[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Trudno mi w to uwierzyć  wymamrotała. Od-
wróciła się i wyjrzała przez okno na dziedziniec, gdzie
szeleszczące liście drzew przybrały jaskrawe, jesienne
barwy. Lecz ten piękny widok nie złagodził jej bólu.
 Nawet nie wiedziałam, że Mark ma brata. Dowiedzia-
Å‚am siÄ™ o tym dopiero tego wieczoru, kiedy mu powie-
działam, że jestem w ciąży.
Wyczuła, że Jared stanął za nią. Nie dotknął jej
jednak, ani nie usiłował jej przerwać.
Zamknęła oczy i wspomniała tę pamiętną noc.
 Pewnie nie powinnam mu przekazywać tej infor-
macji tak gwałtownie, ale sama byłam przerażona i nie
myślałam logicznie. Trudno było mi sobie wyobrazić
gorszy moment na zajście w ciążę. Do zakończenia
szkoły miałam wtedy dwa semestry, czekały mnie eg-
zaminy dyplomowe.
 Czy brałaś pod uwagę inne wyjście?
 Nie!  Odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
 Oczywiście, że nie. I kiedy już doszłam do siebie po
początkowym szoku, kiedy przeszły mi poranne mdło-
ści i zmęczenie, nigdy nie żałowałam swojej decyzji.
 Więc dlaczego uciekłaś?  Delikatnie odsunął ko-
smyk włosów z jej czoła.
 Z powodu twoich rodziców. Ponieważ... Uwierz
mi, nie mogłam zostać. Obiecaj mi, że nic im nie po-
wiesz. Nie zawiadomisz ich, że nas znalazłeś, prawda?
 Chwyciła go za ramiona.  Przyrzeknij mi to. Nie
chcę, żeby wiedzieli, gdzie jestem.
 Shelly, oni już to wiedzą. Chcą zobaczyć Tylera.
118 LAURA IDING
 Nie! To wykluczone!  Ogarnęła ją panika, gardło
zacisnęło się ze strachu.  Nie pozwolę im go zobaczyć.
Nie pozwolÄ™!
 Uspokój się. Reagujesz nierozsądnie.  Na jego
twarzy odmalowało się zdumienie.  Nic nie rozumiem.
Co w tym złego, że dziadkowie zobaczą swojego wnu-
ka? Shelly, czy oni zle ciÄ™ potraktowali? Nie chcieli
uwierzyć, że to dziecko Marka? Co się stało?
 Próbowali kupić moje dziecko.  Dzgała go pal-
cem w pierś, podkreślając każde słowo.  Twoi rodzice
zaproponowali mi pół miliona dolarów za mojego syna.
Pół miliona dolarów to bardzo duża suma. Tak duża,
że Jared nie bardzo mógł uwierzyć w słowa Shelly.
 To musiało być jakieś nieporozumienie.
Roześmiała się ze smutkiem.
 Nie. Wszystko dobrze zrozumiałam. Twoja matka
wyraziła się wyjątkowo jasno i precyzyjnie.
Jared nie wiedział, co powiedzieć. To fakt, matka
zareagowała dziwnie na wiadomość o odnalezieniu
Shelly i Tylera. Nie mieściło mu się jednak w głowie, że
jego rodzice postanowią starać się o przejęcie opieki
nad pięciolatkiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę choro-
bÄ™ ojca.
 Może przedstawili taką propozycję, ponieważ byli
zrozpaczeni po śmierci Marka. Teraz nie stanowią już
dla ciebie zagrożenia. Uwierz mi. Nikt nie chce odebrać
ci Tylera.
 Przykro mi, ale nie mogę sobie pozwolić na taką
naiwność. Twoja matka złożyła mi propozycję i przed-
stawiła warunki, a ojciec ją poparł, wtrącając swoje
prawnicze trzy grosze. Nie obchodzi mnie, co ty o tym
MIKKIE LDOWANIE 119
sÄ…dzisz. Moja odpowiedz brzmi ,,nie  . Nie pozwolÄ™ im
zobaczyć Tylera. Koniec dyskusji.
Zdecydowanym krokiem przeszła na drugi koniec
sali. Była bardzo zdenerwowana. Za dużo wstrząsają-
cych wydarzeń naraz. Jej zdenerwowanie i determinacja
osiągnęły punkt krytyczny. Niemądrze byłoby bardziej
na nią naciskać. Zresztą i tak w obecnym stanie Tyler
nie mógł spotkać dziadków.
Jared postanowił zadzwonić do rodziców i opowie-
dzieć im o tym, co się dziś wydarzyło. Podczas wcześ-
niejszej rozmowy użył całej swojej zdolności przeko-
nywania, by ich powstrzymać przed przyjazdem do
Milwaukee i namówić ojca na echokardiogram. W do-
datku dziś rano rozmawiał z matką dość niegrzecznie.
Wyszedł na korytarz, by znalezć się poza zasięgiem
uszu Shelly, i wystukał numer rodziców. Telefon
w ich domu dzwonił i dzwonił, ale nikt nie odbierał.
Dopiero po długiej chwili włączyła się automatyczna
sekretarka.
Zmarszczył czoło. Gdzie mogli wyjść o tej porze,
w sobotę? Czyżby ojciec poczuł się lepiej i poszli razem
na kolację? Zadzwonił do ojca na komórkę.
 Halo?  Połączenie nie był najlepsze, ale rozpo-
znał głos ojca.
 Tata?  Odwrócił się tyłem do poczekalni i zniżył
głos.  Ledwo cię słyszę. Gdzie jesteś?
 Cieszę się, że dzwonisz. Niedługo lądujemy. Mu-
sisz nas odebrać z lotniska.
 O nie.  Zamknął oczy. Znał odpowiedz na swoje
następne pytanie, jeszcze zanim je zadał.  Tylko mi nie
mów, że w tej chwili tu lecicie.
 Ależ właśnie tak. Już się nie możemy doczekać,
120 LAURA IDING
kiedy zobaczymy wnuka. Według planu wylądujemy
w Milwaukee za czterdzieści minut.
Niedobrze. Rodzice będą musieli dać sobie radę sa-
mi. Obiecał Tylerowi, że po operacji będzie na niego
czekał, i zamierzał dotrzymać przyrzeczenia.
 Przykro mi, ale nie mogę przyjechać po was na
lotnisko. Wezcie taksówkę i znajdzcie jakiś hotel. Póz-
niej siÄ™ z wami skontaktujÄ™.
 Jak to, nie możesz po nas przyjechać? Na pewno
możesz. Przecież jesteś tam kierownikiem, w tym two-
im pogotowiu helikopterowym. Na pewno znajdziesz
dla nas kilka minut.
Zacisnął zęby, by opanować irytację.
 Nie o to chodzi. Nie uprzedziliście mnie o przyjez-
dzie, a ja nie zamierzam na wasze skinienie burzyć
moich planów. Wezcie taksówkę, znajdzcie hotel przy
lotnisku. Zadzwonię pózniej.
Skończył rozmowę, zanim ojciec zdążył zaprotes-
tować. Po sekundzie namysłu wyłączył telefon, by nie
mogli go dalej nękać. Westchnął i potarł dłonią poli-
czek. Wiedział, jacy są despotyczni i umiał sobie z tym
radzić, ale młoda kobieta w ciąży łatwo mogła się ich
wystraszyć. Nawet Mark czasem tak reagował. Zwłasz-
cza po tym, jak Jared odmówił pójścia w ślady ojca
i zamiast prawa wybrał medycynę. Biedny Mark dał się
osaczyć ojcu i poszedł na studia prawnicze.
To była wina jego, Jareda. To on przyczynił się do
śmierci brata. Gdyby się z nim nie pokłócił, w dodatku
o Shelly, Mark nadal by żył, a Shelly nigdzie by nie
uciekła. Gdyby Jared zdecydował się na studia praw-
nicze, jego brat mógłby wybrać inną drogę życia. Choć
musiał przyznać, że o tym, jaki brat jest nieszczęś-
MIKKIE LDOWANIE 121
liwy, dowiedział się dopiero podczas ich ostatniej roz-
mowy.
 %7łenię się, Jared. Pogratuluj mi. Zostanę też ojcem.
 %7łenisz się? Będziesz miał dziecko? Czyś ty zwa-
riował? Jeszcze nie skończyłeś studiów. Jak dasz sobie
radÄ™?
 Rzucam studia. I tak nigdy nie chciałem być pra-
wnikiem. Prawdę mówiąc, nienawidzę tych studiów. Od
samego początku. Jak ci się wydaje, dlaczego tak często
chodzę do klubu? Tam przynajmniej poznałem Leigh.
Ona uważa, że powinienem iść za głosem serca i otwo-
rzyć swój własny klub. Właśnie to chciałbym robić. Nie
obchodzi mnie, co na to powie stary. Niech mnie nawet
wydziedziczy. Nie chcÄ™ jego cholernej forsy.
 Posłuchaj mnie. Jeśli chcesz, zrezygnuj ze stu-
diów. Będziesz musiał pracować, żeby utrzymać dziec-
ko. Ale zakładanie własnego klubu? Zlub? Do diabła,
Mark, to idiotyczny pomysł. Czy ty w ogóle ją kochasz?
 Pewnie, że kocham. Inaczej bym się nie oświad-
czył. Poza tym, nigdy nie zostawiłbym jej na lodzie
z dzieckiem. Pobierzemy się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl