[ Pobierz całość w formacie PDF ]

innej znalazł obrazek kostiumu, który wydał mu się najodpowiedniejszy. Sam los
przeznaczył mu odegranie roli rycerza.
Starannie zaostrzonym piórem odmalował na kartonie kopię zaproszenia.
Zrobienie maski, a ściślej mówiąc, połowy maski, drugą połowę stanowiła bowiem
maska ludzkiej twarzy, nie było przy jego talencie i możliwościach technicznych zbyt
skomplikowane. Na długo przed wyznaczonym dniem wszystko było gotowe.
Pozostały czas wypełniło mu kartkowanie wszelkich dostępnych opisów
balów kostiumowych oraz staranne studiowanie najnowszych tańców. Filera do tego
stopnia zaabsorbował ten pomysł, że ani razu nie pomyślał nawet o tym, jak obce
powinny być robotowi tego rodzaju zajęcia. Czuł się po prostu jak uczony badający
osobliwy gatunek żywych istot. Rodzaj ludzki. A ściślej mówiąc - żeński.
Aż wreszcie nadszedł długo oczekiwany wieczór. Filer wyszedł z biblioteki,
trzymając w ręku zawiniątko podobne do paczki książek.
Nikt nie zauważył, kiedy skrył się w zaroślach porastających biblioteczny
ogród. A jeśli nawet zauważył, to z pewnością nie przyszłoby mu do głowy, że to
właśnie Filer jest tym eleganckim młodym człowiekiem, który kilka minut pózniej
wyszedł z drugiej strony.
Jedynym, niemym świadkiem owej metamorfozy był arkusz papieru
pakowego pozostawiony w krzakach.
W swoim nowym wcieleniu Filer prezentował się nieskazitelnie - jak przystało
robotowi najwyższej klasy, który doskonale przestudiował swoje zadanie. Lekko
wbiegł po schodach, przeskakując po trzy stopnie, i niedbale okazał swoje
zaproszenie. Po wejściu skierował się wprost do bufetu i wlał do plastykowej rurki,
podłączonej do zbiorniczka w jego klatce piersiowej, trzy kieliszki szampana.
Dopiero potem pozwolił sobie na obrzucenie leniwym spojrzeniem zebranych na sali
kobiet.
Tak, ten wieczór był stworzony do miłości. Spośród wszystkich kobiet jedna
od razu przykuła jego uwagę. Zrozumiał, że to właśnie ona jest królową balu i ona
jedna jest godna jego adoracji.
Czyż mógł przystać na coś innego - on, spadkobierca pięćdziesięciu tysięcy
romantycznych bohaterów dawno zapomnianych książek?
Caroll Ann van Damm była, jak zawsze, smutna. Jej twarz skrywała maska,
ale żadne przebranie nie było w stanie ukryć cudownych kształtów jej ciała. Liczne
grono wielbicieli w dziwacznych kostiumach tłoczyło się przy niej, gotowe do usług.
Każdy z nich marzył o zawładnięciu jej młodością i pięknem, a przy okazji milionami
jej ojca. Wszystko to dawno jej się znudziło i teraz z trudem powstrzymywała
ziewanie. I wtedy tłum adoratorów uprzejmie, lecz stanowczo rozsunęły szerokie
ramiona nieznajomego. Rozstąpili się w milczeniu, a on stanął pośród nich jak lew
wśród stada wilków.
- Ten taniec należy do mnie - powiedział wyniośle głębokim, niskim tonem.
Machinalnie wsparła się na wyciągniętym ramieniu, niezdolna sprzeciwić się
człowiekowi, w którego oczach taił się taki przedziwny blask. Jeszcze chwila... i już
wirowali w walcu... Miał mięśnie krzepkie jak stal, lecz tańczył z lekkością i gracją
młodego boga.
- Kim pan jest? - szepnęła.
- Pani księciem. Przybyłem, by panią stąd uprowadzić - odpowiedział
półgłosem.
- Mówi pan rzeczywiście jak książę z bajki - roześmiała się.
- Bo to jest bajka, a pani jest księżniczką...
Te słowa jak iskra rozpaliły jej duszę i całą jej istotę przeszył jakby prąd. W
istocie było to wyładowanie elektryczne. Jego usta szeptały słowa, o których
usłyszeniu marzyła przez całe życie. Nogi, jak zaczarowane, same poniosły poprzez
wysokie drzwi na taras.
Słowa przemieniły się w czyn, a gorące usta dotknęły jej ust. I to jeszcze jak
gorące - termostat był nastawiony na czterdzieści dwa stopnie!
- Usiądzmy - wyszeptała resztkami tchu, czując, jak słabnie od nieoczekiwanie
ogarniającej ją namiętności.
Usiadł obok niej, ściskając jej ręce w swoich, tak nieludzko silnych, a mimo to
delikatnych. Mówili sobie słowa znane tylko zakochanym, dopóki znów nie zagrała
orkiestra.
- Północ - wyszeptała. - Czas zdjąć maski, kochany.
Zdjęła swoją, lecz Filer, oczywiście, nawet nie drgnął.
- A ty? - zapytała. - Także musisz zdjąć swoją.
Te słowa zabrzmiały jak rozkaz, a robot nie mógł odmówić wykonania
rozkazu.
Szerokim gestem zrzucił maskę i plastykową atrapę z podbródkiem. Caroll
Ann najpierw przerazliwie krzyknęła, a potem aż pozieleniała z wściekłości.
- Co to znaczy?! Odpowiadaj, ty blaszanko!!!
- To miłość, najdroższa. To miłość mnie tu przywiodła i rzuciła w twoje
objęcia...
Odpowiedz była najzupełniej prawdziwa, chociaż Filer przyoblekł ją w formę
odpowiadającą jego roli. Usłyszawszy te pieszczotliwe słowa, dobiegające z
bezdusznej, elektronowej paszczy, Caroll Ann ponownie krzyknęła. Zrozumiała, że
padła ofiarą okrutnego żartu.
- Kto cię tu nasłał? Odpowiadaj! Co oznacza ta maskarada? Odpowiadaj!
Odpowiadaj!
Odpowiadaj! Ty skrzynio złomu!!!
Filer pragnął posortować tę lawinę pytań i odpowiedzieć na każde z nich z
osobna, ale Caroll Ann nie dała mu czasu na otworzenie ust.
- Coś podobnego! Przysłać cię tu w przebraniu człowieka! W życiu nikt tak ze
mnie nie zakpił! Jesteś robotem, rozumiesz? Niczym! Dwunogą maszyną z
głośnikiem! Jak śmiałeś udawać człowieka, kiedy jesteś robotem?! Odpowiadaj!!!
Filer nieoczekiwanie powstał.
- Jestem robotem - wyrwały się z urządzenia mówiącego urywane słowa.
To już nie był pieszczotliwy głos kochanka, lecz wrzask zrozpaczonej
maszyny. Myśli jak huragan krążyły w elektronowym mózgu, ale w gruncie rzeczy
była to tylko jedna, wciąż ta sama myśl...
Jestem robotem... robotem... widać zapomniałem, że... jestem robotem... i co
powinien czynić robot z kobietą... robot nie może całować kobiety... kobieta nie może
kochać... robota... ale przecież ona powiedziała, że... kocha mnie... i mimo to jestem
robotem... robotem...
Cały drżący odwrócił się i zgrzytając, warcząc, ruszył przed siebie. W marszu
jego stalowe palce zdzierały z korpusu resztki ubrania i plastykową imitację tkanki
ludzkiej.
Wszystko to odpadało strzępami na ziemię. Po jakichś stu metrach pozostała
na nim tylko naga stal - taka jak w pierwszym dniu jego mechanicznego stworzenia.
Przeszedł przez ogród i wyszedł na ulicę. Myśli w jego stalowej głowie coraz szybciej
wirowały w zaklętym kręgu.
Rozpoczęła się nie kontrolowana reakcja. Błyskawicznie ogarnęła nie tylko
mózg, ale i całe mechaniczne ciało. Szybciej kroczyły nogi, pośpieszniej pracowały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl