[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za gors, a jej jasnoczerwone usta utworzyły kształt litery O. Prawnik prychnęła niecierpliwie.
 Każdy mógł się tego dowiedzieć, Genevo. Pewnie, bo to pierwsza rzecz, o którą pytam
facetów.
 Gwiżdże...  Niestety, nie rozpoznawałam melodii. Ujrzałam szafkę łazienkową.  Radio
stoi na szafce. Chyba pogwizduje w takt muzyki.  To był jeden z tych nielicznych przypadków,
kiedy widziałam więcej niż sam tylko moment śmierci.
 Zawsze tak robił podczas kąpieli  wykrztusiła Geneva.  Naprawdę, Patsy!  Sceptycyzm
prawniczka ustępował na rzecz lęku.
 Kot. Na szafce siedzi kot. Rudy, pręgowany.
 Tuptuś  rzekła Geneva tkliwie. Prawniczka zapewne się nie uśmiechała.
 Kot przymierza się do skoku nad wanną, do otwartego okna.
 Okno było otwarte  głos Genevy spoważniał.
 Kot strącił radio do wody  oświadczyłam. Kot wyskoczył na podwórze w chwili, gdy pan
Roller dokonał żywota. Wanna była starego typu, w oryginalnym odcieniu awokado.
 Zielona wanna.  Potrząsnęłam głową ze zdumienia.  Macie zieloną wannę?
Patsy wpatrywała się we mnie oczami jak spodki.
 Pani naprawdę potrafi...  zaczęła.  Wierzę pani. Ich wanna ma kolor awokado.
Podniosłam się otrzepując spodnie. Zignorowałam Patsy Bolton, zwracając się do naszej
chwilowo wspólnej klientki.
 Bardzo mi przykro, pani Roller. Kot zabił pani męża, przez przypadek  oświadczyłam,
sądząc, że przekazuję dobre wieści.
 Nie!  krzyknęła Geneva Roller, wprawiając w zdumienie nawet prawniczkę.
 Genew, to racjonalne wytłumaczenie  zaczęła Patsy, patrząc na klientkę z ogromnym
zdziwieniem. Ale pani Roller nie była powściągliwa w wyrażaniu uczuć.
 To jego pierwsza żona, Angela! To na pewno ona! Zakradła się do domu, kiedy wyszłam
po zakupy i zamordowała go! Angela to zrobiła. Nie mój słodki Tuptuś!
Bywałam świadkiem różnych reakcji na moją diagnozę, choć zwykle te najbardziej
histeryczne wywoływała informacja o samobójstwie. Nie po raz pierwszy więc przekonywałam się,
jak bardzo ludzie wierzą we własne teorie. W pewnym momencie już otwierałam usta, chcąc
wytknąć Genevie Roller, że po prostu nie może znieść prawdy.
 %7łądam zwrotu czeku! Nie zapłacę pani złamanego centa  wysyczała. Pogratulowałam
sobie, że przezornie wysłałam Tollivera do banku.
Ponad ramieniem kobiety dostrzegłam dojeżdżającego do cmentarza chevroleta malibu.
Bliskość brata dodała mi odwagi.
 Pani Roller, to kot spowodował wypadek, ale przecież nieświadomie. Pani mąż nie został
zamordowany. Nikt tu nie zawinił.
Rzuciła się na mnie, ale w ostatniej chwili prawnik przytrzymała ją za ramiona.
 Genew, nie zapominaj o swojej pozycji  rzekła ostrzegawczo. Na policzkach Pat Bolton
wykwitł rumieniec, a jej brązowo-siwe włosy zaczął targać wiatr, który się nagle zerwał.  Nie
zachowuj się tak, narobisz sobie wstydu.
Tolliver idealnie wycyrklował moment zatrzymując się przy nas. Udawałam, że nie spieszę
się, wsiadając do auta.
 Bardzo współczuję straty, pani Roller  rzuciłam na odchodnym. Opuściliśmy cmentarz
błyskawicznie, żegnani wrzaskami Genevy Roller.
 Masz pieniądze?  zapytałam.
 Tak. Momenty były?
 Ta, nie chciała, żeby to był zwykły wypadek. Pewnie liczyła na sprawę dla reportera.
 Morderstwo w Ashdown .  Zmieniłam modulację głosu.   Wdowa jednakże od samego
początku podejrzewała, że ze śmiercią męża wiąże się tajemnica . A tu nic z tych rzeczy. Wszystko
przez głupiego kota. Straszny zawód.
 Znacznie ciekawiej być żoną ofiary morderstwa niż właścicielką kota-zabójcy 
podsumował Tolliver, ale jak dla mnie nie było to takie oczywiste.
Rozdział czwarty
Z motelu wymeldowaliśmy się wcześniej, więc do Sarne wyruszyliśmy bezpośrednio z
cmentarza. Tolliver podjechał prosto pod biuro szeryfa i już po chwili siedzieliśmy na krzesłach w
jego gabinecie. Branscom wszedł niedługo po nas, zdzierając kapelusz i rzucając go na stolik.
 Słyszałem, że byliście wczoraj u Helen Hopkins  rzekł bez wstępów, siadając za
biurkiem. Pochylił się, naciskając guzik interkomu.  Reba, przyślij do mnie Hollisa  rzucił.
Odpowiedziało mu trzeszczenie z głośnika, po którym niemal natychmiast wszedł zastępca, niosąc
w rękach kubek parującej kawy. Czułam jej zapach, ale nie poprosiłam o nic do picia, nawet na
niego spojrzałam. Tolliver zesztywniał na jego widok.
 Panie Lang, proszę pójść z zastępcą Boxleitnerem. Chciałbym porozmawiać z panią
Connelly.
Zerknęłam na Tollivera, starając się nie okazać niepokoju. Wiedział, że byłabym zła, gdyby
zaczął mnie teraz uspokajać. Wolałam zachować swoje lęki dla siebie. Posłał mi więc tylko
pokrzepiające spojrzenie i rzeczywiście, nieco się zrelaksowałam. Wstał bez słowa i opuścił pokój z
Hollisem.
 Jak nawiązaliście kontakt z Helen?  zapytał szeryf ze srogą miną. Jego niedogolone
policzki wyglądały jak przyprószone śniegiem, a brak snu pogłębił mu zmarszczki na czole.
 Zadzwoniła do nas  odparłam zwięzle. Tolliver zawsze radził, żebym rozmawiając z
policją, nie dodawała nic z własnej inicjatywy.
 Czego chciała?  indagował z wytrwałą skrupulatnością.
 %7łebyśmy do niej przyszli.  Poprawnie odczytałam wyraz twarzy Branscoma.  Chciała
wiedzieć kto i po co mnie wynajął.
 Sybil nie powiedziała jej o niczym?  Branscom wydawał się mocno zdziwiony, mimo że
przecież był jej bratem.
 Najwyrazniej nie.
 Była zła?
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę.
 Nie, raczej nie, z tego co mówiła  odrzekłam wreszcie.
 O czym jeszcze rozmawialiście? Zaczęłam ważyć słowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl