[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeszkadzam.
216
217
T
-?? Pewnie! Bo nie ty płacisz za brandy odpaliła
z wprawą dowodzącą, że to nie pierwsza ich sprzeczka.
No, gadaj, o co chodzi rzucił gniewnie. Nie
myślę siedzieć tu do rana.
Sara przysunęła się do niego.
Maurycy, bardzo mnie dawniej lubiłeś...
Słusznie: dawniej ? przerwał.
Nie tak znów bardzo dawno
Do licha! Nie zaczynajmy jeszcze ra/ od poczÄ…tku!
wybuchnął strącając jej dłoń z ramienia. Kiedy lubiłem
cię, nie piłaś jeszcze, nie klęłaś, nie wpadałaś w pasję z byle
przyczyny.
Mój drogi podjęła, a spojrzenie jej pięknych,
lśniących oczu harmonizowało z łagodnym brzmieniem
głosu  ciężko pokutowałam za swoje winy. Chyba mi
przyznasz rację? Wypędzałeś mnie na ulicę, jak psa tłukłeś
batem, wtrącałeś do więzienia... Trudno walczyć przeciwko
tobie, Maurycy.
Frere uśmiechnął się. Komplement pod adresem jego
nieugiętego uporu przypadł mu do gustu, zapewne zgodnie
z planem przebiegłej kobiety.
 Mniejsza o to, Saro. Najlepiej dajmy spokój dawnym
czasom. Ostatecznie powiodło ci się nie najgorzej rozejrzał
się po bogato umeblowanym pokoju. Mów, czego żądasz.
 DziÅ› rano zawinÄ…Å‚ do portu frachtowiec.
ZawinÄ…Å‚. I co z tego?
Przecież ty wiesz, kogo przywiózł.
Aha! O to chodzi! roześmiał się ochryple. Na
Boga, jaki osioł ze mnie, że od razu nie zgadłem! Chcesz się
z nim widzieć, prawda?
Przysunęła się znowu i chwyciła oficera za rękę.
 Chcę mu uratować życie szepnęła.
 Dobre sobie! Uratować mu życie! Wiesz sama, że tego
się nie da zrobić.
? Da się zrobić! wybuchnęła. Ty możesz to zrobić,
Maurycy!
Ja? Ja miałbym ratować życie Johna Rexa? Chyba
oszalałaś, kobieto!
- Posłuchaj, Maurycy. To jedyny na świecie człowiek,
który mnie kocha, który dba o mnie. Przecież nie zrobił nic
218
złego. Chciał tylko odzyskać wolność. Chyba to naturalne
pragnienie, prawda? Ty potrafisz go uratować, jeżeli ze-
chcesz. Proszę jedynie o jego życie. Co ci to szkodzi? Co może
przynieść komu śmierć nieszczęśliwego więznia? Pozwól mu
żyć, Maurycy!
Dlaczego właśnie ja? roześmiał się Frere.
Bo jesteś najważniejszym świadkiem w jego sprawie.
Nie będzie wisiał, jeżeli powiesz, że zachował się przyzwoicie. A
tak się przecież zachował. Rozumiesz to chyba? Inny na
jego miejscu zostawiłby cię na śmierć głodową, bez żyw-
ności.
Nie będzie wisiał, powiadasz? Mnie to obojętne.
Zmiłuj się, Maurycy! pochyliła się ku niemu
i próbowała utrzymać jego rękę, lecz wyrwał ją gwałtownie.
Miła z ciebie niewiasta! powiedział.  Chcesz,
bym ratował łotra, który zostawił mnie na pewną śmierć na
tamtym przeklętym wybrzeżu. Wzdrygnął się na wspo-
mnienie dotkliwych upokorzeń sprzed pięciu lat.  Jego
ratować! Do diabła! Niech to robi ktoś inny, nie ja.
Zrobisz to, Maurycy, zrobisz  podjęła kobieta
z tłumionym łkaniem.  Cóż ci to szkodzi? Przecież nie
dbasz już o mnie. Pobiłeś mnie, wyrzuciłeś za drzwi, chociaż
nie uraziłam cię niczym. Tamten by! moim mężem, nim
jeszcze ciebie spotkałam. Nigdy nie skrzywdził cię i nie
skrzywdzi. Będzie ci błogosławił, jeżeli go uratujesz, Maurycy.
Będzie mi błogosławił! zawołał kapitan.  Nie
życzę sobie takich błogosławieństw. Niech dynda! Co mi do
tego?
Sara nie myślała ustąpić. Błagając zdławionym głosem
0 zmiłowanie, zalewała się łzami, wyciągała do kapitana
białe ręce, nawet na klęczkach czepiała się jego surduta.
Szalona, piękna, zrozpaczona przypominała zdradzoną
1 opuszczoną Ariadnę, poniżoną Medeę. Trudno było
pomy
śleć, że to nieszczęśliwa, półobłąkana, samotna kobieta prosi
o życie swojego męża  zbrodniarza i zesłańca.
Maurycy Frere zaklął i odtrącił Sarę.
" - Wstawaj!  krzyknął grubiańsko.  I przestań
bredzić! Ja nic nie zrobię dla tego człowieka. Możesz go
uważać za trupa. To moje ostatnie słowo.
219
Długo tłumiona pasja wybuchnęła wrcs/cie.
Twoje ostatnie słowo! powtórzyła Sara i zerwaw-
szy się z kolan odgarnęła włosy z czoła. Coś ty za jeden,
żeby tak do mnie mówić? Niewart jesteś jego małego palca.
On to mężczyzna, prawdziwy, dzielny mężczyzna. Nie taki
jak ty tchórz... Tak! Tchórz! Tchórz! Tchórz! Odważny jesteś
wobec bezbronnego mężczyzny i słabej kobiety. Biłeś mnie
do krwi, kundlu! Ale kto widział kiedy, żebyś uderzył
mężczyznę, jeżeli ten mężczyzna nie był związany lub skuty
łańcuchami? Dobrze cię znam. Nieraz widziałam, jak kato-
wałeś skazanego na chłostę więznia. Nieraz modliłam się,
żeby ten biedak zerwał pęta i zamordował cię, jak na to
zasłużyłeś... Zapamiętaj dobrze, co ci teraz powiem! Pew-
nego dnia Maurycy Frere zostanie zamordowany. Ludzie,
żywi ludzie z krwi i kości nie wytrzymają tortur, jakie im
zadajesz. Ja ci to mówię.
Dobrze, dobrze, Saro przerwał jej pobladły nagle
Maurycy. Niepotrzebnie siÄ™ podniecasz.
Znam cię, ty tchórzu i dręczycielu! podjęła. Nie
na próżno byłam twoją kochanką, wybacz mi to, Boże!
Nauczyłam się ciebie na pamięć. Od początku widziałam
twoją głupotę i zarozumiałość. Słyszałam, jak drwili z ciebie
ludzie, których karmiłeś smakołykami i poiłeś winem. Sły-
szałam, co mówili o tobie rzekomi przyjaciele, jakie robili
porównania. Każdy pies ma tyle co ty rozumu i dwa razy tyle
serca. Na Boga! Takich ludzi przysyłają nam na władców!
Takie bydlę jak ty ma wobec nas prawo życia i śmierci!
Powiadasz, że on będzie dyndał? Dobrze! W takim razie mnie
powieszą także, a Bóg wybaczy mi morderstwo, bo zabiję
tylko ciebie! SÅ‚yszysz? ZabijÄ™!
Frere znosił po stoicku cały atak furii, lecz na ostatnie
słowa postąpił w stronę Sary, jakby chciał ją uderzyć.
Z rozpaczliwą odwagą stanęła naprzeciw niego.
 ? Bij mnie! Katuj!  krzyknęła. A widzisz? Boisz
siÄ™,
tchórzu! Może chcesz świadków? Dobrze! Zawołaj tu te
wszystkie nieszczęsne istoty, które za twoją sprawą poznały
w tym przeklętym domu drogę do piekła. Zawołaj je, niech
patrzą! To twoje dawne przyjaciółki. Wszystkie przeszły
przez ręce kapitana Maurycego Frere'a.
 Saro!
Pamiętasz Lucy Barnes, co ukradła kawałek perkalu
wart sześć pensów? Ciekawe, czy poznałbyś ją teraz. Nie jest
już dzieckiem o pogodnej twarzyczce, jakim była, kiedy
zesłano ją tutaj  dla poprawy obyczajów", a porucznik Frere
doszedł do wniosku, że przyda mu się nowa pokojówka.
Zawołaj ją! Zawołaj! Słyszysz? Zapytaj o Lucy Barnes
któregokolwiek z łotrów skazywanych przez ciebie na kajda-
ny i chłostę. Każdy powie ci wiele o niej... o niej i wielu innych
nieszczęśliwych kobietach zdanych na łaskę każdego bydla-
ka, co ukradnie gdzieś funta na łapówkę dla strażników.
Boże! Panie na niebie! Czy nigdy nie osądzisz tego nikczem-
nika?
Frere zadrżał. Często widywał wybuchy gniewu Sary, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl