[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiejś szczególnej nazwy; bywaliśmy w nim w lecie,
zimÄ… prawie nigdy.
Mieliśmy tam kominek, nie zaś powszechny we
wszystkich innych gospodarstwach piecyk, ale wzo-
rem innych mieszkańców wsi paliliśmy w nim nie czę-
ściej niż na Boże Narodzenie i inne ważne święta.
Kuchenny piec na drewno był zawsze ciepły, ale w ko-
minku nie palono wiele razy w roku.
Telefon wisiał na zachodniej ścianie, obok okna
z widokiem na szczyt Areskutan. Z południowego
okna widać było góry Oviksfjallen, a ze wschodniego
dom moffy. Na północ nie wychodziło żadne okno.
Aparat telefoniczny miał korbkę po prawej stronie.
To za pomocą tej korbki wychodziło się na linię,
telefon nie miał tarczy z cyframi. Trzeba było pokrę-
cić korbką, podnieść słuchawkę, poczekać, aż Anna
w centrali odpowie: Centrala Faker", i dopiero wtedy
podać numer, pod który chciało się zadzwonić.
Bjarme 30 było do moffy.
My mieliśmy 54, Bjarme 54.
Pózniej odkładało się słuchawkę i kręcąc korbką,
sygnalizowało telefonistce zakończoną rozmowę.
101
Kiedy dzwonił telefon, odbierałyśmy z Asą na
wyścigi. Jeżeli dzwonił. Rozmowy telefoniczne by-
ły wtedy równie rzadkie, jak teraz list w kopercie ze
znaczkiem, osobisty list napisany ręcznie na papierze
listowym, list, w którym opowiada się o swoim samo-
poczuciu i pogodzie.
Kiedy dzwonił telefon, najpierw przez sekundę
się bałam, że ktoś umarł, a pózniej biegłam podnieść
słuchawkę.
Asa i ja biłyśmy się jak dzikie zwierzęta o to, która
z nas ma odebrać albo zadzwonić, jeżeli zachodziła
taka potrzeba.
Dopóki mieszkałyśmy razem w zagrodzie Ol Ers,
biłyśmy się o wszystko.
Dlatego też zrobiło się tam tak pusto, gdy przesta-
łyśmy mieszkać razem. Zabrakło kogoś, z kim mogłam
się mierzyć i kto zawsze był dokładnie tam gdzie ja.
Zabrakło dowodu na własne istnienie.
To że któraś z nas dobiegła pierwsza do telefonu, nie
oznaczało, że będzie jej dane rozmawiać. Zazwyczaj
to ja rozmawiałam. Choć bardzo rzadko telefon był
do mnie albo do Asy. I w ogóle bardzo rzadko dzwo- |
nił, i kropka.
Kiedy jako nastolatka w Vallingby zaczęłam czytać
Fickjournalen" i zobaczyłam zdjęcia młodych dziew-
cząt, które odziane w rybaczki leżały na miękkich so-
102
fach w salonach pokrytych włochaczami i rozmawia-
ły w nieskończoność z przyjaciółkami albo ze swoimi
chłopakami, nie myślałam o tym, jak zmieniło się
telefonowanie.
Myślałam wyłącznie o tym, że te nastoletnie dziew-
czyny są szczupłe, a ja jestem gruba.
Kiedy moffa zostawiał mnie i Asę u Anny w centra-
li, jeszcze nie wiedziałam, że przeświadczenie o war-
tości życia zależy w dużej mierze od tego, czy jest się
grubym, czy chudym.
Mama mierzyła Asę i mnie dwa razy w roku. Jak
zawsze wszczynałyśmy kłótnię. Chociaż obie wy-
prężałyśmy się jak struna, zawsze jedna uważała, że
druga wypręża się bardziej. Podobnie było z sokiem
w szklankach i porcjami jedzenia wystarczała naj-
mniejsza różnica i momentalnie wybuchała walka.
Więc nie tylko moffa przyczynił się do naszego szcze-
gólnego poczucia sprawiedliwości. Podczas gdy Asa
je praktykuje, ja jestem dobra w teorii. Asa pracu-
je z niepełnosprawnymi dziećmi i zawsze aktywnie
działa w swoich miejscach zamieszkania, ja zaś jak
zawsze tylko dużo mówię.
Po wewnętrznej stronie drzwiczek kuchennej sza-
fy ciągle jeszcze widać znaczki zapisane lubryką, nie-
zniszczalne.
Data i wzrost.
Zawsze byłam wyższa od Asy, tak jak zawsze bę-
dę starsza. To że osiągnęłam przeciętny wzrost kobie-
ty z mojego pokolenia, stanowi jeszcze jeden z wielu
103
pojawiających się ciągle dowodów na to, że jestem
typowÄ… przedstawicielkÄ… tego pokolenia.
Telefon był z bakelitu, który nie pachniał niczym
innym niż bakelitem. W porównaniu z plastikiem ba-
kelit łatwiej się kruszył i przez nieostrożność powsta-
wały tu i ówdzie odpryski, ukazujące czarne wnętrze
materiału. Na szczęście odłamki dawało się przykleić
klejem Karlssona.
Wszyscy używają kleju Karlssona oprócz mnie, bo
ja jestem osłem" głosił napis na tubce.
Każda opowieść z mojego dzieciństwa prędzej
czy pózniej przeradza się w nostalgiczne wspomin-
ki wspólne dla całego pokolenia. Ale gdy odejmiemy
zapach bakelitu, reklamę kleju Karlssona i czynności
zwiÄ…zane z telefonowaniem, kiedy pominiemy szcze-
góły, pozostaniemy tylko Asa i ja, moffa i momma,
i mama, i ciÄ…gle nieobecny tato.
Powstanie antyczny dramat grecki, który jak
wynika z nazwy zupełnie do nas nie pasuje.
Gdy odejmiemy wspomnienie centrali telefonicz-
nej, w której siedziałam z Asą, czytając o kocie Jóns-
sona oraz o Hansie i Fritzu, wymażemy pewien okres
z historii Szwecji. Przesuniemy go i wypaczymy. Owo
wypaczenie dokonuje siÄ™ centralnie w Sztokholmie
i nie muszę go w panicznym strachu przed tęsk-
notą przejaskrawiać z Finistere.
Przesuwanie zaczęło się jeszcze przed wprowa-
dzeniem przez Telię usług dodatkowych, ale wraz
z nimi niewątpliwie zyskało na powadze.
104
Dzięki usługom dodatkowym abonenci telefonicz-
ni mogą na przykład przerwać jedną rozmowę na
korzyść drugiej albo rozmawiać z paroma osobami
jednocześnie.
Usługi dodatkowe były wstępem do wielkiej wol-
ności wyboru, owej wolności, która w dobrze sytu-
owanej części świata powoduje specyficzny rodzaj
niezadowolenia nie ma na nie rady. Im więcej moż-
liwości, tym większe prawdopodobieństwo, że do-
konasz złego wyboru. Dobrobyt, o który tak ciężko
walczyły wcześniejsze pokolenia, okazuje się niewie-
le wart w obliczu dokuczliwego podejrzenia, że mo-
że jednak faktycznie zdecydowałeś się na nieodpo-
wiedni fundusz emerytalny albo na niewłaściwego
operatora telefonii.
Usługi dodatkowe były początkiem końca pewnej
epoki i wstępem do kolejnej, w której wszyscy walczą
o to, żeby nieustannie znajdować się w zasięgu ręki.
Jeśli nie jesteś w zasięgu ręki, nie istniejesz. Jeżeli nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]