[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzmi interesu.
- Dobrze spałaś? - spytał obojętnie.
Leciutko skinęła głową.
Nagle wydało jej się, że serce nie mieści się jej
w piersi, rozpiera się, ogromnieje. Chociaż w pokoju
było ciepło, jej zrobiło się zimno.
- Odpoczęłaś?
LATYNOSKI KOCHANEK 91
Tym razem nawet nie skinęła głową, bo oddech
zamarzł jej w gardle.
Poczuła, jak zaczyna ogarniać ją panika.
Diego wstał.
Portia nie poruszyła się, stała jak zamurowana.
Podszedł do niej.
Serce jej waliło. Jak osaczonemu jeleniowi, wal
czącemu o życie.
Wyciągnął do niej rękę. Zesztywniała, powietrze
w płucach stężało. Diego dotknął sarongu.
- Bardzo ładny. Wychodziłaś po zakupy?
Pokręciła głową. Jego ręka opadła.
- Więc idz po południu. Potrzebujesz ubrań,
a zwłaszcza wieczorowych sukni. Dziś idziemy na
przyjęcie. Kup sobie coś odpowiedniego. Znasz Sin
gapur?
Znów pokręciła głową.
- Więc po prostu wymień recepcjoniście swoich
ulubionych projektantów, a samochód cię zawiezie
do ich sklepów. Chcesz, żeby ktoś z personelu z tobą
pojechał?
Tym razem zdobyła się na odpowiedz.
- Nie, dziękuję.
- Przywiozłaś jakąś biżuterię?
Przez chwilę wydawało jej się, że z niej kpi, ale on
mówił dalej:
- Więc postaraj się, żeby sukienka pasowała do
brylantów.
- Nie będziesz mi kupował biżuterii! - wybuch-
nęła.
Uśmiechnął się kpiąco.
92 JULIA JAMES
- Dlaczego nie? Przecież już kupiłem ciebie.
I wasz rodzinny bank. I siedzibę rodową. Sprzedałaś
mi się, nie pamiętasz? Co wobec tego wszystkiego
znaczy jakiś klejnocik? A skoro już o tym mowa...
Wyciągnął rękę i rozwiązał węzeł sarongu. Mate
riał opadł na podłogę.
W jego ciemnych oczach zapaliły się ognie. Po
czuła się tak, jakby była naga. Mokry kostium pod
kreślał każde zaokrąglenie jej ciała, przywierał do
piersi, brzucha.
- Co za Szkoda - powiedział cicho - że niedługo
muszę iść na spotkanie z ministrem.
Z powrotem usiadł na kanapie, przed ekranem
z notowaniami giełdowymi. Ale jeszcze raz na nią
spojrzał.
- Kup na dzisiejszy wieczór coś interesującego.
Wybiegła z salonu i schroniła się w swoim pokoju.
ROZDZIAA DZIEWITY
Samochód jechał długim, krętym podjazdem. Po
obu stronach pochodnie oświetlały drogę prowadzącą
do ogromnego domu, położonego wśród wypielęg
nowanych trawników na ekskluzywnej Tanglin Road.
W środku, przez hektary okiennych szyb, widać było
tłumy już przybyłych gości.
Wysiadając z klimatyzowanej limuzyny, Portia
poczuła, jak uderza w nią tropikalny żar. Pod jej
butami na wysokich obcasach skrzypiał żwir ścieżki,
lekko uniosła rąbek długiej spódnicy. Obok niej szedł
Diego Saez, bardzo elegancki w smokingu.
Przez cały czas przyjęcia miała wrażenie, że cho
dzi we mgle. Zapewne przedstawiono ją co najmniej
stu osobom, ale nikogo nie zapamiętała. Zresztą nikt
nie zwracał na nią uwagi. Ludzie chcieli rozmawiać
z Diegiem Saezem. Była za to głęboko wdzięczna
losowi.
Rutyna pozwoliła jej odpowiednio się zachowy
wać. Uprzejmie gawędziła, chwaliła osiągnięcia Sin
gapuru, trochę rozmawiała na temat opery i sztuki,
małymi łyczkami popijała szampana. Ale z każdą
sekundą napięcie wewnątrz niej narastało. Cały czas
była świadoma obecności tego mrocznego mężczyz
ny obok siebie.
94 JULIA JAMES
I bała się chwili, gdy zabierze ją z powrotem do
hotelu.
Nie, nie myśl o tym, powtarzała sobie. Nie myśl
o niczym.
Diego słuchał obojętnie wywodów prezesa jed
nego z singapurskich towarzystw okrętowych. Zresztą
z taką samą obojętnością słuchał też wszystkich in
nych, którzy chcieli z nim porozmawiać.
Interesowało go tylko jedno: chciał zabrać Portię
Lanchester z powrotem do hotelu.
Miała na sobie długą ciemnoniebieską suknię
o klasycznym kroju. Czy zrobiła to celowo? - za
stanawiał się. Czy celowo wybrała ten sam kolor,
w którym widział ją po raz pierwszy? Uczesała się też
tak samo: splotła włosy we francuski warkocz, co
odsłaniało jej twarz i linię szyi. Suknia była bez
rękawów, i teraz przy każdym ruchu jego własne
rękawy ocierały się o jej nagą rękę.
Czuł jej napięcie za każdym razem, gdy tak się
działo.
Spojrzał na nią. Twarz miała nieruchomą, usta
zaciśnięte, skórę bladą jak popiół.
Wokół szyi lśnił brylantowy naszyjnik, który dla
niej wypożyczył. Przyjęła go obojętnie, bez żadnego
komentarza. Tylko nagłe stężenie jej ciała, gdy zapinał
naszyjnik, wyjawiło mu, jakie uczucia w niej budzi.
Znów poczuł złość. Dlaczego, do diabła, Portia
Lanchester reaguje na niego z taką odrazą? Przecież
z własnej woli mu się sprzedała. A on zapłacił i teraz
zamierza dostać wszystko, co mu się należy.
LATYNOSKI KOCHANEK
95
A to oznacza także chętną kobietę w jego łóżku.
Poruszył się niespokojnie. Myślenie właśnie teraz
o wzięciu Portii Lanchester do łóżka nie jest najlep
szym pomysłem. Minęło już prawie czterdzieści
osiem godzin, odkąd miał ją po raz pierwszy, i jego
apetyt narastał. Chciał ją mieć teraz, natychmiast!
Z ledwo powstrzymywaną frustracją wrócił do roz-
mowy o żegludze.
Obok niego Portia stała sztywna jak kawałek
drewna. Z twarzą obojętną, jakby włożyła maskę,
popijała szampana.
W drodze powrotnej do hotelu Portia wcisnęła
się w kąt kanapy i wyglądała przez przydymione
okno. Wiedziała, że wypiła za dużo szampana. Bu
rzył jej się w żyłach, działał na podrażnione nerwy
jak izolujący koc.
Ale potrzebowała tego. Potrzebowała czegoś, cze
gokolwiek, by w ogóle móc funkcjonować.
Czegoś, co by ją chroniło przed gehenną, która ją
czekała.
Diego Saez znów będzie chciał wziąć ją do łóżka.
A gdy to zrobi, jej ciało znów zapłonie ogniem, który
on w niej wzniecał. Nie potrafi tego powstrzymać.
Jak zniesie tę torturę?
Ale musi ją znieść. I to było najgorsze ze wszyst
kiego.
Nie myśl! Po prostu nie myśl! - nakazała sobie.
Otoczona kokonem alkoholowego oszołomienia,
weszła do apartamentu i zatrzymała się. Co on chce,
by teraz zrobiła? Poszła do sypialni? Jego sypialni?
96 JULIA JAMES
Stała, czekając na instrukcje, a pokój wirował
wokół niej.
- Portia?
Głos Diega doleciał ją z bardzo daleka. Odwróciła
się, pokój zaczął wirować jeszcze szybciej.
- Ile wypiłaś?
Spojrzała na niego. Jest taki wysoki, pomyślała,
a te patrzące na nią oczy powodują, że czuje się słaba
i bezwolna. Smokingowa marynarka opinająca jego
szerokie ramiona, biel gorsu koszuli na muskularnej
piersi...
Pragnęła położyć na niej ręce, poczuć twarde
mięśnie, przywrzeć do niego.
Patrzyła na niego tak, jakby piła go wzrokiem.
To było pożądanie. Uczucie, którego nigdy jesz
cze nie doznała.
Aż do czasu, gdy spotkała Diega Saeza.
Powoli, lekko się chwiejąc, podeszła do niego.
Cała jej istota koncentrowała się na nim. Na całym
świecie nie istniało nic prócz niego.
Stał nieruchomy jak skała. Twarz miał kamienną.
Tylko na policzku pulsował mu nerw.
W jej żyłach pienił się szampan. Ile wypiła?
Uśmiechnęła się powolnym, zmysłowym uśmiechem.
- Wystarczająco - szepnęła. Zarzuciła mu ręce na
szyję i przyciągnęła jego usta do swoich.
Przez jedną, krótką chwilę opierał się, walczył
o zachowanie kontroli nad sobą.
Ale gdy poczuł miękkość jej warg, był zgubiony.
- Dziś musisz sama znalezć sobie jakieś zajęcie
LATYNOSKI KOCHANEK 97
- oświadczył Diego rano. - Mam spotkania aż do
wieczora. Co będziesz robić? Pójdziesz sobie coś
jeszcze kupić?
- Może - odparła obojętnie.
Miała swoją zbroję, która utrzymywała cały świat
na dystans, a ją chroniła w mglistym kokonie.
Jedli śniadanie przy stoliku ustawionym koło okna.
Portia zadowoliła się plasterkiem papai, Diego zamó
wił jajka po benedyktyńsku. Wyglądało na to, że ma
zdrowy apetyt.
Ale też był postawnym mężczyzną. Wysokim,
dobre zbudowanym. Musi się dobrze odżywiać.
Nie myśl o jego ciele, nakazała sobie. O tym, co
z tobą robiło...
To było na czas nocy. Czas nocy, gdy zbroja znika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]