[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdyby wzrok mógł zabijać, byłby już martwy. Ni­
cole cofnęła się, mocniej ściskając broń.
- Lepiej idź do Peppera i podziękuj mu, panie
Nowy Jork - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Jego alarm być może uratował ci życie. Ryczy
tak tylko wtedy, kiedy czuje blisko jakieś dzikie
zwierzę.
Rozejrzała się uważnie wokół.
- Kiedy przestanie, to znaczy, że niebezpieczeń­
stwo minęło. Wtedy możemy iść dalej.
Mimo całej powagi sytuacji przezwisko, jakie mu
nadała, bardzo go rozbawiło.
- Panie Nowy Jork? Bardzo dobre. Posłuchaj,
Montana, coś ci powiem... Zresztą nie teraz. Ten Pep-
per to taki twój sygnał ostrzegawczy?
- Można to tak nazwać. Tak czy owak, pora, żebyś
nareszcie zrozumiał, że potrafię sama się bronić. Przed
niedźwiedziem i przed mężczyznami.
Ostatnie słowo wyraźnie podkreśliła.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, nie potrzebuję
niczyjej pomocy, rozumiesz? Zejdź mi z drogi.
Pepper umilkł równie nieoczekiwanie, jak wszczął
alarm i wszyscy nagle zaczęli mówić jeden przez dru­
giego. Napięcie opadło. Nicole spokojnym głosem wy­
jaśniła, co im mogło grozić.
- To znaczy, że tu są niedźwiedzie i wilki? - zapy­
tał Hal.
Anula43&Irena
Preston podszedł bliżej, jakby chciał się schować
w cieniu przyjaciela.
Nicole pohamowała uśmiech.
- Hal, jesteśmy w bardzo dzikiej okolicy. To są
góry.
Zapanowało ogólne podniecenie. Preston rozejrzał
się z lękiem, przestępując z nogi na nogę.
- A tam, dokąd idziemy, też znajdują się dzikie
zwierzęta?
- Tam będziecie absolutnie bezpieczni. Wszystko
zostało przewidziane. Każdy dostanie walkie-talkie.
Jeśli cokolwiek się zdarzy, w co wątpię, musicie pa­
miętać tylko o jednym: nie uciekać, tylko wzywać po­
mocy.
Hal lekko się odwrócił, jakby czegoś szukał. Kiedy
się wyprostował, w jego dłoni lśnił mały pistolet.
- Ja jestem na wszystko przygotowany. Wziąłem
Reed jęknął, Max zaś utkwił spojrzenie w Halu
wymachującym naładowanym pistoletem, jakby to by­
ła chustka do nosa. Już miał do niego podejść, lecz
Nicole go uprzedziła. Kocim ruchem zaszła Hala od
tyłu, wykręciła mu rękę i odebrała broń. Hal spojrzał
na nią z głupawym wyrazem twarzy, jakby podejrze­
wał żart.
- Oddaj mi to...
Rozładowała pistolet i kiwnęła na Hala.
- Chodź ze mną, musimy pogadać.
Odeszli na bok. Reszta uczestników wyprawy nie
spuszczała z nich zaciekawionego wzroku.
Anula43&Irena
to na wszelki wypadek.
- Jeśli chodzi o pistolet - dodała - to oddam go po
powrocie szeryfowi. Umieści go w depozycie.
Anula43&Irena
jak zahipnotyzowany.
Hal najwyraźniej nie doceniał powagi sytuacji. Stał
naprzeciw Nicole i uśmiechał się niemrawo.
- Chciałbym z powrotem mój pistolet. Nie żartuj,
oddaj mi go.
Zbliżyła się do niego tak blisko, że nikt prócz niego
nie mógł słyszeć jej słów.
- Posłuchaj uważnie, Hal. Już nigdy tego nie po­
wtórzę. W góry nie wolno nosić broni. To nie są tereny
łowieckie, podpisałeś odpowiednie przyrzeczenie. Zo­
bowiązałeś się do przestrzegania reguł obowiązujących
w czasie wyprawy, a już jedną złamałeś. W każdej
chwili mogę cię odesłać na dół i stracisz swoje cztery
tysiące dolarów. Zastanów się, czy ci się to opłaca. To
nie jest mała suma.
- Przecież ty też masz broń.
- Ja mam broń, żeby wam zapewnić bezpieczeń­
stwo. To pewna różnica.
Otworzył usta, ale Nicole nie pozwoliła mu dojść
do głosu.
- Jeszcze chwila, a wylecisz stąd. Preston pójdzie
za tobą i stracicie mnóstwo pieniędzy. Przemyśl to so­
bie; jeśli chcesz mieć dobre wakacje, to się uspokój
i przestań bawić w prawdziwego mężczyznę. Stawka
jest za wysoka. Cztery tysiące dolarów to kupa pienię­
dzy. I jeszcze coś. Daruj sobie zaloty, bo nie jestem
zainteresowana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl