[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyzn rozporządzających swobodnie swoim czasem, śpiących, gdzie chcą i z kim chcą.
Spanie. Też argument, choć mniej ważny. Gdyby nie Billy, nie musiałby się zrywać
o nieprawdopodobnych porach. W niedzielę mógłby wylegiwać się w łóżku do dziewiątej, a
nawet do pół do dziesiątej.
PieniÄ…dze. Zapewne Joanna wystÄ…pi o alimenty. Ale ona nie zrezygnuje z pracy,
więc będzie musiał walczyć o to, by nie pokrywać kosztów za jej pomoc domową. Sądził, że
każde rozwiązanie pociągnie za sobą mniejsze wydatki niż te, które teraz musi ponosić.
%7łycie towarzyskie. Do tej pory prowadził raczej nie uregulowany tryb życia, lecz
prawdę mówiąc nie mógł odpowiedzialnością za to obarczać Billy ego. Ted wiedział, że ma
trudności z nawiązywaniem trwałych stosunków, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że na tym
polu bez Billy ego byłoby mu łatwiej.
Uzależnienie emocjonalne. Rozmawiał kiedyś z Thelmą o tym, że samotni rodzice
wychowujący dzieci wykorzystują je jako pretekst, by nie nawiązywać stosunków
towarzyskich i zamykać się w sobie. Doszli wtedy oboje do wniosku, że taki stan jest nie do
uniknięcia, po prostu dlatego, że ciągle przebywa się w tym samym otoczeniu. Ale Ted
zastanawiał się, czy to uzależnienie nie wyklucza w ogóle możliwości prowadzenia
jakiegokolwiek życia towarzyskiego.
Co Billy będzie z tego miał? Będzie przebywał ze swoją matką jak większość dzieci
rozwiedzionych rodziców. Jak podrośnie, nie będzie musiał tłumaczyć się, gdzie jest jego
matka. Jego życie potoczy się tym samym torem co życie innych dzieci. Harriet twierdzi, że
dziecku potrzebna jest matka, a matka Billy ego jest tuż pod ręką.
Kiedy zaczął spisywać wszystkie za , argumenty nie nasuwały się z taką samą
łatwością.
Korzyści zawodowe napisał na początek. Ted wierzył, że fakt sprawowania opieki
nad dzieckiem wzmógł w nim poczucie odpowiedzialności i przyczynił się pośrednio do jego
sukcesów zawodowych.
Natężał myśl, żeby znalezć jeszcze coś, co by przemawiało za nieoddawaniem
Billy ego, ale bezskutecznie. Jego umysł był zablokowany. Nie znajdował racjonalnych
argumentów. Tylko uczucia. Długie, męczące, intymne godziny spędzone razem. Wielki
wysiłek włożony w odbudowę wspólnego domu po odejściu Joanny. Trudne chwile przeżyte
razem. Wspólne radości i smutki. Wszystkie poniesione ofiary. Udręki. Ból zranionego
dziecka. Miejsce, jakie Billy zajmuje teraz w jego życiu.
Tak. On jest teraz częścią mojego życia. I ja go kocham.
Ted chwycił zapisaną kartkę i zmiął ją w dłoni. Nagle poczuł, iż łzy ściekają mu po
policzkach. Od tak dawna nie płakał, że nie rozumiał, co się z nim dzieje. Już prawie
zapomniał, co to znaczy płakać. Ale nie mógł się powstrzymać.
Nie oddam ciÄ™... Nie oddam ciÄ™... Nie oddam ciÄ™.
16
John Shaunessy poradził Tedowi, żeby przygotował listę osób, które by mogły
zaświadczyć przed sądem, że jest dobrym ojcem. O swojej decyzji miał zawiadomić Joannę, a
potem czekać; wkrótce przekona się, czy ona rzeczywiście zwróci się do sądu o przyznanie jej
opieki nad Billym. Przez moment myślał nawet o ucieczce; uniknąłby konfliktu, zmusiłby ją,
żeby ich szukała, podczas gdy oni ukryliby się gdzieś na łonie natury. Cóż, kiedy nie miał
dokąd uciekać. Jedyny skrawek natury, jaki miał do dyspozycji, to St James Park w Bronxie.
Był nieuleczalnym, stuprocentowym mieszczuchem. Nie mógłby się żywić jagodami.
Zadzwonił do niej do klubu tenisowego.
Joanno, czy możemy porozmawiać?
Tak.
A więc powiem ci, co postanowiłem. Otóż nie zamierzam oddać ci Billy ego ani
teraz, ani kiedykolwiek w przyszłości, ani w tym, ani w jakimkolwiek innym wcieleniu. I nic,
co powiesz lub zrobisz, nie może zmienić mojej decyzji. Nie oddam ci go.
Ted...
Nie zawsze mówiliśmy tym samym językiem, Joanno, ale mam nadzieję, że tym
razem zrozumiałaś mnie dobrze.
Ted, przecież nie byłam złą matką. Po prostu wtedy nie mogłam sobie z tym
wszystkim poradzić. Teraz jest inaczej.
A my mamy cierpliwie czekać, aż łaskawie uznasz, że możesz sobie z tym poradzić.
Dobre sobie.
Ted, przyjechałam do Nowego Jorku, żeby tu zamieszkać na stałe.
I żeby to ładnie wyglądało na rozprawie sądowej. Chcesz być matką? To bądz. Ja ci
nie przeszkadzam. Wyjdz za mąż, miej dzieci. A zresztą, żeby mieć dzieci, nie musisz zaraz
wychodzić za mąż. Rób, co chcesz. Ale mnie i małego zostaw w spokoju.
Ja go wydałam na świat. To moje dziecko.
Czy mam ci przypomnieć, że wolałaś o tym nie myśleć?
To ja dałam mu to imię. Billy to był mój pomysł. Ty chciałeś, żeby nazywał się Peter
czy jakoÅ› tak...
To było sto lat temu, Joanno.
Przecież będziesz go mógł widywać.
Tak. Codziennie. Możesz przekazać swojemu adwokatowi moje słowa.
Co mam mu powiedzieć? %7łe zobaczymy się w sądzie?
To zależy od ciebie. Ale powiem ci jedno: jeśli oddasz sprawę do sądu, nie wygrasz.
Przeciwko mnie nie masz szans.
Miał nadzieję, że ona zrezygnuje widząc jego zdecydowanie. Kiedyś zaskoczyła go
swoim odejściem. Teraz marzył o tym, żeby znów odeszła.
Jeżeli Ted oczekiwał nagrody za swoje przywiązanie do syna, jeśli oczekiwał, że Billy
odpłaci mu posłuszeństwem, to się pomylił.
Nie lubię cię, tatusiu oświadczył mu pewnego razu, gdy Ted chciał go położyć
spać.
Ale zdarzało się również, że Billy zjawiał się nagle w pidżamie, wskakiwał mu na
kolana i całował w policzek mówiąc:
Zapomniałem cię pocałować na dobranoc. To znaczy, tyś mnie pocałował, ale ja
ciebie nie pocałowałem. Potem wracał do siebie i kładł się do łóżeczka. Ted, rozbawiony,
nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby pozbawić go takich przeżyć. Chciał wierzyć, że Joanna
zmieni zdanie, że ją wystraszył, że dojdzie do wniosku, iż zajmowanie się dzieckiem będzie
kolidować z jej treningiem na korcie.
A więc znów jestem na lodzie. Co za dranie!
Przykro mi, Ted powiedział O Connor. To ja ci to naraiłem.
Nikt właściwie nie wiedział, dlaczego tak się stało. Ted podejrzewał, że ktoś chciał się
popisać oszczędnościami zrobionymi właśnie na jego dziale.
Ja też mam tego dość, Ted. Pójdę na emeryturę. Ale przyrzekam ci, że przedtem
znajdÄ™ ci pracÄ™.
Dziękuję, Jim. Ale ja zamierzam znalezć sobie nową posadę w ciągu czterdziestu
ośmiu godzin.
Jak ty to zrobisz, u diabła?
Nie mam pojęcia.
Kilku pałających żądzą zemsty urzędników, rozwścieczonych decyzją dyrekcji o
likwidacji działu w przededniu Zwiąt Bożego Narodzenia, bez premii i płatnego
dwutygodniowego wymówienia, wynosiło z biura wszystko, co można było ze sobą zabrać
papier, kalkę, zszywacze, maszyny do pisania. Ted pozostawił swoje biurko w nietkniętym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]