[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie. Niczego nie żałuję.
Patrzyła na niego tak, jakby chciała mu powiedzieć
więcej. Czyżby dawała jakąś wskazówkę?
Ale on nigdy nie był dobry w rozumieniu aluzji. Mówił,
co myślał, i po ludziach spodziewał się tego samego. Przy
ciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie.
- Mam nadzieję, że dobrze cię rozumiem - szepnął.
W chwili, gdy ich usta się spotkały, wiedział, że dobrze
zrozumiał jej przesłanie. Objęła go, przyciągając bliżej,
i z płynącym z głębi serca westchnieniem rozchyliła usta.
ROZDZIAA PITY
Elizabeth pisnęła, gdy Woodrow pociągnął ją na siebie
tak energicznie, że hamak dziko pod nimi zatańczył.
Chichocząc chwycił ją za pośladki i przytrzymał.
- Nie bój się. Nie spadniesz.
Poluzniła kurczowy chwyt na linach hamaka.
- Ale jeżeli spadnę, pociągnę cię za sobą - ostrzegła.
Gdy patrzył jej w oczy, rozbawienie powoli znikało
z jego twarzy. Zdjął jej okulary, a potem uniósł głowę
i musnÄ…Å‚ ustami jej wargi.
- Tak mi tu z tobÄ… dobrze - szepnÄ…Å‚.
Azy zakręciły jej się w oczach, poczuła napływ pożą
dania. Nikt jeszcze nigdy nie powiedział jej nic takiego.
Oczywiście wiedziała, że to nie było wyznanie miłości.
Nie była głupia. Nie uwierzyłaby, gdyby Woodrow wyznał
jej miłość.
Tak... tak było o wiele lepiej.
On też był podniecony. Czuła to, leżąc na nim. A ona
tak bardzo go pragnęła. Jednak...
Nie mogę, pomyślała z poczuciem winy. Był dla niej
taki dobry. Była mu winna uczciwe zachowanie.
74
Wsunął ręce pod pasek jej spodni i znów uniósł głowę,
by ją pocałować, ale ona zasłoniła usta palcem.
- Woodrow... - zaczęła z wahaniem. Zająknęła się,
niepewna, jak mu wytłumaczyć to, co do niego czuje.
- Ja... ja muszę ci coś powiedzieć.
- Jesteś w ciąży.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Nie odgadłem?
- Nie - przyznała, powstrzymując śmiech. - Dlaczego
coś takiego przyszło ci na myśl?
Wzruszył ramionami i założył jej pasmo włosów za
ucho.
- Jesteś taka poważna, jakbyś bała mi się powiedzieć
to, co chcesz, żebym wiedział. - Znów wzruszył ramiona
mi. - Ciąża wydawała mi się lepszym wyjaśnieniem niż
co innego.
- To znaczy co?
- %7łe nie chcesz być ze mną.
Serce jej topniało. Wzięła jego głowę w ręce i przyciąg
nęła do swojego policzka.
- Och, nie. Nie o to chodziło. Lubię być z tobą. Bar
dziej niż możesz sobie wyobrazić. Po prostu... - Zagryzła
wargę, nie wiedząc, jak opowiedzieć mu o swoich pogma
twanych uczuciach. - Woodrow - powiedziała wreszcie
- stałeś się dla mnie kimś ważnym. Nawet jeżeli tego nie
widzisz, wypełniasz pustkę w moim życiu, pustkę, która
powinna była być wypełniona już dawno, dawno temu.
Ale to nie może być powodem, dla którego chcę być
75
z tobą. Nie jedynym powodem. To by było egoistyczne
z mojej strony.
Powoli wysunął ręce spod jej paska.
- A więc zle cię zrozumiałem.
Nerwowo pokręciła głową.
- Nie. Nie zrozumiałeś mnie zle. Chcę się z tobą ko
chać. Ale nie chcę cię wykorzystać.
Na jego ustach pojawił się miękki uśmiech. Objął jej
twarz rękami.
- Dlaczego nie pozwolisz, żebym to ja decydował, czy
czujÄ™ siÄ™ wykorzystany?
- Ale wtedy będzie za pózno! - wykrzyknęła. - Szko
da już się stanie. - Ukryła twarz w rękach. - Gdybym nie
była taką emocjonalną ruiną, nie prowadzilibyśmy tej roz
mowy.
Odciągnął jej ręce od twarzy.
- Nie jesteÅ› ruinÄ…. BiorÄ…c pod uwagÄ™ wszystko, co
musiałaś przeżyć w ostatnich dniach, martwiłbym się
o ciebie, gdybyś była spokojna. - Przyciągnął jej rękę do
ust i ucałował każdy palec. - A jeżeli ustalimy, że oboje
wchodzimy w to bez żadnych oczekiwań czy zobowią
zań? Co byś na to powiedziała?
Przez chwilę na niego patrzyła, a potem zarzuciła mu
ręce na szyję.
- Powiedziałabym, że to wspaniały pomysł.
- Mam jeszcze inny.
Uśmiechając się, przebiegł palcami po jej plecach.
- Chodzmy do domu.
76
Na widok tego, co zobaczyła w jego oczach, po jej
plecach przebiegł dreszcz.
- To też jest wspaniały pomysł.
Zszedł z hamaka i wziął ją na ręce. Elizabeth ze
śmiechem zacisnęła ręce na jego karku i mocno się trzy
mała.
W sypialni ułożył ją na łóżku, potem sam się koło niej
położył. Patrząc jej w oczy, rozpiął górny guzik bluzki.
- Wygodnie ci? - spytał.
Przełknęła ślinę. Nagle trudno jej było oddychać.
- Tak.
Zanim dotarł do ostatniego guzika, uzmysłowiła sobie,
że wcale nie jest jej wygodnie. Nogi jej drżały, ciało pło
nęło, tętno tłukło się jak szalone. Z czcią położył rękę na
jej koronkowym staniku, pochylił głowę i zaczął całować
rowek między piersiami.
Elizabeth powoli się budziła. Przeciągnęła się z rozko
szą. Czuła się cudownie po nocy pełnej miłości. Z zado
wolonym westchnieniem spojrzała na drugą stronę łóżka,
spodziewając się zobaczyć tam Woodrowa. Ale nie było
go. Uśmiechając się z rozmarzeniem, pogłaskała miejsce,
gdzie odcisnęło się jego ciało. Zadrżała ze szczęścia, przy
pominając sobie, co czuła, gdy się w niej poruszał, zmy
słową moc jego rąk, gdy dotykał jej w najbardziej intym
nych miejscach, wymiatając z jej głowy wszystkie myśli,
które nie dotyczyły jego.
Ale nagle ogarnęły ją wątpliwości. Już się nie uśmie-
77
chała. Dlaczego wstał i jej nie obudził? Czy to znak, że
ich noc miłości nie zadowoliła go tak jak ją? %7łe nie dzielił
z nią podniecenia? Radości?
Przestań, nakazała sobie. Wstań i ubierz się. Znajdz go
i sama się przekonaj, w jakim jest nastroju, czy żałuje
tego, co się stało. A jeśli żałuje...
%7ładnych oczekiwań ani zobowiązań, przypomniała so
bie. To była jego propozycja, a ona się zgodziła. Przycis
nęła rękę do serca.
Ale, och, tak bardzo chciała, by jego wrażenia z nocy
dorównywały temu, czego sama doświadczyła.
Znalazła go w stodole. Siedział ze skrzyżowanymi no
gami na stercie siana i karmił z butelki kozlątko. Jej serce
zmiękło na widok tak czułej sceny.
- Sierotka? - spytała.
Woodrow spojrzał na nią, jego twarz rozjaśniła się
w ciepłym, zmysłowym uśmiechu. Puls jej przyspieszył,
wszystkie wątpliwości się rozwiały. Głową wskazał miej
sce obok siebie.
- Nie - odparł. - Jego mamusia jest tu, w boksie. Ale
ma napuchnięte wymiona i nie może karmić.
Usiadła obok Woodrowa i podrapała kozlątko między
uszami.
- Biedne maleństwo - szepnęła współczująco. - Mle
ko w proszku na pewno nie smakuje tak dobrze jak pra
wdziwe.
Woodrow roześmiał się.
78
- To jest prawdziwe mleko. Wydoiłem jego mamę
i tym karmię małe.
- I będziesz to musiał teraz robić za każdym razem?
- spytała.
- Mam nadzieję, że nie. Za kilka dni małe będzie mog
ło ssać.
Kozlątko bodnęło pustą już butelkę, jakby prosiło
o więcej. Elizabeth roześmiała się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]