[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamordować. W każdym razie nie była to zwyczajna lalka. W żadnym wypadku. Ale jaki
byłby sens zabić go po tym, jak lalka wróciła do prawowitego właściciela?
Straszne cierpimy tu męki, Zmierć dzieci, choroby i głód. Myśliwy wziął broń do ręki I
przysiągł, że pomści swój lud.
Znów usłyszał w myślach te wersy. I przysiągł, że pomści swój lud". Czy ktoś chciał się na
nim zemścić? I za co?
Na pytanie numer cztery można by odpowiedzieć twierdząco. Znaczyłoby to, że komuś
bardzo się nie podobało, że lalka na jakiś czas dostała się w jego ręce. %7łe być może stanowiła
jakiś symbol albo znak czegoś, o czym Fredric nie powinien się dowiedzieć.
Na wspomnienie żółtych oczu przeszedł go dreszcz.
Nie, Fredric Drum nie potrafił długo się czymś zadręczać.
Mimowolnie się uśmiechnął. W mitologii eskimoskiej istniało wyobrażenie krainy śmierci, do
której trafiali leniwi myśliwi. Miejsce to nazywało się Krainą Przygnębionych. Zmarli przez
całą wieczność mieli siedzieć w cieniu, z głowami zwieszonymi na piersi, mając za
pożywienie jedynie przelatujące motyle.
Motyle na Grenlandii, zaśmiał się Fredric. No, to nadwaga raczej im nie groziła.
Dotarł do Majorstuhuset. Na szczęście restauracja była otwarta. Fredric porządnie zgłodniał.
Zamówił kotlet, jajko sadzone, rogalik oraz czajniczek herbaty. Zajął miejsce przy stoliku w
rogu.
Zabrał się za jedzenie i po jakimś czasie poczuł się niemal beztrosko i radośnie. Być może
przyczyniła się do tego właśnie podjęta decyzja. Zamierzał się przeprowadzić. Do innego
pensjonatu. Już o wiele za długo mieszkał w Morganie". Przeprowadzi się nazajutrz. A dzień
pózniej, we wtorek, przyjedzie Stephen Pratt i zaczną się wakacje. Fredric zniknie z miasta.
Morderca tak Å‚atwo go nie znajdzie.
Podjął jeszcze jedną decyzję: nie opowie Tobowi o wydarzeniach ostatniej nocy. Nie chciał,
by jego przyjaciel, obdarzony mocno refleksyjną naturą, zamartwiał się i spędzał czas na
rozmyślaniach, podczas gdy on będzie bawił się w najlepsze na wakacjach.
Wrócił do pensjonatu i zawiadomił właścicieli, że wyprowadza się następnego dnia. Nie
powiedział, dokąd. Nikt też
o to nie spytał. Potem zadzwonił do pensjonatu Star" na Geitmyrsveien. Ku swojej wielkiej
radości dowiedział się, że mają wolne dwa pokoje z łazienką i że w każdej chwili może się
wprowadzić. Podczas częstych wędrówek po mieście Fre*dric miał zwyczaj zwracać uwagę
na miejsca, w których mógłby kiedyś ewentualnie zamieszkać. Star", położony na Sankt
Hanshaugen, wypatrzył kilka tygodni temu. Teraz nadszedł odpowiedni moment.
Musiał znalezć sobie jakieś zajęcie. Do wyjazdu zostały jeszcze dwa dni. Chciał się czymś
zająć, nie myśleć o tym, że jego życie jest w niebezpieczeństwie. Chwycił papiery, przybory
do pisania i starą drewnianą tabliczkę, na której widniały jakieś znaki. I wyszedł.
Zbliżała się czwarta, kiedy wszedł do holu hotelu Continental. Dopełnił formalności i dostał
klucz do pokoju numer 404.
Z szerokim uśmiechem na twarzy zasiadł przy biurku i rozłożył książki na blacie. Przed nim
leżała stara, pokryta dziwnymi znakami tabliczka. Dostać od dziadka Vuh, który dostać od
swoja dziadek", powiedział Vuh. Tabliczkę podobno znalazł ktoś dawno temu w jakiejś
grocie na północy Chin.
Yon Vuh, ten stary blagier! Ponad cztery lata temu wręczył Fredricowi tę bezcenną tabliczkę,
mówiąc: Ty przeczytać, ty dostać ta prawdziwa skarb". Fredric Drum miał przeczucie, że ów
skarb" wyszedł spod rąk samego Yon Vuh. Właśnie dlatego tabliczka tak długo leżała w
szufladzie. Z Yon Vuh był prawdziwy żartowniś.
Zaraz wszystko się okaże.
Najpierw Fredric wziął do ręki skalpel i wyciął maleńki fragment w rogu tabliczki. Ukazało
się jaśniejsze drewno. Fredric pokiwał głową.
Znaki wydawały się znajome, nie przypominały jednak żadnego z pism używanych na terenie
Azji. Zajrzał do kilku książek i po chwili trafił na właściwy trop. Jego uśmiech robił się coraz
szerszy.
Zwietna zabawa. Zabawa i niezła gimnastyka mózgu. Fre*dric przepadał za takimi grami
intelektualnymi. Gdyby nawet wokół waliło się i paliło, niczego by nie zauważył, pochłonięty
rozwiązywaniem zagadki. Tajemnicze znaki nagle ożyły. Fascynujące. Wzory, skojarzenia,
składnia, symbolika. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość, był bliski
objawienia. W takich chwilach czuł, że udało mu się nawiązać kontakt z czymś większym od
siebie, że właśnie odczytuje pradawne pismo Kosmosu, że rozmawia ze Stwórcą. To było
niemal jak religia.
Bez wątpienia z Yon Vuh był niezły blagier i żartowniś. Jednak trzeba przyznać, że wykonał
kawał dobrej roboty. Przemieszał stare symbole z kultury śródziemnomorskiej z
piktogramami własnego autorstwa i w ten sposób stworzył wprost genialne znaki. Za to inne
cechy napisu zdradzały, że na pewno nie jest bardzo stary. Mimo to Fredric był przekonany,
że nawet wytrawni badacze daliby się w pierwszej chwili nabrać. Oczywiście, datowanie
metodą C*14 wykazałoby, że to falsyfikat, ale gdyby Vuh użył innego materiału, na przykład
kamienia... Wtedy prawdopodobnie żaden naukowiec nie podejrzewałby, że padł ofiarą żartu.
Mijały godziny, Fredric był coraz bliżej rozwiązania zagadki. Pomyślał, że o wiele trudniej
jest złamać taki kod niż go wymyślić. Poczciwy Vuh potrzebował tylko kilku reprodukcji,
odrobiny fantazji i sporej dawki cierpliwości.
Wreszcie udało mu się odczytać cały tekst. Oto, jak brzmiał: KACZKA PO PEKICSKU
LEPSZA NI%7Å‚ BARANINA W KAPUZCIE.
Zadowolony z rezultatu, skreślił krótki liścik, włożył go do koperty, a na kopercie umieścił
adres chińskiej restauracji w Drammen. Drogi Yon Vuh!", napisał. Absolutnie się z tobą
zgadzam. Kaczka po pekińsku jest o wiele lepsza niż baranina w kapuście. Pozdrawiam,
Fredric Drum".
To była zabawa. Niestety, skończyła się. Teraz musiał wymyślić coś innego. Może kino? Nie,
nie miał ochoty na kino. Teatr? Niedziela, zamknięte. Było dopiero wpół do dziewiątej, za
wcześnie, by iść spać. Poza tym zgłodniał. Czuł się jak czarna dziura.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]