[ Pobierz całość w formacie PDF ]
by zniszczyć nawet śpiew odległych gwiazd!.
I wtedy Kuli, poznał strach, lęk, przera\enie... ogarniające wszystko, przeklęte,
zabijające duszę. Stojąc twarzą w twarz z ciemną wizją, zachwiał się i zatoczył jak pijany,
oszalały z lęku. O bogowie, choć jeden dzwięk, cichutki, słaby hałas! Kuli otworzył usta jak
pełzający szaleńcy za nim. Jego serce prawie wyrwało się z piersi w wysiłku wrzasku.
Przelewająca się cisza zakneblowała go. Uderzył w metal swego miecza. I dalej kłębiące się
fale wypływały z pomieszczenia, opływając go, rozdzierając, urągając mu jak jakaś
przera\ająca forma śycia.
Ka-nu i Kuthulos le\eli w bezruchu. Tu wił się le\ąc na brzuchu z głową w uścisku
dłoni, wyjąc bezgłośnie, jak umierający szakal. Brule tarzał się w pyle jak ranny wilk, na
ślepo sięgając pochwy.
Kuli mógł teraz prawie ujrzeć kształt Ciszy, przera\ającej Ciszy, która nareszcie
wydostała się z Czaszki, by rozsadzić czaszki ludzi. Kręciła się, pełzała bluznierczymi
kłębami i cieniami. Zmiała się z niego! śyła! Kuli zachwiał się i przewrócił. Gdy to się stało,
jego wyciągnięta ręka potrąciła gong. Kuli nie usłyszał dzwięku, lecz poczuł gwałtowne
drgania i skurcze fal wokół siebie. Słabe cofnięcie się, niechętne jak ręka człowieka
bezwiednie cofa się przed płomieniem.
Ach, stary Raama pozostawił stra\nika dla rasy, nawet po śmierci! Ogłupiały umysł
Kulla rozwiązał nagle zagadkę. Morze! Gong był jak morze wypełnione zmieniającymi się,
zielonymi cieniami. Nigdy nie będące w bezruchu. Nigdy nie bezgłośne.
Morze! Wibrujące, pulsujące, poruszające się w dzień i w nocy. Największy
nieprzyjaciel Ciszy. Unosząc się z wysiłkiem, ogłuszony, złapał jadeitowy młotek. Jego
kolana poddały się, ale uwiesił się jedną ręką ramy, zamachując się w ostatecznej, śmiertelnej
desperacji młotkiem. Cisza kłębiła się groznie wokoło.
Zmiertelniku, kim jesteś aby przeciwstawiać się mi, która jestem starsza od bogów?
Byłam, zanim pojawiło się śycie. Będę, gdy ono umrze. Zanim narodził się najezdzca
Dzwięk, Wszechświat był cichy, będzie taki znowu. Poniewa\ rozprzestrzenię się na cały
kosmos i zabiję Dzwięk... zabiję Dzwięk... zabiję Dzwięk!
Ryk Ciszy odbijał się w jaskiniach odrętwiałego mózgu Kulla śpiewnymi,
monotonnymi drganiami, gdy ten uderzał w gong znowu... i znowu... i znowu!
Przy ka\dym uderzeniu Cisza cofała się... centymetr po centymetrze... centymetr po
centymetrze... Z powrotem, z powrotem, z powrotem. Kuli odnalazł siłę do uderzania dalej.
Zdawało mu się teraz, \e słyszy cichutkie dzwięczenie gongu. Jakby ktoś, gdzieś po drugiej
stronie Wszechświata uderzył w srebrną monetę gwozdziem. Przy ka\dym odgłosie,
otaczająca Cisza zmniejszała się i jakby oddalała. Macki skróciły się, fale cofnęły. Cisza
zmalała.
Z powrotem i z powrotem, i jeszcze raz... z powrotem. Teraz kłęby Ciszy unosiły się
w wejściu. Za Kullem ludzie z trudem unosili się na kolana, skamląc i jęcząc. Szczękali
zębami, a ich wzrok był pusty. Król wydarł gong z mocujących go ramion i ruszył w kierunku
drzwi. Chciał skończyć walkę. Nie uznawał kompromisów. Nie zaryglowane drzwi nie będą
chronić przed tym horrorem. Cały Wszechświat powinien zatrzymać się i ujrzeć człowieka
będącego dowodem na niezbędność istnienia ludzkości, wspinającego się na wysokie schody
chwały, dzięki tak heroicznemu czynowi.
Stał w wejściu pochylony przeciw wiszącym falom, które bezustannie go raniły. Całe
Piekło ruszyło na niego z ostatniej siedziby przera\ającej rzeczy, której spokój naruszył. Cała
Cisza była z powrotem w komnacie, zmuszona do powrotu przez niepowstrzymany Dzwięk.
Dzwięk, który był połączeniem wszystkich dzwięków i odgłosów Ziemi. Uwięziony ręką
mistrza, który dawno temu pokonał zarówno Dzwięk jak i Ciszę.
Cisza zebrała wszystkie swoje siły na ostatni atak. Piekło bezdzwięcznego zimna i
płomieni zawirowało wokół Kulla. Nadszedł czas istnienia, \ywiołów i rzeczywistości. Cisza
istniała pod nieobecność dzwięku, jak mówił Kuthulos, który le\ał teraz i jęczał
przypominajÄ…c pusty dzban.
Był więcej ni\ nieistnieniem. Był tak potę\nym nieistnieniem, i\ stał się istnieniem.
Tak abstrakcyjną iluzją, \e stał się rzeczywistością. Kuli był oślepiony, ogłuszony i ogłupiały.
Prawie nic nie czuł pod naporem kosmicznych sił. Dusza, ciało i umysł. Otoczone przez
wijące się macki. Odgłos gongu znów zniknął. Ale Kuli nie poddał się. Jego torturowany
mózg trząsł się. Ale on wierzył w swoje, stojące na progu, nogi. I z ogromną siłą ruszył do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]