[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mniejsza. Zwilżam wargi językiem, żeby reszta słów zdołała przez nie przejść.
Zrzucił ją ze schodów. Pamiętam, że zastanawiałem się, czy tym razem to mu
wystarczy. Powiedział, że pewnego dnia nic go nie powstrzyma, a kiedy to się stanie
pogrzebie jej ciało w takim miejscu, żeby nikt go nie znalazł. Stwierdził, że i tak nikt
nie będzie za nią tęsknił& Oczy pieką mnie na to wspomnienie, czuję ucisk
w gardle. Nikt, z wyjÄ…tkiem mnie.
Mrugam, żeby rozgonić łzy i odchrząkuję.
Poszedłem więc do schowka w łóżku, ten kretyn trzymał tam naładowaną broń.
Wróciłem do salonu i wycelowałem w niego. Pistolet nie był ciężki. Ręce w ogóle mi nie
drżały, jednak gdy odbezpieczyłem, dzwięk, który rozbrzmiał, wydawał się bardzo
głośny. Ojciec zamarł. Dobrze wiedział, co to za dzwięk. Obrócił się powoli i zobaczył
lufę wymierzoną prosto w swoją pierś. Powiedziałem, żeby odszedł, żeby nas
zostawił& albo go zabiję. Naprawdę zrobiłbym to.
W pewnej chwili Chelsea zaczęła kreślić koła na mojej piersi, brzuchu, jednak nie
zauważyłem tego aż do teraz. Daje mi to motywację do dokończenia historii.
Najwyrazniej to prawda, co mówią o tchórzach. Znęcają się jedynie nad słabszymi,
nad tymi, którzy nie potrafią oddać, ponieważ ojciec odszedł i nigdy nie wrócił.
Przez moment jedynym dzwiękiem w pokoju jest szept naszych oddechów. W końcu
Chelsea mówi z podziwem:
Właśnie dlatego robisz to, co robisz.
Co masz na myśli?
Jesteś obrońcą. Bronisz ludzi. Obroniłeś mamę& i Rory ego. Dałeś im szansę,
możliwość nowego początku.
Zaciskam powieki.
Większość ludzi tak tego nie postrzega, Chelsea.
Obejmuje mojÄ… twarz.
Ja tak to właśnie widzę.
Jej mina mówi sama za siebie. Na jej twarzy widać podziw i uwielbienie jakbym
był bohaterem tej historii. I, Boże, chciałbym być teraz egoistą. Obrócić ją, rozebrać
i upewnić się, że nigdy nie spojrzy na mnie inaczej.
Chciałbym ją zatrzymać.
Jednak brzydka prawda zawsze ujrzy światło dzienne. Chelsea zasługuje, żeby
usłyszeć ją ode mnie.
Dzisiaj bronię mężczyznę takiego jak mój ojciec.
Dłoń Chelsea zamiera, przestaje mnie głaskać.
Jego żona& została z nim przez trzydzieści lat, przyjmując całą tę przemoc, aż
w końcu znalazła w sobie odwagę, żeby odejść. Aby powiedzieć mu, żeby się pieprzył.
Milkę, przełykam ślinę. A ja jej to odebrałem. On ją krzywdzi, wiem o tym, a przeze
mnie nadal będzie się nad nią znęcał. Patrzę jej prosto w oczy, licząc na to, że znajdę
odpowiedz, z którą uda mi się żyć. Jest potworem, Chelsea, a ja go bronię. Kim
przez to jestem?
Jej serce przyspiesza, niczym skrzydła ptaka, który uświadomił sobie, że jest
w klatce. Przygląda się mojej twarzy& szukając w myślach odpowiednich słów.
Cichym, lecz stanowczym głosem mówi:
Jake& czasami życie stawia przed nami trudne dylematy&
Chwytam ją za ramię i przyciągam bliżej.
Ale właśnie o to chodzi. Gdybym był dobrym człowiekiem, nie byłoby to trudne.
Czasami& czasami sprawy są jasne& powinny być proste.
Coś pęka we mnie pod ciężarem wszystkich moich pragnień. Chcę Chelsea, tej
nieustraszonej, wspaniałej kobiety. I chcę dzieci. Tych idealnych, okropnych,
cudownych dzieciaków, które ona kocha każdym skrawkiem serca i duszy. Chcę, żeby
wszyscy byli moi. Abym mógł ich tulić, chronić i uczyć. Pragnę ich radości, ich
śmiechu, ich miłości. Chcę wracać do ich domu, wygrzewać się w jego atmosferze,
rozkoszować się przepełniającymi go uczuciami, ale również je tworzyć.
Jednak, co ważniejsze, chcę na to zasługiwać.
Być tego wart.
A wszystko, co się dzisiaj stało, było przypomnieniem, zimnym dowodem& że nie
jestem.
Nie powinienem tu być mówię z bólem. Zasługujesz na mężczyznę, który wie,
co dobre, który postępuje właściwie. Chcę& Chryste, chciałbym być nim dla ciebie.
Bez słowa, Chelsea odsuwa się, po czym przesuwa wyżej na łóżku i układa sobie
moją głowę na piersi.
Jest miękka i ciepła, pachnie tak wspaniale. Szepcze do mnie, dotyka mojej skroni,
karku, głaszcze mnie po włosach. Nie ma na świecie miejsca, w którym wolałbym
teraz przebywać.
W porzÄ…dku, Jake. Zpij. Ciii& jest dobrze.
21
On chyba nie żyje.
%7Å‚yje, oddycha.
Można oddychać, jak się nie żyje?
Nie. Cóż, może, ale trzeba respiratora.
Słyszę odgłos wąchania.
Zmierdzi, jakby nie żył.
CzujÄ™ palce na powiekach, po czym jedna siÄ™ unosi, ukazujÄ…c zamazany obraz
twarzyczki Rosaleen.
Nie żyjesz?! krzyczy mała.
Najwyrazniej podejrzewa, że jestem też głuchy.
Odsuwam głowę, uwalniając oko.
Tak, nie żyję. Obracam się na drugi bok, z dala od głosów. Dajcie mi spoczywać
w spokoju. Aomot nie oddaje w pełni tego, co dzieje się w mojej czaszce. Czuję, jakby
pasożyty z ostrymi pazurami drążyły w niej tunele, chcąc rozłupać ją od środka. Jest
mi niedobrze i choć nie wymiotowałem po alkoholu odkąd skończyłem dwadzieścia dwa
lata, dzisiaj może się to stać.
Wiesz, mogę coś zaradzić mówi Raymond.
Powoli obracam się na plecy i uchylam powieki. Cała czwórka: Raymond, Rory, Riley
i Rosaleen, ubrana w szkolne mundurki gapi się na mnie z ciekawością
i obrzydzeniem. Głównie z niesmakiem.
Jak?
Mama wierzyła w homeopatię. Mógłbym ci coś przygotować.
Dobra.
Jestem aż tak zdesperowany polegam na dziewięciolatku.
Idąc do kuchni, przytrzymuję się ścian. Zastaję tam Chelsea ubraną w getry
i podkoszulek z logo Berkeley, w którym jej cycki wyglądają fantastycznie. Gdybym
tylko był na siłach, żeby odpowiednio wyrazić swój podziw.
Karmi Ronana jakąś ohydną zielona papką, na której widok niemal wymiotuję na
podłogę. Mały wydaje się zadowolony.
O, wstałeś mówi wesoło Chelsea, po czym jej uśmiech znika. Wyglądasz
okropnie.
Logiczne mamroczę. Tak właśnie się czuję.
Siadam przy wyspie, kiedy Raymond otwiera blender wrzucajÄ…c do niego owoce,
kapsułki i jakieś pastylki. Włącza go, a moja głowa eksploduje. Po dwóch długich
minutach, brązowa, ziemista mikstura zostaje nałożona do szklanki i ustawiona
przede mną. Wszyscy mi się przyglądają nawet niemowlak jakbym był
człowiekiem-wilkiem w cyrku.
To naprawdę zadziała? pytam Raymonda.
Cóż& Zaciska usta. Albo zadziała, albo to zwrócisz. Tak czy inaczej, poczujesz
siÄ™ lepiej.
Ma racjÄ™.
Wychylam to duszkiem, starając się nie oddychać. Bekam głośno, gdy mój brzuch
protestuje. Kładę głowę na blacie.
Niech mnie ktoÅ› dobije.
Dobra, dzieci, czas do szkoły mówi Chelsea, w chórze jęków podając im plecaki
i torebki z jedzeniem. Słyszę, jak maszerują niechętnie przez foyer i wychodzą. Myślę,
że zdrzemnąłem się na chwilę, bo kiedy ponownie otwieram oczy, jesteśmy w kuchni
tylko z Chelsea.
Stawia przede mnÄ… szklankÄ™ z wodÄ…, ma neutralny wyraz twarzy.
Dziękuję.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]