[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skirla spojrzeniem z ukosa. Barczysty Skandianin przypominał
niedzwiedzia - wielki, silny, na pozór niezdarny, ale w rzeczywistości
szybki, śmiertelnie grozny. Po chwili Will uśmiechnął się,
pomyślawszy, że wielu Skandian można opisać w ten właśnie sposób.
Taka nacja. Bardzo przypominali niedzwiedzie. Nie chciałby stać
Gundarowi na drodze, gdy po drabinie wdrapie siÄ™ na mury.
Właśnie. Drabina. Szczegół, o który należy się zatroszczyć.
- Będziemy potrzebowali drabin - oznajmił. - Czy twoi ludzie
mogliby je dla nas wykonać? - zwrócił się do Malcolma. Uzdrowiciel
skinął głową. Następnie odwrócił się do Gundara.
- Przyłączysz się, wodzu?
- Jutro z samego rana każę mojej załodze zabrać się do roboty -
odparł Skandianin. - Ile drabin potrzebujemy?
Horace z Willem wymienili pospiesznie spojrzenia.
- Przecież wspominałeś o użyciu tylko jednej? - przypomniał
Horace.
Will przecząco pokręcił głową.
- Wciąż nad tym pracuję. Lepiej zgromadzmy większy zapas. Ile
ty byś doradzał?
Zamyślony młody rycerz przygryzł paznokieć. Im więcej, tym
lepiej. Im więcej drabin, tym rychlej jego ludzie dostaną się na
umocnienia i ruszą do ataku. Istniały jednak pewne ograniczenia.
- Trzeba je taszczyć przez leśny gąszcz po zachodniej stronie -
westchnął. - To zaś pochłonie sporo czasu i wysiłku. Przypuszczam,
że zdołamy przenieść najwyżej cztery. Czyli jedna drabina na siedmiu
ludzi.
Will spojrzał na Malcolma oraz Gundara. Zgodzili się obaj.
- Zatem szykujemy cztery drabiny. Tak czy owak wątpię, byśmy
mieli czas zbić więcej. Zresztą, jak słusznie spostrzegłeś, taszczenie
pięciometrowej drabiny przez las będzie koszmarem.
Ponownie zwrócił się do Malcolma:
- Przyszło mi do głowy, że warto wykonać coś w rodzaju
podświetlonej gęby. Takiej jak ta, która przemknęła nad polaną tamtej
nocy.
Zwiadowca raczej pytał niż proponował. Malcolm od razu
wyraził sprzeciw.
- W tym celu musielibyśmy pod murami Macindaw, na otwartej
przestrzeni, niepostrzeżenie, rozwiesić wysoko sznurki i druty.
Niewykonalne.
- Garnizon dowiedziałby się, że szykujemy jakąś sztuczkę -
wtrącił Orman. - Cały twój plan wziąłby w łeb.
Will przyznał lordowi rację.
- Pojmuję - chrząknął. - Zastanawiam się wszakże, czy nie
dałoby się wyrzucić gęby w powietrze, a pózniej sprawić, by
wybuchła. Tamtej nocy oglądaliśmy niesamowite widowisko,
uwierzcie.
- Czekaj - odparł Malcolm. - Chyba zdołam sklecić jakąś prostą
katapultę. Wtedy da się wieloma gębami ciskać z dalszej odległości.
Ukryjemy wyrzutniÄ™ w lesie.
- Właśnie - ucieszył się Will. Jego zapał rósł z każdą sekundą. -
Im skuteczniej odwrócimy ich uwagę, tym lepiej. A latające gęby,
które jarzą się i wybuchają, znakomicie odciągną uwagę zamkowego
garnizonu. - Rozejrzał się po zebranych. Każdą twarz rozświetlały
entuzjazm i nadzieja.
- Cóż - dodał. - Zrobiło się pózno, a ja muszę jeszcze wysłać
wiadomość do Alyss. Proponuję, byśmy zakończyli na dzisiaj. Do
pracy zabieramy siÄ™ od rana. Czeka nas sporo roboty.
Wszyscy zgodzili się jednym głosem. Tylko Orman wciąż nie
miał pewności, czy potrafi sobie wyobrazić całe przedstawienie.
- Latające gęby, które wybuchają... - mruknął do siebie. -
Naprawdę chętnie to zobaczę.
Rozdział 26
Alyss po raz kolejny prześledziła oczami zaszyfrowaną
wiadomość. Pierwszy raz przeczytała ją już w nocy, natychmiast
kiedy Will przysłał list świetlny. Jednak zachowała treść, bo
postanowiła przeczytać wszystko raz jeszcze, ale już przy porannym
brzasku.
Pózniej, przeczytawszy, ostrożnie włożyła kartkę do ognia, który
płonął na kominku.
Pochyliła się, patrząc, jak czernieje i zwija się w płomieniach.
Papier mógł zniknąć, ale przesłanie nadziei, które niosły słowa,
zostało wyryte w jej sercu. Zupełnie w jego stylu, pomyślała. Will
zadał sobie trud przewędrowania w środku nocy ponurymi ścieżkami,
wijącymi się przez Las Grimsdell, by wysłać jej wiadomość.
To nie były żadne pilne wieści. %7ładnych istotnych poleceń dla
niej. Pragnął podnieść ją na duchu. Po prostu. Dawał znać, że pamięta.
W liście znalazła się osobliwa, zawoalowana wzmianka, która
nie dawała jej spokoju. Napisał:  mamy gościa z krainy
Cobblenosskina . Przez dłuższą chwilę kurierka zastanawiała się, o co
chodzi; nazwa mgliście przywoływała wspomnienia dawnych lat.
Sięgnęła więc do zakamarków pamięci. I przypomniała sobie.
Cobblenosskin, bajkowy bohater. Oboje z Willem słuchali tej bajki
jako dzieci w sierocińcu lenna Redmont. Cobblenosskin, psotny
gnom. Mieszkał w dzikich górach Picty, daleko na Północy. Nikt, kto
nie znał starej bajki, nie pojąłby sensu wiadomości. Will starannie się
zabezpieczył, na przykład przed Kerenem. Alyss łatwo pojęła, że
schwytał kogoś z Picty - a jedynym Skottem, jaki przychodził jej na
myśl, był generał, który kilka dni wcześniej odwiedził Macindaw.
Przynajmniej taką żywiła nadzieję. Dalsza część wiadomości
brzmiała:  gadatliwy z niego człek . Jeżeli słusznie się domyśla, Will
oraz jego sprzymierzeńcy rozgryzli szczegóły planu Kerena.
Dobry powód do radości. Jeszcze bardziej ucieszył ją inny
szczegół. Will przesłał list rozgadany, trochę nawet plotkarski.
Rozwodził się nad wieloma szczegółami, bo chodziło mu o
poprawienie jej nastroju. Powinna pamiętać, że przyjaciele są blisko.
Will napisał, iż towarzyszy mu w Grimsdell ich wspólny od
niepamiętnych czasów druh. Ponieważ wcześniej zapewniła Willa, że
stellatyt skutecznie przeciwdziała praktykom mesmerycznym Kerena,
Will uznał, że może bezpiecznie powierzyć jej jeszcze jeden sekret.
 Ukłony od Wyrwija , brzmiała ostatnia linijka,  oraz od
Kickera, a także od rosłego przyjaciela .
Kicker... Znów poszperała w pamięci.
Już kiedyś słyszała to imię. Najwyrazniej Will sądził, że coś dla
niej będzie znaczyło. Jakieś zwierzę? Imię pasowało do zwierzęcia.
Pies? Nie, nie z takim imieniem.  Kicker . Czyli ten, co kopie. Psy nie
kopią. Konie - tak. I naraz wszystko stało się jasne. Tak nazywał się
bojowy rumak, którego dosiadał Horace. Horace tu jest! On i Will
działają ramię w ramię, razem usiłują pokonać Kerena.
Obracała w myślach nowinę, pieściła ją w pamięci. Will i
Horace działają wspólnie - Will, sprytny, obdarzony intuicją oraz
błyskotliwym umysłem. A przy nim Horace - niezawodny, stanowczy,
jeden z najświetniejszych rycerzy, jakich Araluen wydał na
przestrzeni wielu ostatnich lat. Nie miała żadnych wątpliwości. We
dwóch na pewno zdołają pokonać Kerena. A także dowolną liczbę
Skottów.
Prawie współczuła uzurpatorowi. Prawie. Zachichotała.
I usłyszała zgrzyt klucza obracającego się w zamku.
Pospiesznie zerknęła na kominek, upewniła się, że kartka
spłonęła ze szczętem. Pogrzebaczem rozgarnęła węgle, starannie
skruszyła sczerniały papier, obróciła go w proch, wyprostowała się
prędko, otrzepała dłonie. Drzwi się otworzyły. Przybywał Keren, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl