[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozsÄ…dek!
Ich pieszczoty były równie gwałtowne jak przedtem pocałunki i wyczerpały oboje do cna. Logan objął
Tilly ramionami i ucałował w skroń.
- Możesz mi teraz powiedzieć, co to było?
Azy płynęły z oczu Tilly. Odwróciła się, by nie mógł zobaczyć jej twarzy.
Była taka bezbronna i słaba, bardziej nieszczęśliwa niż kiedykolwiek przedtem. Co gorsza, tym razem
jej serce było poważnie zajęte. Logan spętał jej duszę pozwalając, by zakiełkowała w niej nadzieja.
- Chodzi o mojego ojca, prawda? - szepnÄ…Å‚ Logan, obejmujÄ…c Tilly ramieniem i tulÄ…c do siebie.
- Nie.
- Nie kłam, Tilly. Powiedział ci coś, prawda?
- Nie - powtórzyła, tym razem ostrzej. - On nie ma z tym nic wspólnego.
- Nie wierzę ci. - Ujął Tilly za ramiona i przekręcił na wznak, by spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że są
zaczerwienione i spuchnięte od płaczu. Była zła, że Logan widzi ją w takim stanie, ale cóż miała począć?
- Nie mogę znieść myśli, że ktoś wyrządził ci krzywdę - szepnął Logan i delikatnie ją ucałował. - Jesteś
największym cudem, jaki zdarzył się w moim życiu. Jeśli mówisz, że mój ojciec nie ma z tym nic
wspólnego, cóż, muszę ci wierzyć.
Jego pocałunki, poprzednio tak gwałtowne, teraz były pełne serdecznej czułości.
- Tak bardzo jesteś mi potrzebna - szepnął. - Przysięgam, że ostatnie dni bez ciebie były dla mnie
piekłem.
- Ja ciebie też potrzebuję wyznała Tilly, obejmując go rękami za szyję i przyciągając do siebie.
- Słuchaj, Tilly - powiedział Logan, podnosząc głowę i obejmując twarz ukochanej dłońmi. - Mam już
dość tego chowania się po kątach. Kogo chcesz oszukać? Każdy, kto ma szczyptę rozumu, widzi, że
szaleję za tobą. Jeśli jeszcze o tym nie wiesz, informuję cię, że plotkując naszym romansie od dawna.
Dość tego, Tilly! Zaczniemy chodzić na randki jak wszystkie zakochane pary. Będę dumny, pokazując się
razem z tobą. Gówno mnie obchodzi, co sobie pomyśli mój ojciec! Nie będę wiecznie dostosowywał się
do jego zachcianek.
- Logan, nic nie rozumiesz!
- %7ładnych sprzeciwów! - oznajmił autorytatywnym tonem i ucałował ją mocno. - Idziemy razem na
festyn dożynkowy, i kropka!
- Nie mogę! - odparła, szukając gorączkowo jakiegoś wykrętu.
- Właśnie, że możesz. Nie przyjmuję do wiadomości żadnej odmowy, Tilly! Zbyt długo ukrywaliśmy się
za zamkniętymi drzwiami.
- Ale... - Dwa dni temu chciała przekazać policji informację na temat Logana, a teraz zastanawia się, czy
pójść z nim na festyn dożynkowy?!
- %7ładnych ale ! - oświadczył i pocałował ją w czubek nosa. - Idziemy i już!
Tilly objęła dłońmi twarz Logana i popatrzyła w jego piękne oczy.
- Nigdy nikogo nie zraniłeś i nie zostawiłeś bez pomocy, prawda? Nie mógłbyś przecież tego zrobić!
Twarz mu posmutniała, ale uśmiechnął się blado.
- Nie, Tilly, nie mam na sumieniu czegoÅ› podobnego.
Musiałam się pomylić, pomyślała natychmiast Tilly i spadł jej kamień z serca. Logan uwierzył, gdy go
zapewniała, że jego ojciec nie sprawił jej żadnej przykrości. Teraz ona powinna uwierzyć Loganowi! Nie
okłamałby jej przecież. To była zbyt ważna sprawa.
- To nie on! - krzyczało jej serce. - To nie mógł być on!
Mary leżała bez ruchu wystrojona w jedwabną koszulkę od Georgeanne. Czekała na Travisa, czując się
jak gęś przybrana ostrokrzewem na świątecznym półmisku.
Ogarnął ją niepokój, gdy mąż wszedł do sypialni i zgasił światło.
- Dzieci już śpią? - spytała.
- A jakże. - W jego głosie brzmiało zdenerwowanie.
Mary obserwowała cienie przemykające po ścianie, gdy Travis się rozbierał. Poczuła zapach wody
kolońskiej i uśmiechnęła się: użył jej specjalnie dla niej. Materac ugiął się pod ciężarem męża, kiedy
położył się obok niej.
Przez chwilę żadne z nich nie odezwało się ani nie poruszyło. Mary czuła w uszach szalejące tętno krwi;
zupełnie jak silnik na pełnych obrotach! Travis był równie spięty, całe jego ciało pulsowało niepokojem.
Mary była pewna, że mogłaby się odprężyć, gdyby pocałował ją znów tak jak w stajni. Kiedy ją tulił i
pieścił, wszystko wydawało się naturalne i cudowne.
Travis obrócił się na bok i wsparty na łokciu spoglądał na żonę w księżycowej poświacie; uśmiechnął
się nieśmiało. Mary dostrzegła błysk pożądania w jego oczach i serce jej przepełniło się miłością. Nigdy
nie przypuszczała, że tak od razu zakocha się w Travisie. Pokochała go jednak, i to tak mocno, że ta
miłość wprost rozsadzała jej serce. Z uśmiechem przesunęła dłońmi po jego ramionach, delikatnie
obrysowując ich kształt, rozkoszując się dotykiem gładkiej, sprężystej skóry. Dłonie jej zbiegły się na
karku męża. Niezbyt pewnie zbliżyła usta ku jego ustom.
Pocałunek był niespieszny, namiętny. Mary czuła, że jakaś moc przenika całe jej ciało, aż po palce stóp.
Travis wprowadził ją w tajniki pocałunków: nie tylko witała radośnie ataki jego języka, ale ośmieliła się
sama go prowokować. Travis gwałtownie zaczerpnął powietrza i objąwszy ją ramionami w pasie
przewrócił się na plecy, pociągając Mary ze sobą, tak iż znalazła się nad nim.
Całowanie trwało dalej, ale nie były to już leniwe igraszki, ale zachłanne i naglące pieszczoty. Travis
sunąc dłońmi po tylnej stronie jej ud, zadarł jedwabną koszulkę żony aż do pasa. Dotyk jego
stwardniałych dłoni skłonił Mary do rozchylenia nóg. Wówczas ręce Travisa zaczęły gładzić wewnętrzną
stronę ud i obnażone pośladki
Sprawiło to Mary przyjemność i była tym zaskoczona. Gdy poprzednim razem mąż zaczął w podobny
sposób gładzić ją po brzuchu, poczuła się zagrożona i ogarnął ją lęk. Teraz było inaczej. Travis
wprowadzał ją w świat doznań zmysłowych, którego granice nieustannie się rozszerzały.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]