[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niżej.
Mauli wióiał pod sobą od czasu do czasu rozłogi traw, pokry-
wajÄ…cych polany kniei, niby majtek patrzÄ…cy na rozchwiej morza ze
szczytu wysokiego masztu. Za moment oczy zasłaniały mu gałęzie,
b3ące go po twarzy, uczuwał rzut w powietrze, spadał i zaczepiał się
u czegoś, tuż nad ziemią niemal. Z wrzaskiem ogromnym, w sko-
kach nieprawdopodobnych pęóił po gościńcach drzewnych i po-
wietrznych cały lud anda l g , unosząc swój łup nie wiadomo
dokÄ…d.
Zrazu Mauli myślał o tym tylko, by go małpy nie upuściły na
ziemię, potem zaś zawrzał gniewem. Ale o walce mowy być nie mo-
gło, zaczął się przeto zastanawiać nad sytuacją. Sąóąc po szybkości
małp, przewidywał, że przyjaciele jego, Balu i Bagera, rychło zosta-
ną daleko w tyle, należało ich tedy uwiadomić, w którym się oddala
kierunku. W dole nie było prawie nic widać, gdyż gałęzie zasłaniały
całe połaci dżungli, toteż Mauli zwrócił spojrzenie w górę. Po ma-
łej chwili dostrzegł w przestworzu sępa Chila, zataczającego ogrom-
ne kręgi nad knieją w poszukiwaniu żeru. Chil zauważył, że małpy
coś niosą, przeto zniżył lot, by zobaczyć, czy nie ma tam czegoś do
zjeóenia, ale, zawisłszy paręset metrów nad drzewami, aż gwizdnął
rudyard kipling Księga dżungli 26
z poóiwu, ujrzawszy wleczonego na szczyt chłopca, który mu rzucił
hasło w narzeczu ludu sępów:
Ja i ty jesteśmy jednej krwi!
Zasłoniły mu go natychmiast gałęzie, ale Chil machnął skrzydłem,
przeniósł się nad następne drzewo i znowu zobaczył mieóianą twarz
chłopaka.
Idz moim śladem! zawołał Mauli Zanieś wieść seeone-
eńskim przyjaciołom moim, staremu Balu i Bagerze.
Któż jesteś? spytał Chil, bo nie znał go dotąd, choć dużo
słyszał o Maulim.
Mauli, zwany też żabką, człowiek-wilk, ze stada Akeli& Pilnuj
mego śla&
Mauli nie skończył, rzucony w tej chwili w powietrze, ale sęp dał
znak, że wie co trzeba, a potem śmignął tak wysoko w górę, że wydał
się ziarnkiem piasku. Z tych wyżyn śleóił przez lunety swych oczu
ruchliwą falę gałęzi płynącą dołem, to jest konwój chłopca porwa-
nego przez anda l gi.
Nie pobiegnÄ… daleko! mruknÄ…Å‚ do siebie wzgardliwie
Małpy nie są w stanie nigdy dokonać swych zamiarów. Pomysły mają
ciągle nowe, ale ten ostatni stanie im niezawodnie kością w gardle.
Balu to nie szczeniak, a Bagera umie też polować jak należy.
Zawisł nieruchomo na potężnych swych skrzydliskach, podgiął
nogi i czekał.
Balu i Bagera szaleli tymczasem z gniewu i żalu. Pantera wdra-
pywała się na drzewa tak wysoko, jak nigdy do tej pory, ale gałęzie
łamały się pod jej ciężarem i nie mogła nigdy sięgnąć szczytu, spadała
tedy bezsilnie, drapiÄ…c pnie.
Czemuż nie uprzeóiłeś chłopca? wołała, krzycząc te sło-
wa prosto w uszy biednego niedzwieóia, zw3ającego się na swych
ciężkich łapach, by dotrzymać kroku małpom.
I na cóż się zdało bić go, skoro zaniedbałeś rzeczy tak ważnej?
Pręóej& pręóej! sapał dobywający ostatków sił Balu
Może je zdołamy dopęóić!
Ani mowy! ryczała w odpowieói Ruszasz się tak po-
mału, że ujść by ci musiała nawet ranna krowa! Opasły wykładaczu
praw, óieciotłuku, zanim przebiegniesz dwa stajania, wyciągniesz
łapy raz na zawsze! Usiądz lepiej i pomyśl, co czynić należy. Musimy
ułożyć jakiś rozsądny plan! Niepodobna ich dogonić, a nawet nie-
bezpieczna to rzecz, gdyż, ujrzawszy nas za sobą, mogą go cisnąć na
ziemiÄ™ z obawy zemsty.
Auhuu! Arruru! ryczał Balu Może go już nawet rzuciły
znuóone dzwiganiem. Wszystkiego spoóiewać się można po an
da l ga & Oo! Przywalże mi głowę ciałami zdechłych nietoperzy,
daj mi stare gnaty do ogryzania, wepchn3 mnie do barci óikich psz-
czół, by mnie na śmierć zakłuły, a potem pochowaj obok śmieróącej
hieny! Jestem zwykłe bydlę, nie zaś przyzwoity niedzwiedz! Auhuu!
Arruru! O, Mauli, o chłopcze mój! Czemuż cię nie uprzeóiłem, co
rudyard kipling Księga dżungli 27
ci zagraża od ludu małp, miast cię bić i drapać coóiennie! Może
moje razy miały ten skutek, że biedaczek zapomniał całkiem wszyst-
kich haseł i oto znajduje się teraz w dżungli zupełnie opuszczony,
bezbronny i wystawiony na wszelkie niebezpieczeństwa!
Objął łapami wielki swój łeb i tarzał się zrozpaczony po ziemi.
Głupstwa pleciesz! warknęła niecierpliwie pantera Wszak-
że dopiero co powtarzał wszystkie po kolei hasła ludów puszczy! Stra-
ciłeś pamięć, stary Balu, a w dodatku godność osobistą. Cóż by po-
wieóiała na przykład o mnie dżungla, gdybym ja, czarna pantera,
wiła się po ziemi, niby jeżozwierz sa i i ryczała rozpaczliwie?
Pluję teraz na opinię dżungli! O Mauli, Mauli! Może on już
nie żyje w tej chwili?
%7łyje! pocieszała go %7łyje na pewno, o ile go zresztą nie
rzuciły na ziemię albo nie zagryzły znużone dzwiganiem. Nie rozpa-
czaj, Balu, ma on rozum, wie dużo, a nade wszystko posiada oczy,
których lękają się ludy puszczy. Niestety, wielkie to nieszczęście, że
dostał się do anda l g , które jako żyjące na szczytach drzew, nie
boją się żadnego z nas.
Pantera zamyśliła się i zaczęła sobie lizać łapy.
Nagle Balu zerwał się na równe nogi i zawołał:
Jestem dureń! Jestem podły korzonkojad i straciłem całkiem
rozum! Dopiero teraz przyszły mi do głowy słowa słonia Hati, któ-
ry twierói, że nie ma na świecie nikogo, kto by się nie bał kogoś
innego! anda l gi boją się węża Kaa, skalnego pytona, który pełza
po drzewach podobnie jak one i porywa je w nocy, czyniąc zwłaszcza
spustoszenie pośród ich óieci. Na sam dzwięk imienia jego drętwie-
ją od stóp do głowy, a nawet ogonem ruszyć nie są w stanie. Musimy
udać się do węża Kaa.
I cóż on nam pomoże? zauważyła Bagera. Nie jest z na-
szego rodu, nie ma nóg, a zwłaszcza posiada tak straszne oczy&
Oo% to stary, przebiegły, a nade wszystko wiecznie głodny wąż!
rzekł Balu, nabierając otuchy Musisz mu przyrzec sporą ilość
jelonków!
Słyszałam, że gdy się naje, zasypia na długo! powieóiała
pantera Może właśnie obżarł się teraz, a jeśli nawet głodny, to
przecież sam umie sobie zdobyć pożywienie!
Bagera nie znała węża Kaa i nie miała doń zaufania.
Choćby i tak nawet było, odparł Balu to przecież tak
doświadczona jak ty łowczyni, a także i ja, we dwoje damy sobie z nim
radÄ™.
Balu zbliżył się do Bagery i ruszyli ramię w ramię na poszukiwanie
węża Kaa, pytona skalnego.
Leżał rozciągnięty na płaskiej skale, oblanej żarem popołudnio-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]