[ Pobierz całość w formacie PDF ]
52
%7łona posłyszawszy te słowa uciekła do drugiego pokoju, sędzia namarszczył się i siedział,
a wreszcie rzekł:
Nie ciągnęłem za kark waszeci.
Aleś mi pomagał odpowiedział Mateusz .gdyby nie ta przeklęta twoja pomoc, byłbym
się starać wolał o tę głupią poczwarę panną %7łegotównę! Kara Boża na mnie! Zawiązać sobie
świat i tak szkaradnie, tak głupio! To trzeba umrzeć ze wstydu!
Pan Mateusz mówiąc to przechadzał się po pokoju w największym gniewie.
I zapewne dodał zapisała mu majątek?
Tak powiadajÄ….
A, żebym był to mógł przewidzieć, byłbym go struł jak psa! zawołał Mateusz. Pięk-
nieś mnie, sędzio, wykierował.
Miałeś swoją wolą...
A kto mnie kusił, kto mi radził, kto mi pomagał? Ty, panie sędzio! Ha! potrafię się po-
mścić i na tym łotrze Bałabanowiczu. Pierwszy raz gdzie go spotkam, każę go moim ludziom
zbić kijami w pół śmierci. Kto by się był tego spodziewał! Ona! ona! prędzej bym uwierzył,
że ja zgłupieję! Ale ty siedzisz, sędzio, a tu potrzeba szukać rady, tu potrzeba mnie ratować:
ty masz obowiÄ…zek.
Cóż chcesz, żebym teraz zrobił?
Czy ja wiem! Ale ja muszę! Ja muszę się bronić, ja nie dam sobie sprzed nosa porwać
majątku, dla któregom się ożenił!
Radbym wiedzieć, co poradzisz?
Ja mu uformuję proces, ja dowiodę, że podkomorzyna nie miała prawa rozporządzać
majątkiem, że ma pomięszane zmysły!
Ale podkomorzyna jest zupełnie przytomna.
Któż przytomny takie głupstwa robi? To być nie może, ja to zburzę, ja to wywrócę! Ina-
czej, na cóż by się zdało moje ożenienie...
Miejże litość nad żoną rzekł sędzia ona cię słucha!
Ja jej to sto razy na dzień w oczy powtarzam! Dla niej to nie nowina, ja lubię być szcze-
rym...
Bez takiej szczerości wcale by się obeszło...
Sędzio, ja cię proszę o radę, ty mnie strofujesz? Sędzia wziął za czapkę i rzekł:
Bądz zdrów!
A nim pan Mateusz miał czas go zatrzymać, on już wyszedł. Zostawiony sam sobie samo-
lub pasował się ze swymi myślami, przywołał żonę, żeby ją dręczyć i na nią gniew swój wy-
wrzeć, kazał bić sługi, łajał wszystkich i całą noc przepędził w tym szaleństwie.
Biedna Anna nie widząc co począć, a przewidując nowe udręczenia już tylko w modli-
twach o śmierć prosiła; lecz śmierć nigdy proszona nie przychodzi. Tymczasem pan Mateusz
nie tracąc nadziei zdetronizowania Bałatanowicza osadził Złotą Wolę płatnymi szpiegami,
kazał sobie donosić o pożyciu nowych małżonków i wkrótce z radością dowiedział się, że
Bałabanowicz nie dość dobrze obchodził się z podkomorzyną, która żałować zaczęła swego
zamążpójścia.
Jeśli tak! to moja wygrana! rzekł w duchu ale poczekajmy jeszcze trochę.
Jakoż nie omylił się w rachubach; nie upłynęło wiele czasu, ciotka skarżyć się zaczęła, całe
sąsiedztwo wiedziało o tym, pan Mateusz najpierwej. Czekał jeszcze i doczekał się tego, że
ucisk, którego biedna podkomorzyna doznawała, doszedł do najwyższego stopnia, a ona sama
znosiła od pijanego męża niesłychane obelgi. Słudzy, którym dość dobrze było pod panowa-
niem zegara, wniebogłosy krzyczeli pod nowym panem, tym dotkliwiej uciemiężającym ich,
że sam niegdyś był podwładnym i mścił się swego dawnego poniżenia.
Pan Mateusz czekał jeszcze i doczekał się chwili, w której jego postępowanie mogło ucho-
dzić za bezinteresowne. Upatrzywszy porę szukał sposobu widzenia się z ciotką, której od jej
53
zamążpójścia nigdzie nie mógł spotkać, bo w Złotej Woli zakazano mu bywać, a w Brzozów-
ce ani Bałabanowicz się nie pokazał, ani żonie tam jechać pozwolił.
Wypadł jakoś jarmark w miasteczku pobliskim, a który Bałabanowicz dawnym swoim
zwyczajem pojechał. Przewidujący wszystko pan Mateusz nasadził tam na niego %7łydów i
kilku szlachty zalecając im, żeby go spoili i do dwóch dni nie wypuszczali. Gdy mu wreszcie
znać dano, że już Bałabanowicza nie było, on sam konno udał się z jednym tylko człowiekiem
do ZÅ‚otej Woli.
Miało się ku wieczorowi, gdy stanął u bramy ogrodu i tu porzuciwszy konia pieszo szedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]