[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wczoraj kontakt, będą stanowić punkt wyjścia pierwszej próby. Podczas kontaktu
to pomieszczenie zostanie odizolowane, a wszyscy, którzy nie chcą w tym brać
udziału, mogą wyjść.
Spojrzeliśmy na siebie. Nikt nawet nie drgnął.
- Dobrze, towarzysze. Ellen, poproś doktora Malleya i towarzyszkę Suze, żeby
wyszli.
Malley i Suze, którym przerwałam trans, oznajmili zwięzle, że ani im się śni
wychodzić.
- Nigdy w życiu bym sobie tego nie darował - wyjaśnił Malley. Suze tylko
patrzyła spode łba.
Tatsuro wzruszył lekko ramionami. Oboje usiedli przy stole, Suze obok mnie,
Malley u jej boku. Uścisnęłam rękę Suze.
Joe Lutterloh, specjalista od elektroniki, obszedł pokój sprawdzając położenie
kamer informacyjnych i rozłączył je. Zza ścian dobiegł nas pomruk zawiedzionych
ludzi, ponieważ wszystkie ekrany w Dywizji nagle zgasły.
Na końcu stołu ustawiono wielki ekran z zamontowaną na nim kamerą. Aączył się z
nimi izolowany kabel, przechodzący przez komputer, który miał przefiltrować
ewentualną wiadomość. Mniejszy kabel prowadził do kontrolnego pulpitu, leżącego
przed Tatsuro.
- Gotowe - oznajmił Joe.
Zajął miejsce przy stole. Siedzieliśmy tak, że widzieliśmy się nawzajem. Tatsuro
obrzucił nas badawczym spojrzeniem, jakby sprawdzał, czy wszyscy nadal chcą być
przy tym obecni, po czym
-137-
przycisnął włącznik. Zwiatełko kamery zalśniło czerwienią. Wysłaliśmy nagrane
wcześniej powitanie, kilka razy, a także obraz pokoju i nas samych, siedzących w
milczeniu.
Minęła może minuta; mnie wydawało się, że znacznie dłużej. Potem ekran
rozbłysnął obrazem. Był krystalicznie czysty, od pierwszej chwili. Nie
przedstawiał kształtów, które widziałam. Ukazywał głowę i ramiona młodego
mężczyzny w zwyczajnym białym podkoszulku, najwyrazniej stojącego niedbale we
wnętrzu jednej z baniek. Widziałam heksagonalne kształty powierzchni, jakby
bardzo oddalonych. Bardziej znajome - od wczoraj - postaci Jowiszan unosiły się
za plecami mężczyzny i pod kopułą dachu, niczym dziwne ptaki. Sam mężczyzna
wyglądał jak typowy mieszkaniec Ameryki Północnej, biały z domieszką innych ras.
Miał przeciętną twarz: zdrowy, przystojny, rozsądny i przyjazny. Obraz mógł
pochodzić ze starej reklamy NASA, i tak prawdopodobnie było.
Uśmiechnął się i pomachał ręką.
- Cześć - powiedział. - Dziękujemy za ponowny kontakt. Dla nas minęły dwa lata,
więc mieliśmy czas, żeby przygotować się do odpowiedzi. Nawiasem mówiąc,
działam
na waszej prędkości, więc możemy porozumiewać się bezpośrednio. -Uśmiechnął
siÄ™.
-Okropna choroba lokomocyjna po podróży z prędkością światła. Widzę, że jest z
wami doktor I.K. Malley. Jesteśmy zaszczyceni.
Malley mruknął coś niewyraznie. Nastąpiło parę sekund milczenia. Jowiszanin
uśmiechnął się ponownie.
- Jak wiecie, obraz, który widzicie, nie przedstawia nas takimi, jakimi
przedstawiamy się sobie. Ale to nie tylko maska. Jesteśmy ludzmi z pochodzenia i
mamy z wami wiele wspólnego, może więcej, niż sądzicie. Pewnie mniej więcej to
samo mówilibyśmy gorylom. .. lub rybkom w akwarium. Ale - ciągnęła przyjazna
twarz -jesteśmy oczywiście postludzmi. Nie będziemy tego ukrywać czy
bagatelizować. Znamy długą historię rozdzwięku pomiędzy tymi, którzy poszli
naszą ścieżką oraz tymi, którzy zdecydowali się pozostać w granicach ludzkiego
gatunku.
Jego spojrzenie zogniskowało się na mnie.
- Ellen May Ngwethu - powiedział ze zdziwieniem. - Zdumiewające, że cię tu
widzę. Twoi dawni oponenci z pokładu rekreacyjnego przesyłająpozdrowienia.
Uniósł otwartą dłoń i zacisnął ją w pięść, co - sądząc po jego minie - miało być
ironicznym pozdrowieniem.
-138-
- Skąd mnie znasz? - spytałam, starając się przemawiać spokojnym głosem.
Opóznienie w odpowiedzi było na tyle długie, żebym zaczęła się denerwować.
- Jesteśmy osobnymi jednostkami - oznajmił, przyciskając pięść do piersi. - Nie
ulem, nie... - tutaj zamilkł, by się uśmiechnąć -rozumem wielkości Jowisza. Ale
mamy wspólne wspomnienia i niczego nie straciliśmy. Ci, którzy byli z tobą, są
teraz z nami, a ich wspomnienia są ze mną. Mam nadzieję, że uznasz nas za żywe
istoty, odrębne ciała, nie symulację czy bezdusznąmimikrę. Mamy myśli i uczucia,
które mogą być szersze i głębsze niż te, które pamiętamy z ludzkiego etapu, lecz
są podobne do twoich. My także jesteśmy ludzmi, Ellen, i mam nadzieję, że to
dostrzeżesz.
Nie odpowiedziałam, a po nieuniknionym opóznieniu Jowisza-nin zwrócił się do
innych.
- Tatsuro, prawda? Nie wątpię, że chcesz nas spytać o parę spraw.
- Rzeczywiście - powiedział Tatsuro grzecznie. - Ale przede wszystkim chciałbym
powiedzieć, że cieszę się -ja i większość z nas - z możliwości przedyskutowania
naszych problemów. Będę szczery; jak zapewne wiecie, reprezentujemy sobą siły
obronne, które przez ostatnie stulecia - dla was musiały być one niemal epokami
- sÄ… z wami w konflikcie. Nieustannie nadajecie programy wirusowe oraz
generowane mechanizmy molekularne, co jest dla nas niewygodne. Ich pierwszy
atak, tuż po waszym przeniesieniu się w atmosferę Jowisza, wywołał wiele
milionów zgonów i zadał ostateczny cios i tak umierającej cywilizacji. Wasze
wynurzenie się z rzeczywistości wirtualnej w odrębnym ciele, jak to ujęliście,
zmienia sytuację, ale w sposób, który - z pewnością to rozumiecie - wielu z nas
uważa za zagrożenie. Wasi poprzednicy, ludzie, z którymi nadal jesteście
związani, co sami przyznaliście, zostawili nam niewesołą wizj ę Układu
Słonecznego zdominowanego przez postludzi. Chcielibyśmy usłyszeć, co macie do
powiedzenia na ten temat.
Być może ze względu na długość wypowiedzi Tatsuro Jowisza-nin odpowiedział
natychmiast. Mogło to dawać złudzenie prawdziwej rozmowy, ale po chwili
nasuwało
refleksję: rozmawialiśmy z obcą, wyższą inteligencją. Najwyrazniej potrafił
wydedukować z subtelnych wskazówek w głosie, wyrazie twarzy i postawie Tatsuro,
kiedy nastąpi dokładny moment zakończenia wypowiedzi. Bez wątpienia przetwarzał
ostatnie zdania w chwili, gdy zaczynał mówić. Poczułam, że włosy jeżami się na
karku.
-139-
- To dla nas szok - mówił Jowiszanin. - Zapewniamy, że nie mieliśmy świadomości
tego wirusowego sabotażu. Z największym żalem dowiadujemy się, że w przeszłości
spowodował on tyle szkód. Proszę, nie zapominajcie, że dopiero co wyłoniliśmy
się z tego, co wy nazywacie wirtualną rzeczywistością, a dla nas było rodzajem
koszmarnego snu. Wasze dwa ostatnie miesiące były dla nas mniej więcej stu
pięćdziesięcioma laty. Przez większość czasu walczyliśmy o przetrwanie, budując
-jak widzicie - podstawy kultury materialnej w wyjątkowo trudnym środowisku.
Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, jak wiele czasu minęło pomiędzy powstaniem
korytarza i terazniejszością, byliśmy, muszę to przyznać, przerażeni. Wirusy są
całkowicie poza naszą świadomą kontrolą i nie mogą być naszym dziełem, nawet w
pośredni sposób. Mamy tu fizyczne i mechaniczne procesy, postbiologiezny
ekwiwalent wegetacji, a wirusy mogą być ich produktem obronnym, tak jak
naturalne substancje owadobójcze w przypadku roślin. - Uśmiechnął się z
zawstydzeniem. - Albo może to nasz naturalny zapach. Przepraszamy za to. Może to
was obraża, ale tego nie planowaliśmy. Zrobimy wszystko, co można, żeby
zlokalizować przyczynę i jeśli to możliwe, położyć temu kres.
Zauważył, znów z uśmiechem, że wszyscy oprócz mnie kiwają głowami.
- Najwyrazniej musimy przezwyciężyć wiele zadrażnień z przeszłości. Jedną z
korzyści, na które liczymy, jest odkrycie, co się zdarzyło podczas naszego...
snu, jak się to stało i w jaki sposób można naprawić krzywdy, do których doszło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl