[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poprzednim miejscu.
Spędzili cały ten dzień wśród gęstych chaszczy. Dopiero nad wieczorem Kazan
odwiedził chatę. Joanna i jej mąż byli w domu i oboje natychmiast dostrzegli rozdarty
bok psa oraz jego poszarpany łeb i barki.
— Mało brakowało, żeby pozostał na placu boju! — rzekł mężczyzna obejrzawszy
ramy. — Był to ryś lub niedźwiedź! Wilk nie potrafiłby tego zrobić!
Joanna zajęła się wnet opatrunkiem ran i pracowała przez dobre pół godziny,
przemawiając przez cały czas łagodnym głosem i klepiąc psa łagodnie po łbie i karku.
Ciepłą wodą zmyła zakrzepłą krew, potem namaściła skaleczenie gojącym balsamem i
Kazan uczuł znów dawne palące pragnienie pozostania przy niej na zawsze. Przez długi
czas pozwoliła mu leżeć z pyskiem u swych nóg, na skraju sukni, podczas gdy sama
szyła coś dla małej Joasi. Potem zabrała się do przyrządzania kolacji, a pies wstał nieco
chwiejnie i podszedł do drzwi. Gwiaździsta noc i Szara Wilczyca przyzywały go
natarczywie, więc odpowiedział na to wołanie zgarbieniem bark i ponurym
opuszczeniem łba. Szczęście, którego doznawał w bliskości Joanny pierzchło.
Wybrawszy dogodny moment, wymknął się przez otwarte drzwi. Księżyc zajaśniał już na
niebie, nim odnalazł Szarą Wilczycę. Przyjęła nadejście towarzysza cichym skowytem
radości i niewidomym pyskiem popieściła jego kark. Pomimo kalectwa robiła wrażenie
szczęśliwszej niż zdrowy i potężny Kazan.
W ciągu następnych dni trwała głucha, lecz ustawiczna walka między Szarą
Wilczycą a kobietą. Gdyby Joanna wiedziała, kto leży w nadbrzeżnych chaszczach,
gdyby choć raz dojrzała biedne zwierzę, dla którego Kazan był teraz wszystkim:
słońcem, gwiazdami, księżycem i jadłem, bez wątpienia wycofałaby się z. tych zapasów.
Lecz nieświadoma dramatu, coraz przemyślniej wabiła psa ku chacie i zwolna brała górę.
. Upłynął tydzień od walki na Słonecznej Skale i nadszedł wreszcie wielki dzień.
Poprzedniego wieczora Kazan zaprowadził Szarą Wilczycę na zadrzewiony cypel
rzeczny i pozostawił ją tam idąc do chaty. Tym razem uwiązano mu do obroży mocny
rzemień, którego drugi koniec został przytwierdzony do kółka w ścianie. Joanna i jej mąż
wstali nazajutrz o brzasku. Słońce wschodziło właśnie, gdy opuszczali chatę wszyscy
czworo: mężczyzna niosąc dziecko, a Joanna wiodąc psa na smyczy. Kobieta odwróciła
się, by zamknąć drzwi na skobel, i Kazan usłyszał w jej piersi cichy szloch. Na wodzie
przy brzegu kołysała się duża łódź. Joanna wsiadła najpierw, trzymając małą Joasię, po
czym przyciągnęła do siebie psa, aż legł całym ciałem aa jej stopach.
Gdy odbijali od brzegu, słońce grzało rozkosznie kark Kazana, więc przymknął oczy
w błogim rozmarzeniu i oparł pysk na kolanach kobiety. Jej dłoń opadła miękko na jego
łeb. Usłyszał ponownie ów dźwięk, którego wiosłujący mężczyzna nie zauważył: cichy
szloch w głębi piersi.
Joanna pokiwała dłonią w kierunku chaty niknącej właśnie są kępą drzew.-
— Do widzenia! — zawołała żałośnie. — Do widzenia! — Raptem wtuliła twarz
między Kazana a dziecko i rozpłakała się.
Mężczyzna złożył wiosła.
— Czy martwisz się, Joanno ? — spytał.
Prąd znosił teraz czółno tuż przy zalesionym cyplu lądu i woń Szarej Wilczycy
uderzyła w nozdrza Kazana. Wstał i zaskomlił.
— Czy żal ci, że odjeżdżamy stąd? Joanna przecząco poruszyła głową.
— Nie! — odpowiedziała z pewnym wysiłkiem. — Tylko, że ja zawsze mieszkałam
w lasach i tu... mój dom!
Cypel wraz z białą piaszczystą łachą pozostał w tyle. Kazan tkwił sztywny, zjeżony i
patrzył. Człowiek zawołał nań, a Joanna uniosła głowę. Ona również dostrzegła zwierzę
stojące niemal nad samą wodą i raptem smycz wymknęła się z jej palców, a błękitne oczy
zajaśniały ogniście. Była to Szara Wilczyca. Zwróciła ślepe oczy w, stronę Kazana.
Rozumiała już wszystko. Węch donosił to, czego nie widziały źrenice. Kazan stanowił
wraz z ludźmi jedną gromadę i oddalał się coraz bardziej.
— Patrz! — szepnęła Joanna.
Mężczyzna spojrzał. Łapy wilczycy dotykały wody. A gdy łódź płynęła dalej, Szara
Wilczyca siadła na piachu, uniosła łeb ku słońcu, którego nie mogła dojrzeć, i
rozpaczliwym wyciem po raz ostatni przyzwała Kazana.
Łódź drgnęła. Bure cielsko śmignęło w powietrzu. Kazan skoczył.
Mężczyzna sięgnął po karabin. Joanna powstrzymała go śpiesznie, wyciągając dłoń.
Była okropnie blada.
— Zostaw! Niech idzie! — krzyknęła. — Jego miejsce tam, przy niej!
A Kazan dotarłszy do brzegu otrząsnął wodę z burych kudłów i spojrzał ku Joannie..
Łódź wpływała na zakręt rzeki. Jeszcze chwila i znikłą mu z oczu. Szara Wilczyca
wygrała.
ROZDZIAŁ X
POŻAR
Od czasu okropnej walki z rysiem u szczytu Słonecznej Skały Kazan coraz słabiej
pamiętał dawne dzieje: swe wędrówki na czele pociągowych psów i łowy z wilczym
stadem. Nie miał ich jednak nigdy całkowicie zapomnieć i do końca życia pojawiały się
nieraz przed nim urywki minionych zdarzeń. Lecz jak człowiek otwiera nową erę wraz z
małżeństwem, uzyskaniem kierowniczej posady lub zerwaniem dawnych więzów, tak dla
Kazana wszystko zdawało się rozpoczynać z chwilą wybuchu dwu dramatów, które
wydarzyły się niemal jednocześnie.
Pierwszym była walka na Słonecznej Skale, gdy ryś rozdarłszy szczenięta oślepił na [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl