[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieje się we wnętrzu.
Nie wiem wybełkotała. Nie dojrzała tam nic poza Isabelle i Petrasem, wpatrzonymi ze
skupieniem w latające motyle. Starzec gestykulował żywo rękami, jakby tłumaczył coś Isabelle.
Tak też było. Zanim niebieski morfo wleciał do sklepu, Petras wyjaśnił jej, na czym w świecie
zwierząt polega różnica pomiędzy mimikrą i kamuflażem. Zrazu Isabelle nie rozumiała, jaki to
ma związek z ich sytuacją, lecz mu nie przerywała. Wkrótce słuchała go z równie żarliwym
zainteresowaniem jak wtedy, gdy odwiedzała go w sklepie. Był urodzonym nauczycielem. Kipiał
entuzjazmem i sprawiał, że frapowały ją tematy, które gdyby nie on nie obeszłyby jej w
ciągu miliona lat. Ilekroć odkrył coś pasjonującego, starał się tym podzielić z innymi.
Motyle pokazały się niespodziewanie, a ich uroda zgodnie z przewidywaniami Petrasa
olśniła Isabelle. Chciała go poprosić, by opowiedział jej o nich więcej, ale powstrzymał ją,
mówiąc, żeby przyjrzała im się chwilę bez słowa. Wtedy spostrzegła to samo, co Broximon że
motyle najwyrazniej pojawiały się i znikały, kiedy wlatywały w światło i wylatywały z niego.
Nie ograniczało się to do jednego miejsca w sklepie. Isabelle ani w ząb nie mogła odgadnąć, jak
to się dzieje, ale widok był intrygujący i tajemniczy.
Petras obserwował ją, obserwującą motyle. Miał nadzieję, że sama dojdzie do właściwych
wniosków, w przeciwnym razie będzie musiał jej przekazać potrzebne informacje. Im więcej
odkryje sama, tym łatwiej będzie jej potem odnalezć w sobie rezerwy i sięgnąć do nich, kiedy
stanie siÄ™ to konieczne.
Gdy pewnego razu odwiedziła go w sklepie, jadł czekoladowy torcik, kupiony w cukierni po
drugiej stronie ulicy. Ciasto było miękkie, więc do ust i brody przylepiły mu się kawałki
czekolady. Isabelle bez słowa otworzyła torebkę, wyjęła chusteczkę higieniczną i wręczyła mu ją.
Petras wziął ją i odłożył na bok, jedząc dalej ciastko, przez co jeszcze bardziej upaćkał sobie
twarz. Dopiero kiedy skończył, westchnął ukontentowany i wytarł się jej chusteczką.
Tym się różnimy, Isabelle. Ty widzisz okruszynę i chcesz ją zetrzeć. Ja uważam, że ludzie
powinni wziąć przykład ze starca jedzącego torcik. Jemu nie zostało w życiu nic oprócz tej
niebiańskiej słodyczy, którą czuje w ustach. Więc rozsmakowuje się nią i nie przejmuje
okruchami na brodzie.
Napomknęła mu teraz o tamtym incydencie z ciastkiem i dodała, że próbuje spojrzeć na te
motyle tak samo jak on. Petras uśmiechnął się milcząco. Wstała z podłogi i podeszła do tej części
sklepu, którą motyle akurat wybrały sobie do powietrznych akrobacji.
Leni śledziła ją przez frontową szybę, ale zupełnie nie wiedziała, co ma począć. Petras nadal
jej się przyglądał w milczeniu. Broximon odwrócił się i gapił obojętnie na przejeżdżające ulicą
samochody.
Obecność Isabelle najwyrazniej nie przeszkadzała motylom, nawet wtedy, gdy podeszła do
nich blisko, a potem przechadzała się z lewa i prawa, przyglądając im się z różnych punktów
widzenia.
Mają schizofreniczne skrzydła.
Petras poprawił się na podłodze.
To znaczy?
Góra jest błękitna, a dół czarny. Przynajmniej wydaje się czarny.
Jak sÄ…dzisz, dlaczego tak jest?
Wpatrzyła się uważnie w motyle.
Nie wiem.
Spójrz, co się stanie, kiedy wpadną w promień światła. Najlepiej widać to na siedząco, z
podłogi.
Motyle wirowały i igrały z sobą, raz wlatując w światło, raz pląsając poza nim.
Znikają. Znikają, jak tylko wlecą w światło.
Nie, tak ci się tylko zdaje. W gruncie rzeczy wciąż tam są, ale ty nie widzisz ich przez kilka
chwil. To ich kamuflaż, Isabelle. Pamiętasz, co ci mówiłem o mimikrze i kamuflażu? To jest ich
motyli sposób na przetrwanie.
Zerknęła na Petrasa.
Dlatego dolna część skrzydeł jest czarna? Z ziemi stają się niewidoczne.
Tylko na moment skorygował Petras. Tyle ile trzeba, aby uciec. Pamiętaj: jedynie
dół skrzydła jest czarny. Góra ma śliczny niebieski kolor. Czarny dla wrogów, niebieski dla
innych.
Patrząc na stary telefon, Isabelle zdała sobie sprawę, że wyczarowała Petrasa, podobnie jak
wcześniej wyczarowała fałszywego Broximona, ale zjedna istotną różnicą. Bezwiednie
zrekonstruowała Broximona ze strachu, słabości i z potrzeby. Tymczasem jej Petras żył jako w
pełni świadome stworzenie, zbudowane z miłości i zaufania do najlepszych wspomnień, które
zachowała o przyjacielu. Powołała go do istnienia, aby poszukać u niego pomocy.
Stało się oczywiste, że w tym osobliwym świecie, na granicy życia i śmierci, Isabelle miała
moc czynienia rzeczy niezwykłych. Jeszcze bardziej niezwykłych niż Leni, ponieważ Isabelle
żyła. Zarazem uświadomiła sobie, że musi postępować z najwyższą rozwagą. Potrafiła tworzyć
skrzaty i wskrzeszać umarłych, jednak to, kto i czy w ogóle okaże się przydatny, będzie
zależało wyłącznie od j ej spostrzegawczości, przezorności i siły woli.
Chwilę pózniej, gdy zabierała się do wyjścia, Petras dorzucił jeszcze:
Serce i umysł rzadko kłamią jednocześnie, Isabelle. Stanęła w drzwiach i czekała, aż Petras
powie coś więcej, ale on milczał.
Nie rozumiem.
Zanim cokolwiek zrobisz, wsłuchaj się w swój wewnętrzny głos. Spróbuj rozróżnić, która
cząstka ciebie mówi prawdę, a która kłamie, bo tak jest łatwiej albo bezpieczniej.
Znaj siebie? spytała z uśmiechem.
ZZZZnajcie sssiebie zabzyczał jak pszczoła.
Kiedy wyszła ze sklepu i zamknęła za sobą drzwi, zarówno Leni, jak i fałszywy Broximon
obrzucili ją kwaśnymi spojrzeniami. Mieli dosyć czekania.
No i?
Mam ochotÄ™ na Mohr im Hemd. Zastanawiam siÄ™, czy gdzieÅ› tutaj go dostanÄ™.
Odpowiedz Isabelle była tak zaskakująca, że Leni spytała odruchowo:
Na co masz ochotÄ™?
Na Mohr im Hemd.
Brojtimon popatrzył na kobiety i zapytał, zwracając się do obu naraz:
Co to jest Mohr im Hemd?
Zmieszana Leni łypnęła na niego, a potem na Isabelle.
Czekoladowy pudding z orzechami.
Gdy zadzwonił telefon, Vincent Ettrich myślał o jedzeniu. Kiedy szedł przez pokój gościnny
odebrać telefon, centrum jego myśli zajmował talerz zupy. Głęboki biały talerz wypełniony
zawiesistą zupą szczawiową z kawałkami gotowanego jajka. Brązowy chleb, zielona zupa, biały
talerz&
Podniósł słuchawkę i odezwał się roztargnionym głosem:
Halo?
Szklana zupa.
Brzmiało to tak podobnie do tego, o czym właśnie myślał, że musiała upłynąć chwila przerwy,
zanim zdołał oddzielić od siebie obydwa pojęcia. Kolejną sekundę zabrało mu uzmysłowienie
sobie wagi tego, co usłyszał.
Szklana zupa.
Kto mówi?
Ktoś, kto zna Isabelle i wie, co kryje się za szklaną zupą . Broximon wyczłapał z
przyległego pokoju, gdzie Ettrich umieścił dla niego na tapczanie dziecięcy śpiwór do spania.
Co się dzieje? wybełkotał sennie. Dopiero co przebudził się z drzemki.
Ettrich wskazał na słuchawkę i dał mu sygnał, żeby zaczekał.
Czego pan chce?
Nie chodzi o to, czego ja chcÄ™, panie Ettrich, ale czego pan chce.
Vincent posurfował po fali pamięci, usiłując sobie przypomnieć, czy zna ten głos. Czy już go
słyszał? Raczej nie.
Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]