[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W tym celu - kontynuował Regis - jeden z mych agentów doniósł tego ranka o przybyciu
do Calimportu ważnej osoby. Jak wynika to oczywiście z opowiadań Bruenora o waszej podróży na
południe. - Strzelił palcami i zza bocznej zasłony wyszedł młody służący, prowadząc kapitana
Deudermonta.
Kapitan ukłonił się nisko Regisowi, a jeszcze niżej swym drogim przyjaciołom, jakich
zyskał w czasie niebezpiecznej podróży z Waterdeep.
- Wiatr wiał nam w plecy - zaczął wyjaśniać - i Duszek Morski płynął szybciej, niż
kiedykolwiek. Możemy wypłynąć jutro o świcie; z pewnością kołysanie się statku ukoi osłabione
kości!
- A handel? - powiedział Drizzt. - Rynek jest tutaj, w Calimporcie. Jest sezon. Nie możesz
planować odpłynięcia przed nastaniem wiosny.
- Mogę nie być w stanie zawiezć was do samego Waterdeep - powiedział Deudermont. -
Powiedzą o tym wiatry i lód. Lecz z pewnością będziecie bliżej celu, gdy znów znajdziecie się na
lądzie - spojrzał na Regisa, a potem z powrotem na Drizzta. - Moje straty w handlu zostaną mi
wystarczajÄ…co wynagrodzone.
Regis wsadził kciuki za swój wysadzany klejnotami pas.
- To przynajmniej mogÄ™ ci przyrzec!
- Ba! - parsknął Bruenor z błyskiem żądzy przygody w oku. - Dziesięciokrotnie,
Pasibrzuchu, dziesięciokrotnie!
* * * * *
Drizzt przez jedyne okno w pokoju wyglądał na ciemne ulice Calimportu. Wydawały się
spokojniejsze tej nocy, przycichłe w oczekiwaniu spodziewanej intrygi - oczekiwaniu na walkę
potęg, które nieuchronnie powinny doprowadzić do upadku tak potężnego mistrza gildii, jak Pasha
Pook. Wiedział, że tam na zewnątrz są inne oczy, patrzące na niego, na dom gildii, czekające na
słowo drowa - czekające na drugą szansę walki z Drizztem Do Urdenem.
Noc upływała leniwie, a Drizzt, nie ruszając się od okna, przyglądał się jak przechodzi w
świt. Bruenor znów był pierwszy w jego pokoju.
- Jesteś gotów, elfie? - zapytał niecierpliwy krasnolud, zamykając drzwi za sobą.
- Cierpliwości, dobry krasnoludzie - odparł Drizzt. - Nie możemy odpłynąć przed
przypływem, a kapitan Deudermont zapewnił mnie, że będziemy czekać jeszcze przez cały ranek.
Bruenor usiadł na łóżku.
- Tym lepiej - powiedział w końcu. - To da mi więcej czasu na porozmawianie z małym.
- Boisz się o Regisa - zauważył Drizzt.
- Tak - przyznał Bruenor. - Mały był względem mnie uczciwy - wskazał na onyksową
statuetkę na stoliku. - Względem siebie też. Powiedział sobie: tu jest bogactwo do wzięcia. Pooka
już nie ma i należy brać to, co jest do zabrania. Jeśli chodzi o Entreriego, to mi się to nie podoba. A
pozostałe szczurołaki bez wątpienia patrzą tylko, aby odpłacić małemu za swe straty. A
czarnoksiężnik! Regis powiedział, że zapanował nad nim przy pomocy klejnotu, wiesz co mam na
myśli, lecz nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby czarnoksiężnik dał się pochwycić przez taki
czar.
- Mnie też - zgodził się Drizzt.
- On mi się nie podoba i nie wierzę mu! - oznajmił Bruenor. - Pasibrzuch musi go trzymać
blisko przy sobie.
- Może powinniśmy złożyć LaVallemu wizytę tego ranka - zaproponował Drizzt - abyśmy
mogli ocenić, po czyjej jest stronie.
* * * * *
Technika pukania Bruenora zmieniła się subtelnie, gdy przybyli pod drzwi czarnoksiężnika,
od delikatnego pukania do drzwi Drizzta, do ciężkich jak walenie taranem uderzeń. LaValle
wyskoczył z łóżka i pobiegł zobaczyć, o co chodzi i kto tak wali w jego nowiusieńkie drzwi.
- Dzień dobry, czarnoksiężniku - warknął Bruenor, wpychając się do pokoju, gdy tylko
drzwi się uchyliły.
- Tak jak myślałem - mruknął LaValle, patrząc na kominek i leżący obok niego stos drzazg,
będących kiedyś jego drzwiami.
- Witaj, dobry krasnoludzie - powiedział z taką grzecznością, na jaką tylko mógł się w tej
sytuacji zdobyć. - I mistrzu Do Urdenie - dodał szybko, gdy zauważył Drizzta wślizgującego się
zanim. - Nie odjechaliście jeszcze?
- Mamy czas - powiedział Drizzt.
- I nie odjedziemy stąd, dopóki nie przekonamy się, że Pasibrzuch jest bezpieczny - wyjaśnił
Bruenor.
- Pasibrzuch? - powtórzył LaValle.
- Halfling! - ryknął Bruenor. - Twój pan!
- Ach, tak, Pan Regis - powiedział zamyślony LaValle złożywszy ręce na piersi, jego oczy
patrzyły gdzieś w dal.
Drizzt zamknął drzwi i patrzył na niego podejrzliwie. Trans LaValle a minął, gdy
zorientował się, że drow nawet nie mrugnął okiem. Podrapał się w brodę, rozglądając się, gdzie by
tu uciec. Stwierdził, że nie może zrobić z drowa głupca. Może z krasnoluda, halflinga, ale nie z
niego. Te lawendowe oczy przewiercały go na wylot. - Nie wierzysz, że twój mały przyjaciel rzucił
na mnie swój czar - powiedział.
- Czarnoksiężnicy mogą uniknąć pułapek innych czarnoksiężników - odparł Drizzt.
- Wystarczająco - powiedział LaValle wślizgując się na krzesło.
- Ba! Więc też jesteś kłamcą! - warknął Bruenor i sięgnął po topór zatknięty za pasem.
Drizzt zatrzymał go.
- Jeśli wątpisz w oczarowanie - powiedział LaValle - to nie wątp w moją lojalność. Jestem
praktycznym człowiekiem, który służył wielu panom w swym długim życiu. Pook był największym
z nich, lecz Pooka już nie ma. LaValle żyje, aby służyć znowu.
- Bardziej prawdopodobne, że widzi szansę stanięcia na szczycie - zauważył Bruenor,
spodziewając się wściekłej odpowiedzi ze strony LaValle a.
Zamiast tego, czarnoksiężnik roześmiał się serdecznie.
- Mam swój zawód - powiedział. - To wszystko o co się troszczę. %7łyję wygodnie i mogę
robić co chcę. Nie potrzebuję grozić mistrzowi gildii - spojrzał na Drizzta, jako na bardziej
rozumnego z nich dwóch. - Będę służył halflingowi, a jeśli Regis upadnie, będę służył temu, który
zajmie jego miejsce.
Logika ta zadowoliła Drizzta i przekonała go, że czarnoksiężnik będzie lojalny, mimo
wszelkich czarów, jakie mógł rzucić nań rubinowy wisiorek.
- Chodzmy stąd - powiedział do Bruenora i ruszył ku drzwiom.
Bruenor wierzył osądowi Drizzta, ale nie mógł się powstrzymać od ostatniej grozby.
- Wszedłeś mi w drogę, czarnoksiężniku - warknął od drzwi. - Omal nie zabiłeś mojej
dziewczyny. Jeśli mój przyjaciel zle skończy, zapłacisz za to głową.
LaValle pokiwał głową, lecz nie odezwał się.
- Pilnuj go - zakończył krasnolud mrugnąwszy okiem i z hukiem zatrzasnął drzwi.
- On naprawdę nienawidzi mych drzwi - zasmucił się czarnoksiężnik.
* * * * *
Cała grupa zgromadziła się w głównym wejściu do domu gildii godzinę pózniej. Drizzt,
Bruenor, Wulfgar i Catti-brie byli ubrani znowu w swe zwykłe ubiory, magiczna maska Drizzta
wisiała mu na szyi. Dołączył do nich Regis z całą swą asystą. Chciał pójść do Duszka Morskiego
obok swych wspaniałych przyjaciół. Niech wrogowie zobaczą jego sprzymierzeńców w całym ich
splendorze, pomyślał chytrze nowy mistrz gildii - szczególnie drowa!
- Ostatnia propozycja, zanim się rozstaniemy - oznajmił Regis.
- Nie zostaniemy - odparł Bruenor.
- Nie dla ciebie - powiedział Regis. Zwrócił się wprost do Drizzta. - Dla ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl