[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mam nadzieję. Co to jest? - wskazała na słoik, z którego Nick właśnie
nalewał ciemny syrop do jej szklanki.
- Moja ciotka każdego lata zbiera leśne maliny, robi z nich sok i podrzuca
mi kilka słoików. Są na wagę złota.
- Nic dziwnego, jest naprawdę świetny.
Delikatnie wstrząsnął szklaną, żeby wymieszać alkohol z sokiem, i podał
jej.
- Ale ostrzegam, ta ciotka wierzy w zaklęcia i klątwy.
Uśmiechnęła się.
- Nic gorszego nie może nas już chyba spotkać.
Nie był tego taki pewien, ale odwzajemnił uśmiech i skłamał:
- Masz rację.
Pili alkohol i rozmawiali. Mówiła głównie Zoe, Nick prawie w ogóle się nie
odzywał. Opowiadała mu o swojej pierwszej podróży do Triestu, co jeszcze
bardziej go zaniepokoiło. W końcu ilu Amerykanów odwiedza tamte rejony
świata? Czy była świadoma tego, że prowadził badania lingwistyczne w
Chorwacji, z której do Triestu jest rzut kamieniem? Stwierdził, że nie można tego
wykluczyć i jeszcze bardziej zdenerwowany nalał sobie kolejnego drinka.
- Na wokandach całego świata jest obecnie mnóstwo spraw dotyczących
kradzieży dzieł sztuki, a Włochy przodują w tej kwestii - wyjaśniała. - Kraje o
bogatym dziedzictwie artystycznym coraz lepiej chronią swoje zbiory przed
grabieżami i upominają się o dzieła zrabowane w przeszłości.
- Widziałem takie historie w telewizji. Mam wrażenie, że przynajmniej raz
w miesiącu robi się głośno o jakimś dawno zaginionym dziele sztuki, które
zostaje zwrócone dziedzicom prawowitego właściciela.
- Tak było na przykład z obrazami Klimta. - W oczach Zoe zapaliły się
iskierki. - Austria walczyła, by je odzyskać przez czterdzieści cztery lata.
- Dobrze, że się udało.
- Zależy, z której strony patrzeć. Naziści przywłaszczyli sobie wszystkie
wielkie kolekcje z krajów, które zajmowali, i większość wysłali do Berlina.
- I do innych mniej dostępnych miejsc.
- To prawda - uśmiechnęła się. - Niektórych dzieł sztuki do tej pory nie
odnaleziono.
- Może stały się częścią prywatnych kolekcji.
- Tak, taki scenariusz był bardzo częsty. Posiadacze takich dzieł nie mogą
publicznie wystawiać ich na sprzedaż, bo od razu posypałyby się pozwy sądowe.
- Czemu więc rodzina Willerbych sądzi, że może bezkarnie dokonywać
nielegalnych transakcji? - Nick przypomniał sobie, że Zoe wspomniała o
dyskusyjnym pochodzeniu wielu z ich nabytków, kiedy rozmawiali na huśtawce.
- W posiadanie większości przedmiotów weszli, zanim w połowie lat
dziewięćdziesiątych muzea i handlarze sztuki zostali zobowiązani do
przedstawiania oryginalnych dowodów pochodzenia każdego ze sprzedawanych
dzieł. Co więcej, duża część ich nabytków pochodzi z nowych wykopalisk, nad
którymi nie ma nadzoru. Joe znalazł kogoś, kto pracuje w muzeum, i słyszał
obciążające Willerbych zeznania ludzi pracujących na takich stanowiskach
archeologicznych. Jego informator dysponuje też fakturami za transport, za
sprzedaż i zdjęciami dzieł zrobionymi od razu po wydobyciu ich z ziemi. To
poważne dowody: powinny zmusić Willerbych do zrzeknięcia się praw do tych
cennych przedmiotów.
- Czy istnieją środki prawne, które mogą im to nakazać?
- Zajmą się tym włoskie służby odpowiedzialne za ochronę dziedzictwa
kulturowego swojego kraju. Rozmawiałam z jednym ze śledczych i okazało się, że
wolą, by sprawa znalazła rozwiązanie poza sądem. Zaoszczędzi im to czasu: takie
sprawy sądowe ciągną się czasem dziesiątki lat. Włosi proponują handlarzom i
muzeom układ: przysługa za przysługę. Takie podejście dobrze się sprawdza.
- Czemu zajęłaś się właśnie kolekcją Willerbych?
Zoe opowiedziała mu o tym, jak przypadkiem natknęła się na pierwsze
strzępki informacji na przyjęciu w Mediolanie i o tym, jak pózniej razem z Joem
odkrywali kolejne fakty. Nick patrzył na nią zza swoich ciemnych rzęs. Wolał,
żeby to ona pozostawała w centrum uwagi, więc wciąż zadawał jej kolejne
pytania i napełniał szklankę.
Praca z przesłuchiwanymi i obserwowanie bezmyślności Harry ego
nauczyło Nicka jednego: ludzie, którzy dużo mówili, z reguły w końcu się
zdradzali.
Postanowił, że kiedy zostanie sam, sprawdzi, czy można coś o niej znalezć
w internecie. Jeśli rzeczywiście była dziennikarką, to gazety powinny zawierać o
niej wiarygodne informacje.
- Jak myślisz, jak to wszystko się skończy? - ciągnął rozmowę. - Czy
włoskie służby mają jakieś szanse przeciwko komuś takiemu jak Willerby?
Przecież ten facet jest bogatszy niż sam Bóg! - Nazwisko Willerby ego zawsze
pojawiało się na szczytach list najbogatszych ludzi na świecie. Jeśli Zoe
Chandler była tym, za kogo się podawała, na pewno o tym wiedziała.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Moi włoscy znajomi przypierali do ściany wielu wielkich kolekcjonerów, a
każdy z nich był bogatszy niż sam Bóg. Mam przeczucie, że Roberto i w tym
przypadku zrobi, co do niego należy.
- A ty co z tego będziesz miała?
Obruszyła się.
- Tu nie chodzi o mnie. Bawi mnie rozwiązywanie takich zagadek. Lubię,
kiedy elementy układanki nagle zaczynają do siebie pasować. Większość
dziennikarzy tak ma. Choć wygląda na to, że w takich sprawach zawsze są
wygrani i przegrani.
Spojrzał na nią znad swojej szklanki.
- O tym się jeszcze przekonamy. Nie wyglądasz, jakbyś zamierzała
przegrać.
- Nie - odpowiedziała zdecydowanie i zmieniła temat.
ROZDZIAA 11
George Harmon od kilku godzin próbował skontaktować się z Billem
Willerbym. Było gorące popołudnie i mężczyzna gotował się w swoim pokoju
hotelowym, mimo że klimatyzacja pracowała na maksymalnych obrotach.
Nie spodziewał się niczego dobrego po tej rozmowie.
Bill Willerby, choć zupełnie na to nie wyglądał, był bezdusznym tyranem.
Aagodny i uśmiechnięty potrafił nagle zmiażdżyć rozmówcę niespodziewanym
komentarzem. Doprowadzony do ostateczności potrafił wykrzesać z siebie
mnóstwo siły i niezle wystraszyć.
George słyszał o nim przerażające historie.
Gwyneth, żona Willerby ego, pewnie nawet nie podejrzewała, że posiadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]