie było tak złożone, że
brązowa klamra przy kołnierzu była doskonale widoczna na
tle tkaniny - smok wieczności z ogonem w ustach.
Cadfael pozwolił innym minąć bramę, a sam zatrzymał
się, by zamienić słowo z kaleką.
Gdzież to podziewałeś się, człowieku, od czasu, kiedy wi-
działem cię w pobliżu królewskiego obozu? Masz tu, widzę,
lepsze miejsce.
Pamiętam cię. Jesteś tym bratem, który przyniósł mi
płaszcz - odparł Osbern, patrząc oczyma jasnymi i niewinny-
mi. Na twarzy miał jednak wymalowane nieszczęście, które
dotknęło jego ciało.
Czy okrycie to dobrze ci służy?
Płaszcz jest bardzo ciepły i modlę się za tę niewiastę, o
której wspominaliście. Ale mam obawy... związane z tym
darem. Człowiek, do którego uprzednio należał, jest martwy,
czyż nie, bracie?
- Tak, lecz nie powinno cię to kłopotać ani nie musisz
żywić obaw o jego duszę. Kobieta, która wysłała te szaty, jest
jego siostrą i powinieneś nadal ją błogosławić za ten dar.
Nośgo bez strachu i niech ci w nim ciepło będzie.
Chciał odejść, lecz dłoń żebraka przytrzymała go za
habit.
- Obawiam się, bracie, że ponoszę część winy, ponieważ
widziałem tego człowieka, gdy żył i był ubrany w ten
płaszcz,
żwawy jak...
-Widziałeś go?- powtórzył nie swoim głosem Cadfael, a
oddech zamarł mu w piersi z napięcia.
- Tak, była bardzo zimna noc i pomyślałem sobie, by
Bóg zesłał mi taki płaszcz na ogrzanie moich starczych kości.
Bracie, myślenie także jest rodzajem modlitwy i dociera do
Stwórcy. I nie minety trzy dni, jak Pan zesłał mi ten sam
płaszcz. Rzuciliście go wprost w moje ramiona! Jak mogę
spać spokojnie? Młodzian ten dał mi monetę i poprosił, bym
rankiem się za niego modlił, co też uczyniłem. A wieczorem
był już martwy! A jeżeli moja pierwsza modlitwa pozbawiła
znaczenia drugą? Jeżeli to ja wymodliłem dla niego grób, aby
otrzymać to ciepłe okrycie?
Zakonnik patrzył w milczeniu na zamarłego u jego stóp
kalekę, czując, jak w środku niego narasta lodowate, przera-
żające podejrzenie.
Człowiek ten był przy zdrowych zmysłach. Jego rozum i
oczy nie szwankowały, dobrze wiedział, co mówi, a rozterki
w jego sercu były naprawdę głębokie, wynikały z pierwszej
refleksji, cokolwiek potem nastąpiło...
- Odpędz od siebie wszystkie takie myśli, przyjacielu -
odezwał się po chwili stłumionym głosem - bo tylko Szatan
mógł je na ciebie zesłać. Skoro Bóg daje ci łaski, których pra-
gniesz, to nieważne jest, jaką drogą otrzymujesz upragnione
dobra, bo wszystko jest zgodne z wolą Pana. Ten człowiek
był żołnierzem Fitz-Alana, zginął wraz z innymi obrońcami,
kie-
dy padł zamek. W jego śmierci nie ma twojej winy, nie
masz się czego lękać.
Osbern wciąż niepewnie potrząsał głową, chociaż zmar-
twiona twarz wypogodziła się nieco.
Człowiek Fitz-Alana? Dziwne. Jak mógł być człowie-
kiem szeryfa, skoro widziałem go wchodzącego i opuszcza-
jącego królewski obóz?
Widziałeś go?! Jesteś pewien? Po czym poznajesz, że to
ten sam płaszcz?
Po klamrze przy szyi. Widziałem ją dokładnie w blasku
ognia, gdy wręczał mi jałmużnę.
Osbern nie mógł się mylić, a poza tym z pewnością nie
istniały dwa wzory tak doskonale podobne. Cadfael sam
widział dopełnienie tego ornamentu na pochwie miecza
Gilesa Siwarda.
Kiedy go widziałeś? Opowiedz wszystko dokładnie, przy-
jacielu - poprosił łagodnie.
Było to w noc poprzedzającą szturm na zamek, około
północy. Znajdowałem się blisko straży, by ogrzać nieco ko-
ści przy ich ognisku i ujrzałem go, jak nadchodził. Lub raczej
nie nadchodził, lecz przekradał się skrycie przez krzaki. War-
townicy zauważyli go i nakazali mu stanąć, a on poprosił,
aby zaprowadzili go do ich oficera, bowiem ma coÅ› istotnego
do przekazania królowi. Samemu królowi, tak powiedział!
Trzymał twarz w ukryciu kaptura, lecz po głosie poznałem, iż
jest bardzo młody. Pózniej widziałem, jak wracał. %7łołnierze
przepuścili go jak swego. Usłyszałem, jak mówi, że
rozkazano mu powrócić, aby nie było żadnych podejrzeń.
Inne jego słowa już do mnie nie dotarły. Wyglądał na
człowieka mającego spokojne serce, pozbawionego obaw i
trosk. Poprosiłem go o miedziaka, a on dał mi złotą monetę,
za którą miałem się rankiem pomodlić za niego.  Zmów za
mnie kilka pacierzy" - rzekł do mnie, a rankiem powiedziałeś,
panie, że on nie żyje. Jestem pewien, że gdy mnie opuszczał,
nie oczekiwał śmierci.
- Nie oczekiwał, z pewnością nie - smutno potwierdził
brat Cadfaei, pełen litości dla głupców, którzy sądzą, że w
zdradzie znajdÄ… zbawienie... - %7Å‚aden z nas nie zna dnia ani
godziny. Aby się całkiem uspokoić, możesz się modlić, by je-
go duszy odpuszczono wszystkie grzechy. Odrzuć myśli, że
mogłeś wyrządzić mu krzywdę. Nie życzyłeś mu niczego
złego, a Bóg słucha głosu serca. Niczego mu nie życzyłeś i
nic mu nie
zrobiłeś.
Rozwiawszy wątpliwości Osberna, mnich zostawił go zu-
pełnie spokojnego, ale sam podążył w stronę zamku przygnę-
biony ciężarem wiadomości, które zrzucił z siebie kaleka.
 Tak to jest - myślał - by ulżyć komuś, musisz podjąć jego
brzemię". I to jeszcze jakie brzemię! Przypomniał sobie, że
powinien był zadać jeszcze jedno pytanie, najpilniejsze ze
wszystkich, zawrócił więc, by zapytać.
- Nie wiesz, przyjacielu, kto tej nocy dowodził strażą?
Osbern potrząsnął przecząco głową.
Nie, bracie, nie mogę wam tego powiedzieć. Anim go
widział, anim nie słyszał jego imienia.
Więc nie kłopocz się już o płaszcz. Jest dla ciebie nie
przekleństwem, a błogosławieństwem! Ciesz się nim bez że-
nady, bo solidnie sobie nań zasłużyłeś.
***
Król Stefan przyjmował gości w wewnętrznych komna-
tach, dziedziniec był wypełniony klerykami, biskupami i po-
mniejszymi dostojnikami. Nie mogło być mowy, aby
znalazły się komnaty dla wszystkich poddanych, gdy zaczną
ich potrzebować po rozpoczęciu uczty.
- Ojcze opacie - zagadnÄ…Å‚ brat Cadfaei, dogoniwszy
przełożonego na dziedzińcu zamkowym - do uczty jeszcze
mamy czas, a ja mam ważną sprawę do załatwienia
względem morderstwa Mikołaja Faintree. Mógłbym się
oddalić na niedługi czas, jeśli mnie nie potrzebujecie?
Opat Heribert już wypatrzył w tłumie przybyłych
dostojników swego przyjaciela, biskupa Salisbury i nie
wysłuchawszy dokładnie zakonnika, skinął mu
przyzwalająco, sam zaś wmieszał się w tłum wielmożów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl