[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zbyt często zdarzało się, że prześladowcy, niezależnie od tego, czy chodziło o
adoratorów, czy wrogów, ranili fizycznie ofiary swojej obsesji albo nawet je
zabijali... Zbyt często to się zdarzało, żeby podejmować ryzyko.
 Do diabła, Patrick!  przerwała na chwilę, najwyrazniej próbując
opanować nerwy. Na próżno.
78
RS
 Nic się nie zmieniłeś.  Dzgnęła go palcem.  Nie chcę, żebyś się o
mnie troszczył, słyszysz? Sama potrafię o siebie zadbać. Nie jesteś już częścią
mojego życia.  Zamrugała, przełknęła ślinę i dodała:
 A więc zostaw mnie w spokoju!
Powinien był jej posłuchać. Jej słowa powinny były wyprowadzić go z
równowagi. A tymczasem on wpatrywał się w jej głębokie ciemnobrązowe
oczy i zastanawiał się, jakim sposobem udało mu się przetrwać tyle czasu bez
jej dotyku... bez jej smaku...
Nieśmiały wewnętrzny głos, słabszy z każdą sekundą, przypominał mu,
że  o ile dysponował wiarygodnymi informacjami  Bree była mężatką. Nie
przeszkodziło mu to stracić na kilka chwil głowy i spełnić pewnego marzenia,
które dręczyło go już od ośmiu długich lat każdej nocy.
Gdyby go zapytano, dlaczego to zrobił, nie potrafiłby wytłumaczyć
swojego zachowania. Nie umiałby powiedzieć, co mu strzeliło do głowy.
Objął jej twarz dłońmi i zanim Bree zdążyła rozszyfrować jego zamiary,
Patrick pocałował ją prosto w usta.
W środku poczuł, że się rozpływa, ale na zewnątrz... stwardniał niczym
skała. Bree smakowała słodko jak czekolada i kusząco, jak namiętna kobieta.
Miał ochotę przyciągnąć ją do siebie i otoczyć jej miękkie ciało pancerzem ze
swoich napiętych, stalowych mięśni.
Uderzyła go w klatkę piersiową i gwałtownie odskoczyła.
 Jak śmiesz  syknęła.
Patrickiem wstrzÄ…snÄ…Å‚ dreszcz emocji. MrugnÄ…Å‚ raz i drugi. Co, u licha,
najlepszego wyprawiał? Opuścił ręce. Cofnął się o krok.
 Ja...  Do diabła, jakie niby miałby znalezć usprawiedliwienie?  Ja...
przepraszam. Myślę, że trochę mnie poniosło i straciłem głowę.
79
RS
Jasne jak słońce, że stracił! Posunął się zdecydowanie za daleko. Bree
drżała i przeklinała samą siebie.
 Idz już...  Wzięła głęboki oddech.
Założyła ręce na piersi, próbując wziąć się w garść.
 Zobaczymy się jutro na lunchu u Nory.  Wzruszyła ramionami, wciąż
w widoczny sposób starając się zapanować nad sobą.  Przejrzymy to, czym
dysponujemy w sprawie morderstwa i...
 Dobrze...  Miał szczęście, jeżeli zamierzała puścić mu to płazem.
Bez wątpienia przekroczył pewną granicę.
 Tak...  Cofnęła się o krok.  Więc... dobranoc.
Odwrócił się, przeczytał jeszcze raz słowa namazane na jej samochodzie i
zmienił zdanie.
Ponownie stanął z nią twarzą w twarz, napotkał jej wyczekujące
spojrzenie i powiedział:
 Czy mogę pojechać za tobą do domu? Na wszelki wypadek, żebyś była
bezpieczna.
Dotarło do niego, co zrobił: pocałował ją i może to zabrzmieć cokolwiek
idiotycznie, ale naraził się tym samym na konsekwencje prawne. Zachował się
jak zwykły dureń. Nieważne, czy chodziło o pocałunek, czy o jego
nadopiekuńcze zapędy  Bree stała tam po prostu i wpatrywała się w niego.
 Słuchaj...  Bardzo się starał, żeby jego głos brzmiał pokornie.  Nie
powinienem był cię całować. To nie powinno było się zdarzyć i nie zdarzy się
nigdy więcej. Ale mamy tu do czynienia z poważnym zagrożeniem.  Pokazał
w kierunku zniszczonego auta.  Nie proszę cię przecież, żebyś mnie zaprosiła
do siebie.
80
RS
Bree nadal nie odzywała się słowem, tylko wpatrywała się w niego. A co
tam, do diabła.
 Rozumiem, że się zgadzasz.  Ruszył w kierunku swojego SUV a i za
chwilę krzyknął przez ramię:  Zaczekam tutaj. Kiedy będziesz gotowa do
drogi, będę tuż za tobą.
81
RS
ROZDZIAA PITY
Bree wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze.
Co też najlepszego wyczyniała?
Wstała dziś rano, zawiozła syna do szkoły i przyszła do pracy, jakby
nigdy nic.
Między ósmą trzydzieści a dwunastą pilnie wykonywała swoje
obowiązki: porozmawiała z szóstką godnych zaufania informatorów,
obdzwoniła wszystkie osoby na liście dostarczonej przez Rudy'ego i... nic.
Jeżeli ktokolwiek coś wiedział, bał się mówić i wolał siedzieć cicho.
Typowe. I absolutnie irytujÄ…ce.
A teraz, o wpół do pierwszej, stała przed lustrem w łazience i
kontemplowała swój wygląd.
 Nie jest dobrze.
Wystarczył jeden dzień, by wszystko się zmieniło i przewróciło całe jej
życie do góry nogami. Wczoraj wieczorem wydarzyło się coś, od czego nie
było już odwrotu.
Nieważne, jak usilnie starała się okłamywać samą siebie; nieważne, co
naopowiadała siostrze. Bree z przekonaniem stwierdziła, że nie może już
zaprzeczać oczywistym faktom.
Nadal coś czuła do Patricka.
Popełniła fatalny błąd, trzymając go z daleka od syna. Co prawda przed
laty nie ułożyło się między nimi, lecz jednak Patrick mógł być dobrym ojcem.
Problem polegał  i nadal polega  na tym, że on zawsze chciał rządzić.
Nie było mowy o kompromisie. Patrick stosował w domu te same metody, co
w pracy, a Bree nie mogła się na to zgodzić.
82
RS
To nie było fair. To nie tak, że on jej nie szanował. Po prostu nie chciał,
żeby robiła cokolwiek, co on uważał za zbyt niebezpieczne dla kobiety... dla
"jego" kobiety.
Nie znaczyło to wszakże, iż nie byłby doskonałym ojcem.
Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić.
Pracowała w policji już od dziewięciu lat. Rozwiązywała najbardziej
skomplikowane zagadki i miała do czynienia z groznymi przestępcami  nie
pomijając najgorszych z najgorszych: gwałcicieli i zabójców  a mimo to teraz
nie miała pomysłu, jak zabrać się za to wszystko.
Za swoje życie.
Za życie swojego synka.
Jak w ogóle mogła zakładać, że Peter nigdy nie pozna swojego ojca,
skoro obydwaj mieszkali w tym samym hrabstwie? Kiedy Patrick
przeprowadził się z Monticello w stanie Utah do hrabstwa Kenner, powinna
była zdać sobie sprawę z błędu i naprawić go wtedy, zanim sprawy zaszły za
daleko. Założyła wówczas, że jeżeli Patrick kiedykolwiek dowie się, że Bree
ma dziecko, przyjmie, że jego ojcem jest Jack.
Bree powinna była wiedzieć, że przecież niemowlaki prędzej czy pózniej
wyrastają na chłopców i dziewczynki  i zaczynają zadawać pytania. A potem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl