[ Pobierz całość w formacie PDF ]

operacji.
Hitler odwrócił się gwałtownie do okna, pozostali milczeli; słychać było tylko cichy szept Fuhrera:
- Hess... Hess...
Tylko Heydrich dostrzegł, że Fuhrer nie patrzy już na zamglony Untersberg, lecz na fotografię z inskrypcją z owych
czasów, gdy ci dwaj ludzie pisali wspólnie słynną obecnie  Mein Kampf : DLA WILKA OD R.H.
Hitler zaplótł ręce na plecach.
- Obergruppenfhrer Heydrich - powiedział. - Daję panu w tej chwili pełne pełnomocnictwo w tej sprawie. Odpowiada
pan tylko przede mną. Wie pan dobrze, co należy zrobić...
Goering parsknął krótkim śmiechem, Himmler zerknął na Heydricha, bawiąc się długopisem, a Bormann pokiwał głową.
Nikt się nie sprzeciwił. Głos Heydricha zabrzmiał jak ostry zgrzyt metalu na szkle:
- Oczywiście, mein Fuhrer!
*
Horn był zaskoczony - słuchał już kilku stacji niemieckich, ale nigdzie nie mówiono o locie Hessa; również radio BBC w
specjalnym programie dla krajów okupowanych nie podawało nic na ten temat.
Był sam w domu i krążył niespokojnie od okna do okna, czując ciągły niepokój i strach, ale nigdzie nie dostrzegał
tworzącego się dookoła wioski kordonu ani nie widział wojskowych oddziałów, schodzących ze wzgórz. Wreszcie wyszedł przed
dom, przeszedł przez park i zerknął przez furtkę na ulicę: widać było tylko kamienny mur posiadłości po przeciwległej stronie.
Wspiął się zatem na murek obok furtki i rozejrzał po okolicy: w oddali widać było grzbiety wzgórz, pokryte niespotykanego koloru,
niebiesko-zieloną trawą. Droga w zasięgu wzroku była pusta. Słońce przygrzewało mocno, czuł ciepło, promieniujące z kamieni.
Zeskoczył na ziemię i przeszedł na przeciwległą stronę parku, gdzie znów wspiął się na mur.
- Hej, ty! - rozległ się surowy okrzyk.
W pobliżu kępy drzew stał samochód ze znakami brytyjskiej żandarmerii wojskowej. Horn w pierwszym odruchu
zeskoczył na ziemię i zaczął uciekać, ale gdy usłyszał warkot zapalanego silnika, zatrzymał się; napięcie i strach spowodowały, że
z trudem uspokoił oddech.
Jeep jechał już ku niemu przez łąkę. Kiedy stanął, wyskoczyło z niego dwóch ludzi w hełmach i mundurach MP; byli w
stopniach sierżantów i sięgali właśnie po pistolety. W tym samym momencie stanęli i Horn dostrzegł ze zdumieniem, że mu
salutują.
- Przepraszam, sir! - powiedział jeden z nich. - Nie dostrzegliśmy z daleka, że jest pan oficerem. Sądziliśmy, że ktoś
okrada ten domek...
Horn opanował się już zupełnie.
- Wszystko w porządku, sierżancie.
- Pan na pewno jest jednym z Amerykanów z tej willi, sir?
Horn przytaknął.
- Chciałem połazić trochę po wiosce, taki piękny dzień...
- Radziłbym obejrzeć nasz kościół, to wspaniały zabytek.
Zaczęli wsiadać z powrotem do jeepa.
- Na pewno obejrzę - odpowiedział Horn.
- Jeszcze raz przepraszamy za pomyłkę, sir - zasalutowali.
Horn odetchnął; zdobył się na powiedzenie niedbałym tonem:
- Och, rozumiem! Szukacie niemieckich skoczków! Słyszałem, że wczorajszej nocy gdzieś w okolicy rozbił się niemiecki
samolot...
Sierżant przy kierownicy skinął głową.
- Kilka mil stąd, sir, ale to nie to - tamten szkop złamał nogę podczas lądowania i zaraz znalezli go okoliczni farmerzy -
włączył silnik i dodał, zawracając: - mam nadzieję, że nie popsuliśmy panu spaceru, sir!
Horn jeszcze przez chwilę patrzył, jak odjeżdżają, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę kościoła.
Kiedy wrócił do willi, zastał tam już Kay, czeszącą włosy.
- Więc jednak zdecydowałeś się na spacer? - powiedziała gdy wchodził do środka.
- Tak. To ładna, miła wieś...
- Z proszku będzie, dobrze? Generał wykończył wszystkie jajka, zanim wyjechał! - zawołała z kuchni.
Z proszku? Co to, u diabła, może znaczyć?
- No pewnie, że tak! - odpowiedział na wszelki wypadek.
Wszedł do kuchni i, stojąc w otwartych drzwiach patrzył jak ta szczupła blondynka z kształtnym ciałem pod mundurem
krząta się przy piecu. Przewróciła właśnie na blasze dwa omlety i spojrzała na niego. Cofnął się nieco. Czuł narastającą potrzebę
mówienia - o tym, kim jest, jak tutaj dotarł. Pewnie teraz koledzy z Berlikum, czterysta mil stąd, startowali do boju z RAF-em...
jednakże ten nastrój szybko mu przeszedł. Kiedy spoglądał w jej szare oczy i patrzył na czerwoną linię ust wiedział, że taka
rozmowa musi jeszcze poczekać. Może, gdy będzie już bezpieczny, w neutralnej Ameryce.
Wskazała mu krzesło i usiadła naprzeciwko.
- Przepraszam - powiedział po chwili jedzenia.
Uśmiechnął się, a ona popatrzyła na niego wzrokiem pełnym pytań.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się.
- Nie, nie& jestem po prostu głodny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl