[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głowa stała się zapłatą za taniec". Jak strasznie tańce dręczyły mu serce, a teraz pod
starymi drzewami orzechowymi odbywają się procesje i rozlegają się pieśni pielgrzymów.
Ta kaplica, która dla świętego proboszcza była miejscem wielkiego męczeństwa, dla tak
wielu dusz stała się zródłem pokoju. Teraz wiedział, że wszystkie jego boleści, cierpliwie
znoszone, zmierzały do końca.
Pozdrowiwszy ostatni raz świętą Filomenę, położył świecę przed jej relikwiarzem.
Tej nocy ksiądz Vianney nie zasnął wcale. Wstał zaraz po północy i powlókł się do
konfesjonału. Tu jednak chwyciły go mdłości i musiał wyjść z kościoła, żeby zaczerpnąć
nieco świeżego powietrza. Około szóstej, wsparty na ramieniu swego wikarego, odprawił
Mszę świętą. Po konsekracji, kiedy w rękach trzymał Ciało Chrystusa, odezwał się doń
169
cicho:  Panie, gdybym wiedział, że nie będę mógł kontemplować Cię w wieczności, nie
puściłbym Cię teraz.
Trzęsąc się z gorączki, wrócił do konfesjonału. Chciał jeszcze w południe wykładać
katechizm. Poczuł się jednak tak bardzo słaby, że dał znak staremu Oriolowi i poprosił go,
by dał mu odrobinę wina. Nie czekając, aż kościelny znajdzie szklankę, wypił jeden łyk z
dłoni. Następnie wszedł na ambonę i zaczął mówić. Głos jednak miał już tak słaby, że nikt
go nie mógł zrozumieć. Stale odwracał się i wskazywał na tabernakulum. To było jego
ostatnie kazanie.
Do pózna w noc siedział jeszcze w konfesjonale. Potem wrócił na plebanię,
wspierając się na ramieniu brata Hieronima. Po drodze spotkał hrabiego des Garets z
żoną i dziećmi. Uklękli, a on udzielił im błogosławieństwa.
Z wielkim trudem dobrnął wreszcie do swego pokoju. Zakrystian pomógł mu
położyć się do łóżka, a następnie na formalne życzenia proboszcza, zostawił go samego.
Katarzyna czuwała w sąsiednim pomieszczeniu.
Około pierwszej po północy ostatnim wysiłkiem ksiądz Vianney wstał, aby pójść do
kościoła, lecz nie mógł już zrobić kroku. Nie zdając nawet sobie z tego sprawy, krzyknął.
Przybiegła Katarzyna i pomogła mu położyć się z powrotem do łóżka.
 To już koniec  jęknął święty.  Sprowadzcie mi proboszcza z Jassans.  I
Katarzyna natychmiast poszła szukać brata zakrystiana.  To już koniec  powtarzał
ksiądz Vianney.  Proszę was, sprowadzcie mi spowiednika.  Wezwę także lekarza 
powiedział brat Hieronim.  Już nie potrzeba. %7ładen lekarz nic mi już nie pomoże.
Tymczasem nadszedł ksiądz wikary, którego także powiadomiono.  Zwięta
Filomena, która księdza uzdrowiła szesnaście lat temu, i tym razem wróci księdzu
zdrowie  rzekł ksiądz Toccanier.  Nie, teraz nawet Mała Zwięta nic mi nie pomoże.
Wczesnym rankiem przybył ksiądz Beau, proboszcz z Jassans. W chwilę po nim
wszedł do pokoju lekarz. Doktor Saunier stwierdził kompletne wyczerpanie organizmu.
 Jeśli upał nieco się zmniejszy, może jeszcze być jakaś nadzieja, jeśli zaś będzie taki jak
obecnie, wszystko stracone.
Dzień 30 lipca nie przyniósł żadnej poprawy, ponieważ zaraz od pierwszych godzin
rannych słońce zaczęło niemiłosiernie prażyć. W oknach pozawieszano mokre
prześcieradła, a wokół plebani parafianie lali bez przerwy wodę, by nieco ochłodzić
powietrze.
Zwięty proboszcz z największą pokorą wyspowiadał się przed swoim konfratrem.
 Czy boi się ksiądz śmierci?  zapytał ksiądz Beau.  Właśnie to dziwne  odrzekł
chory.  Zawsze się bałem stanąć przed Bogiem, jako proboszcz. Teraz zaś ni czego się
nie obawiam. Umieram bez lęku, ufając w miłosierdzie Boże.
Dzwony w Ars rozdzwoniły się, gdy ksiądz Beau przynosił umierającemu kapłanowi
Wiatyk. Dwudziestu księży towarzyszyło mu z zapalonymi świecami. Azy potoczyły się po
pomarszczonych policzkach świętego starca.
170
 , Dlaczego ksiądz płacze, księże proboszczu?  zapytał brat Eliasz, jeden z
nauczycieli w szkole dla chłopców.  O, mój bracie, jak to smutno komunikować po raz
ostatni! Z wielką pobożnością przyjął też Ostatnie Namaszczenie. Ksiądz Dubois,
proboszcz z Fareins, został, aby czuwać przy chorym.  Czuje się ksiądz złączony z
Bogiem  rzekł do księdza Vianneya.  Tak, mój przyjacielu  i jakaś nadziemska
radość promieniowała z oczu chorego.
W ciągu następnych dni upał nie ustawał. Muchy latały po pokoju. Siostra
Józefitka starała się je odpędzać od spoconej twarzy umierającego proboszcza.  Zostaw
je, moja siostro. Przykry jest tylko grzech.
Drugiego sierpnia ksiądz Raymond, dawny wikary, przybył do pokoju i z płaczem
rzucił się do stóp nędznego posłania, na którym na formalny jego rozkaz, ułożono księdza
Vianneya.  Proszę księdza o przebaczenie  załkał ten, który tak wiele przykrości
sprawił świętemu starcowi. Proboszcz z Ars uściskał go.  Odwiedziny księdza są dla
mnie wielką pociechą. Czekałem na księdza.
Tego wieczora wpuszczono do pokoju dziewczynkę, która oznajmiła z płaczem, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl