[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brzeg pudełka, zapytał Aleksa o ostateczną decyzję. Ten zaś obrzucił
Saskię oskarżycielskim spojrzeniem.
- Kupiłem je dla ciebie.
- Nie, dla narzeczonej, której już nie potrzebujesz. Podobnie jak
tych strojów. Dlatego uważam, że najlepiej, żeby trafiły do
potrzebujÄ…cych.
Aleks zacisnął zęby z wściekłości. Z ociąganiem wyraził zgodę.
Wolontariusze pospiesznie wymamrotali podziękowania, po czym w
błyskawicznym tempie wynieśli wszystko w obawie, by nie zmie-
niono decyzji. Gdy na dobre opuścili mieszkanie, Saskia odetchnęła z
ulgą. Przeszkadzał jej tylko Aleks. Przeczuwała, że jego się tak łatwo
nie pozbędzie. Nastawiła czajnik na długo wyczekiwaną herbatę.
Aleks podążył do kuchni w ślad za nią.
- Co ty sobie wyobrażasz? - napadła na niego, gdy tylko stanął
za jej plecami. - To mój dom. Możesz wydawać polecenia u siebie
albo obsłudze w hotelach, ale tutaj ja rządzę. Poza tym nie przy-
pominam sobie, żebym cię zapraszała. - Mimo że celowo podsycała w
sobie złość, głos jej drżał, brzmiał słabo, niepewnie. Ale nie mogła
pozwolić, by Aleks odzyskał nad nią władzę.
- Mimo to przyjechałem.
Gdy Saskia wreszcie na niego spojrzała, uderzyła ją zbolała
mina Aleksa, jakby prosił wzrokiem o zrozumienie. Nie widziała
122
R S
powodów, żeby mu współczuć. Odwróciła się do niego plecami.
Wyjęła torebkę ze szklanki, wycisnęła, wsypała cukru, potem długo
mieszała herbatę, żeby zyskać na czasie.
- Nie przyszło ci do głowy, że nie chcę cię widzieć? - zapytała,
gdy już nieco ochłonęła.
- Owszem, przyszło.
- I co?
- Wykluczyłem taką możliwość.
- Jak zwykle. Nigdy nie bierzesz pod uwagÄ™ zdania innych.
Wszyscy muszą tańczyć tak, jak im zagra wielki Aleks Koutoufides.
- Nieprawda! - Chwycił ją za rękę tak gwałtownie, że wylała
część herbaty, na szczęście nie na siebie tylko na podłogę. - Nie
przyjechałem się z tobą spierać, tylko przeprosić.
Saskia podniosła na niego wzrok. Na widok błagalnego
spojrzenia Aleksa topniało jej serce. Coraz bardziej żałowała, że go
wpuściła. Upiła łyk jeszcze zbyt gorącego napoju, nie tyle z
pragnienia, ale po to, by zyskać czas na opanowanie emocji. Gdy
ułożyła w myślach odpowiedz, wzięła głęboki oddech.
- W porządku. Przeprosiny załatwiają wszystko - skomentowała
z kwaśnym uśmiechem. - A teraz już idz.
Aleks spuścił głowę z miną winowajcy, lecz nadal nie odrywał
od niej wzroku.
- Przewidywałem, że nie ułatwisz mi zadania, ale proszę,
zechciej mnie wysłuchać. Marla potwierdziła twoją relację. Czy
123
R S
wyobrażasz sobie, jak się czułem, gdy pojąłem, jak niesprawiedliwie
cię osądziłem?
- Nie mam zielonego pojęcia - odburknęła z urazą.
- Nie mogę sobie darować, że opuściłem cię w chwili, od której
zależała twoja dalsza kariera. Aż się boję spytać, jak ci poszło.
- Wbrew pozorom nie najgorzej. Dostałam kilka dni na
ukończenie pracy. Cóż z tego, kiedy mój rozmówca wziął nogi za
pas?
- Otrzymasz tę posadę niezależnie od tego, czy dostarczysz ten
artykuł czy nie.
- Dzięki za miłe słowa. - Zajrzała Aleksowi w oczy. Gdy
dostrzegła w nich ulgę, dodała: - Ale już jej nie chcę. Carmen sobie na
nią w pełni zapracowała. Zważywszy na to, jakim kosztem nakłoniła
Draga do współpracy, musi jej bardzo zależeć na awansie.
- Saskio, Carmen już nie potrzebuje tego stanowiska.
- Jak to?
- Nie słuchałaś dzisiejszych wiadomości? Drago dostał ataku
serca w samochodzie. Stracił panowanie nad kierownicą. Auto
przekoziołkowało przez barierkę i spadło z urwiska w przepaść.
Carmen siedziała obok niego. Nie przeżyła. Nie bardzo wypada o tym
mówić w obliczu tragedii, ale pozostałaś jedyną kandydatką na
stanowisko redaktora naczelnego.
Saskia zakryła twarz rękami. Chwiejnym krokiem podeszła do
krzesła. Opadła na nie bezwładnie. Przytłoczył ją nadmiar złych
124
R S
wiadomości. Chociaż Carmen podle wobec niej postąpiła, nie życzyła
jej śmierci. Podparła obolałą głowę rękami.
- Już mi nie zależy na tej posadzie - powtórzyła.
- Ale dlaczego? Przeszłaś prawdziwą drogę przez mękę, żeby ją
dostać. Marla wyjaśniła mi, że walczysz o wyższe stanowisko i
pensję, żeby sfinansować kurację ojca.
- Nie wmówisz mi, że przejmujesz się jego zdrowiem po tym,
jak życzyłeś mu śmierci - wycedziła Saskia przez zaciśnięte zęby.
Wstała, gwałtownym ruchem odstawiła prawie pełną filiżankę do
zlewu. - Nienawidzisz go z całej duszy. Aż dziw, że nie brzydziłeś się
dotknąć jego córki!
- Spróbuj mi wybaczyć, Saskio. Człowiek w złości nagada
bzdur, których potem żałuje.
- To już nieistotne. - Aleks otworzył usta, ale uciszyła go ręką. -
Grunt, że twoje życzenie się spełniło. Zmarł wczoraj - dodała z
gorzkim uśmiechem.
Zapadła cisza. Ostatnie słowa Saskii zawisły w powietrzu,
niczym zapowiedz katastrofy. Aleks dopiero teraz dostrzegł ciemne
cienie pod oczami, pobladłą cerę, zapuchnięte od płaczu powieki. Wy-
obrażał sobie, co przeżyła. Doskonale pamiętał, jak cierpiał po śmierci
rodziców. Z całego serca żałował, że przyniósł wieść o wypadku
Carmen jako wróżbę zwycięstwa, ale nie mógł już cofnąć pochopnie
wypowiedzianych słów. Pragnął jakoś pocieszyć Saskię, przynajmniej
ciepłym gestem. Wyciągnął do niej ramiona, ale umknęła za stół.
125
R S
Stanęła za nim jak za barykadą, w obronnej postawie, z rękami
skrzyżowanymi na piersiach.
- Nie dotykaj mnie. I przypadkiem nie udawaj współczucia. Nie
przekonasz mnie, że nie ucieszyła cię wiadomość o śmierci wroga.
Czekałeś na nią wiele lat.
- Nie twierdzę, że lubiłem czy choćby szanowałem Victora
Prentice'a - przyznał szczerze Aleks. - Ale teraz wiem, że
niesprawiedliwie go osądzałem. Popełniłem wielki błąd, rzucając ci w
twarz oskarżenia pod jego adresem. Niepotrzebnie cię zraniłem.
- Co cię obchodzą moje uczucia? Raniłeś je z premedytacją od
samego początku. Zaplanowałeś odwet w taki sposób, żeby podeptać
moją godność. Uwiodłeś młodziutką, nieświadomą waszych waśni
dziewczynę, rozpieszczałeś, traktowałeś jak księżniczkę, a kiedy
pozyskałeś jej zaufanie, wdeptałeś w błoto. Widziałeś we mnie
wyłącznie narzędzie zemsty. Poniżyłeś mnie, żeby złamać mi życie,
jak mój ojciec Marli. %7łądza odwetu uczyniła z ciebie potwora. Nie
widzisz, jak nisko upadłeś, idąc w ślady człowieka, którym gardziłeś?
- Niestety, zbyt pózno to dostrzegłem - przyznał ze skruchą. -
Ale gdybym był takim łotrem, za jakiego mnie uważasz, nie
oszczędziłbym twojego dziewictwa.
- Ty nikogo nie oszczędzasz, prócz swojej siostry. W swym
zadufaniu nawet nie dostrzegasz, że twoja kuratela przynosi jej więcej
szkody niż pożytku.
- Wtedy, kiedy nawiązywałem z tobą znajomość, rzeczywiście
myślałem tylko o niej. Uważałem, że krzywda, jakiej doznała od
126
R S
Victora, skrzywiła jej psychikę. Dlatego postanowiłem odpłacić mu tą
samą monetą. Chciałem, by doznał takich cierpień, jakie zgotował
moim bliskim. Zaplanowałem wszystko, w najdrobniejszych
szczegółach, jak kampanię wojenną, począwszy od przejęcia firmy, a
skończywszy na uwiedzeniu córki. Zabierając cię na tańce czy do
kina, miałem przed oczami wyznaczony cel. Ale gdy poznałem twą
dobroć, inteligencję, poczucie humoru, zaczęło mi na tobie zależeć.
Nie chciałem tego uczucia. Zaślepiony żądzą zemsty, tłumiłem je
przemocą. Tłumaczyłem sobie, że nie po to zaszedłem tak daleko,
żeby rezygnować w połowie drogi, że żadne sentymenty nie odwiodą
mnie od wymierzenia łotrowi sprawiedliwości. - Zajrzał Saskii w
oczy. Ujrzał w nich cały bezmiar cierpienia, jakie jej zgotował w
dalszej i bliższej przeszłości. Gdyby mógł cofnąć czas, oddałby
wszystko, by ich jej oszczędzić. Z bólem serca wrócił do przerwanego
wątku. - Aż wreszcie nadszedł decydujący moment: przyjęłaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]