[ Pobierz całość w formacie PDF ]
snych winogron. Zawsze lepiej mi się rozmawiało, kiedy go nie było;
przypominam sobie, że owego ranka zabawiałem damy i że siedzieli-
śmy tutaj, w ogrodzie. Rozmawialiśmy o muzyce. Moja żona była
dość muzykalna, choć nigdy nie nauczyła się grać. Moja bratowa mia-
ła delikatną rękę; zawsze mówiono, że ma delikatną rękę, i zazwyczaj
grywała nam wieczorami. Oprócz tamtego wieczoru, rzecz jasna.
TLR
Wtedy nie była w stanie grać. Rano myśleliśmy, że zagra nam wieczo-
rem, jak zwykle. Czy przypominasz sobie, Constance, iż tamtego ran-
ka w ogrodzie byłem nadzwyczaj ożywiony?
Pełłam grządki warzywne odparła Constance. Słysza-
łam, że wszyscy się śmieją.
Bawiłem towarzystwo. Teraz jestem z tego zadowolony.
Umilkł na chwilę, splatając i rozplatając ręce.
Chciałam być dla niego milsza, ale nie mogłam za niego splatać
rąk i nie miałam mu co przynieść, leżałam więc spokojnie i słuchałam,
co mówi. Constance ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w ja-
kiś liść, a po trawniku przesuwały się miękkie cienie.
Chłopca nie było odezwał się wreszcie stryj Julian smut-
nym, starczym głosem. Poszedł dokądś... czy łowił ryby, Constan-
ce?
Wspinał się na kasztan.
Pamiętam. Naturalnie. Pamiętam wszystko bardzo wyraznie,
moja droga, i mam to w moich notatkach. To był ich ostatni poranek i
nie chciałbym go zapomnieć. Chłopiec wspiął się na drzewo i krzy-
czał do nas z wysoka, zrzucając gałązki, dopóki moja bratowa go nie
skarciła. Zirytowały ją gałązki spadające na głowę. Mojej żonie to się
również nie podobało, lecz za nic nie odezwałaby się pierwsza. Uwa-
żam, że moja żona była uprzejma dla twojej matki, Constance. Przy-
kro byłoby mi myśleć inaczej; mieszkaliśmy w domu mego brata i ja-
daliśmy przy jego stole. Wiem, że mój brat wrócił do domu na lunch.
Jedliśmy grzanki z serem powiedziała Constance. Cały
ranek pracowałam w ogrodzie i musiałam przygotować na lunch coś
szybkiego.
To były grzanki. Często się zastanawiałem, dlaczego nie doda-
no do nich arszeniku. Ciekawa kwestia, na którą położę nacisk w mo-
TLR
jej książce. Dlaczego nie dodano arszeniku do grzanek? Straciliby
wprawdzie przez to kilka godzin życia, ale prędzej byłoby po wszyst-
kim. Constance, jedynym z twoich dań, które budzi we mnie silną nie-
chęć, są grzanki z serem. Nigdy za nimi nie przepadałem.
Wiem, stryjku. Nigdy ich stryjkowi nie podajÄ™.
Arszenik pasowałby do nich znakomicie. Przypominam sobie,
że zamiast grzanek zjadłem sałatkę. Na deser był pudding jabłkowy z
poprzedniego wieczoru.
Słońce już niedługo zajdzie. Constance wstała i otrzepała
ręce. Zawiozę stryjka do domu, bo inaczej stryjek zmarznie.
Pasowałby znacznie bardziej do grzanek, Constance. Dziwne,
iż wówczas nie podniesiono tej kwestii. Arszenik jest bez smaku, jak
wiesz, w przeciwieństwie do grzanek. Dokąd mnie wieziesz?
Do domu. Odpocznie stryjek godzinÄ™ przed kolacjÄ…, a po kola-
cji mogę coś zagrać, jeśli stryjek zechce.
Nie mam czasu, moja droga. Muszę zapamiętać i zanotować
tysiąc szczegółów, i nie mam chwili do stracenia. Za nic nie chciał-
bym pominąć żadnego drobiazgu z ich ostatniego dnia; moja książka
musi być wyczerpująca. Myślę, iż ogólnie rzecz biorąc był to dla nich
przyjemny dzień i lepiej, rzecz jasna, że nie podejrzewali, iż jest
ostatnim. Mam wrażenie, że mi chłodno, Constance.
Już za chwilę będzie stryjek w przytulnym pokoju.
Szłam powoli za nimi, niechętnie opuszczając ciemniejący ogród.
Za mną ruszył Jonasz, kierując się ku oświetlonemu domowi. Gdy
weszliśmy z Jonaszem do środka, Constance zamykała właśnie drzwi
pokoju stryja Juliana. Uśmiechnęła się do mnie.
Już prawie śpi powiedziała łagodnie.
TLR
Zaopiekujesz siÄ™ mnÄ…, kiedy siÄ™ zestarzejÄ™ jak stryj Julian?
zapytałam.
Jeśli tylko jeszcze tu będę odparła, a mnie przeszył dreszcz.
Siedziałam w kącie tuląc Jonasza i patrzyłam na Constance poru-
szajÄ…cÄ… siÄ™ szybko i cicho po jasnej kuchni. Za kilka minut poprosi,
żebym nakryła dla nas trojga w jadalni, a po kolacji nadejdzie wieczór
i usiądziemy sobie w ciepłej kuchni. Dom będzie nas osłaniał i nikt z
zewnątrz nie dostrzeże nawet światła.
TLR
IV
W niedzielę rano zmiana przybliżyła się o dzień. Postanowiłam
nie myśleć o trzech magicznych słowach i nie dopuszczać ich do gło-
wy, lecz aura zmiany była tak silna, że nie dało się tego uniknąć;
zmiana zawisła jak mgła nad schodami, kuchnią i ogrodem. Nie za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]