[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O mało co nie dostałam ataku serca! Dobrze się czujesz?
- Tak. Wszystko w porządku. - Widok pracodawczyni podziałał na nią
uspokajająco.
Clementine Malone bywała obcesowa, zgryzliwa, a także łatwo wpadała w gniew, ale
odznaczała się dobrym sercem i lojalnością wobec pracowników.
W przeciwieństwie do Byrona nie ulegała przemijającym modom. Ubierała się
niezmiennie w skórę i uznawała wyłącznie ciężką, metalową biżuterię. Krótko obcięte, siwe
włosy kontrastowały z ciemnymi oczyma kobiety.
- Aączyłam się z tobą chyba z dziesięć razy, ale nie podchodziłaś do aparatu -
powiedziała Clementine. - Bez przerwy odzywała się maszyna, więc odkładałam słuchawkę
nie zostawiając wiadomości.
- Pierwszy telefon miałam o świcie, a potem już nie reagowałam na dzwonki.
Pani Malone przyjrzała się jej uważnie.
- Może zechcesz mi wyjaśnić, w jaki sposób znalazłaś się wczoraj w
towarzystwie Nicka Chastaina?
- To długa opowieść. Nie udało mi się skontaktować z Morrisem Fenwickiem i
wpadłam w panikę. Doszłam do pochopnego wniosku, że pan Chastain... no... maczał w tym
palce.
- Maczał palce? W czym?
- Myślałam, że go porwał, bo zależało mu na pamiętniku znajdującym się w
posiadaniu Fcnwicka. Więc poszłam się z nim zobaczyć.
- Z kim? Z Fenwickiem?
- Nie. Z Chastainem.
- O święta synergio! - Byron aż gwizdnął z wrażenia. Clementine przymrużyła
powieki.
- Pozwól, że postawię sprawę jasno. Odwiedziłaś Chastaina w jego własnym
kasynie, po czym oskarżyłaś go o porwanie?
- Niestety tak.
Byron odchrząknął dyskretnie.
- Przepraszam, że pytam, ale czy Chastain wie, że jesteś tu zatrudniona na pół
etatu?
- Owszem. - Gardenia popatrzyła na niego gniewnie.
- A dlaczego cię to interesuje?
Smyth-Jones wzruszył ramionami.
- Chciałem tylko ustalić, kiedy możemy się spodziewać wizyty jego goryli?
- Na miłość boską! - Gardenia zmarszczyła brwi. - Nie bądz śmieszny!
- Naprawdę oskarżyłaś tego faceta o porwanie? - Pani Malone oparła się ciężko
o drzwi. - Chyba robisz sobie żarty z biednej, starej Ciem!
Gardenia poczuła się nagle w obowiązku, aby bronić Chastaina.
- Muszę przyznać, że on naprawdę przyzwoicie się zachował. Nie żywi do mnie
urazy.
- Przyzwoicie? - Clementine oderwała się od drzwi.
- Nie żywi urazy? Czy ty wiesz, jaką ten człowiek ma reputację? Nikomu, kto
nadepnął mu na odcisk, nie uszło to na sucho. Chastain łatwo wpada w gniew. I nienawidzi
rozgłosu. A już szczególnie takiego, jaki mu zafundowały dzisiejsze gazety.
- Skąd tyle o nim wiesz?
Na twarzy Clementine pojawił się dziwny grymas.
- Chyba wszyscy o nim słyszeli. A Gracie podała mi parę szczegółów. Na przykład ten
o niechęci do rozgłosu.
Gracie Proud, właścicielka Dumnego Ogniska, była stałą partnerką Clementine.
Związki między osobnikami tej samej płci traktowano na Zwiętej Helenie równie poważnie
jak małżeństwa heteroseksualne. Obie panie skojarzyła profesjonalna agencja psynergistyczna
ku ich obopólnemu zadowoleniu. Szczęśliwe w życiu prywatnym, zawsze rywalizowały
między sobą w interesach. Gracie uwielbiała plotki, a wszystkie rozpowszechniane przez nią
informacje prędzej czy pózniej okazywały się prawdziwe. Gardenia wyprostowała się na
krześle.
- To z pewnością nie moja wina, że pan Chastain kazał mnie śledzić. A facet, któremu
przydzielił to zadanie, zadzwonił do niego spod sklepu Fenwicka.
Smyth-Jones aż wybałuszył oczy ze zdziwienia.
- Chastain posłał za tobą goryla?
- On prowadził interesy z biednym Morrisem. Chciał wiedzieć, co się z nim
dzieje, i dlatego przyszedł do antykwariatu. A ja właśnie wtedy odkryłam ciało.
- On kazał cię śledzić - powtórzył Byron głosem, w którym pobrzmiewało przerażenie.
- Nic o tym nie pisali.
- Zamierzał tylko sprawdzić, czy dotarłam bezpiecznie do domu.
- No pięknie - mruknęła Clementine. - Coraz lepiej. I ty twierdzisz, że to wszystko jest
normalne?
- Chastain nie widział w tym pewnie nic niezwykłego - mruknął Byron.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]