[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prynę.
- Tak, ale masz pewne zobowiązania wobec grupy,
w której teraz jesteś. Nie chciałbym, żeby przeze mnie
stracili pracownika - powiedział, nie patrząc na nią.
- Zapewniam cię, że to się więcej nie powtórzy. Wrócisz
do domu nietknięta. Nie dopuszczę po raz drugi do takiej
sytuacji.
Czy Nate mógł sobie wyobrazić, jak bolesna była dla
niej myśl, że już nigdy nie znajdzie się w jego ramionach,
że już nigdy nie będzie jej całował? Westchnęła z roz­
paczą.
- Zgoda - odpowiedziała. - Czy coś ci przynieść?
- Nie, dziękuję ci, kochanie - powiedział, trochę już
uspokojony. - Idź, niczego nie potrzebuję.
- A więc wracam do pracy - oznajmiła z wahaniem,
otwierając drzwi i nie patrząc w jego stronę. - Cieszę
się, że nie jesteś poważnie ranny - dodała wychodząc.
Zobaczyła go dopiero następnego dnia. Nie czuła się
na siłach, by do niego podejść. Po każdym spotkaniu
z nim zawsze musiała się czegoś wstydzić. Znowu oka-
93
zała się taka uległa i w dodatku wyznała mu miłość. Nie
rozumiała, co ją do tego skłoniło, tym bardziej że wie­
działa, iż Nate nie odwzajemnia tego uczucia. Ale w tam­
tej chwili wydawało się to zupełnie naturalne.
George pomagał jej w selekcjonowaniu ceramicznych
szczątków, jednocześnie sam przeszukując wyznaczony
mu odcinek. Mimo drążącego serce bólu praca nad ba­
daniem kultury Hohokam sprawiała jej przyjemność.
- Niektórzy archeologowie uważają, że kultura Ho­
hokam rozwijała się przez okres ponad dziewięciuset lat
- powiedział George, przyglądając się uważnie rysunko­
wi na dużym kawałku jakiegoś naczynia. - Wyobraź so­
bie, jak wyglądałoby to społeczeństwo, gdyby przetrwało
do dzisiaj.
- Byłoby to raczej trudne.
W dalszym ciągu nie miała na twarzy żadnego ma­
kijażu, a włosy uczesała w kok. Pomyślała z goryczą, że
i tak nie ma to teraz żadnego znaczenia. Do wyjazdu
pozostało tylko kilka dni i nikomu nie wyrządzi już żad­
nej krzywdy swoim oszustwem.
Pracowali z George'em, aż nadeszła pora kolacji.
Wsiadła do furgonetki, bez przerwy myśląc o wszystkim,
co się wydarzyło od jej przyjazdu do Arizony, zastana­
wiając się, jak będzie żyć bez Nate'a. Poślubi Harry'ego
i pomoże mu w wychowywaniu synów, póki nie skończą
nauki w college'u. I co jeszcze? Zrobiło jej się niedobrze,
gdy pomyślała, że Harry będzie jej dotykał swymi pul­
chnymi rękami.
Mdliło ją jeszcze, gdy stała w kolejce przy bufecie.
Gdy nadszedł Nate, był zaskoczony dziwnym wyrazem
jej twarzy. Poczekał, aż Christy nałożyła jedzenie na tacę,
94
podszedł do niej, wziął za ramię i zaprowadził do swego
stolika.
- Dlaczego masz taką nieszczęsną minę? - zapytał,
prześlizgując się wzrokiem po głębokim dekolcie jej kar-
mazynowej bluzki bez rękawów.
- Pomyślałam o rękach Harry'ego - odpowiedziała
bezwiednie i spłonęła rumieńcem na widok zmarszczo­
nego czoła Nate'a.
- Porównywałaś je do moich?
Skrzywiła się boleśnie.
- Nie powinieneś tego mówić - szepnęła, rozglądając
się niespokojnie wokół, czy ktoś ich nie słyszy.
Ale inni siedzieli przy trzech stołach w drugim końcu
patio, rozmawiając o sprawach zawodowych.
Podnosząc do ust kawałek mięsa, powiedział ze sła­
bym uśmiechem:
- Drogo zapłacisz za ślubną obrączkę, jeśli myśl
o kontakcie fizycznym z tym człowiekiem napawa cię
odrazą.
Wpatrując się tępo w talerz, odpowiedziała:
- Bardzo mi już dokuczyła samotność. Jakieś korzyści
będę z tego miała.
- Wymień choć jedną.
- Będę miała towarzystwo podczas oglądania telewi­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl