[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zadowolony z siebie i pełen poczucia wyższości, szczególnie
kiedy nie ma po temu żadnego powodu?
- Może pan mieć naszą posiadłość - powiedziała - ale
czemu nie miałby pan sięgnąć wyżej? Z pewnością córka
zbiedniałego hrabiego pana nie zadowoli. Jestem pewna, że
znalazłby pan taką, której ojciec posiada książęce godło.
Wtedy drzwi wszystkich salonów stałyby przed panem
otworem.
- Jest to jakiś pomysł - powiedział chłodno Durstan
Hayle. - Ale ja wybrałem panią.
Mógłby być sułtanem oznajmiającym swoją przychylność
jednej ze swoich konkubin - z furią pomyślała Lorinda.
Stała naprzeciw niego, złość tliła się w jej zielonych
oczach i czuła, jak w piersiach, pod falbankami zarzuconej na
ramiona chustki, wzbiera wzburzenie.
- Czy odpowiedz brzmi tak, czy nie? - spokojnie zapytał
Durstan Hayle.
Lorinda marzyła w tej chwili, żeby rzucić mu w twarz tę
jego ofertę lub podrzeć na jego oczach list od ojca i
powiedzieć, żeby poszedł do diabła.
Potem przypomniała sobie, jak mało pieniędzy już im
zostało, a także o tym, że ojciec rzeczywiście może
wprowadzić w życie swoją grozbę, jeżeli dłużej będzie musiał
znosić biedę i samotność.
Powoli, czując gwałtowną nienawiść do stojącego przed
nią mężczyzny, Lorinda wyjęła z kieszonki list od ojca. Przez
chwilę pomyślała z wściekłością, że podpisuje na siebie wyrok
śmierci albo skazuje się na więzienie, z którego nie ma
ucieczki i gdzie znosić będzie piekielne męczarnie.
Nagle z odcieniem dumy, której doprawdy nie odczuwała,
wręczyła mu list od ojca.
- Oto jest odpowiedz mojego ojca ze zgodą na pańską
ofertę - powiedziała pogardliwie. - Ale chciałabym, żeby nie
miał pan żadnych złudzeń: myślę o tym z nienawiścią, a samo
wspomnienie ślubu przyprawia mnie o mdłości!
Odebrał od niej list z ironicznym ukłonem.
- Podjęła pani słuszną decyzję, ale, prawdę mówiąc, nie
miała pani wielkiego wyboru - powiedział.
Lorinda nie odpowiedziała na ukłon; poszła prosto do
drzwi i poczekała, aż je przed nią otworzy. Szła dalej w
milczeniu. Raz jeszcze w korytarzu stali w rzędzie lokaje. Bez
pożegnania minęła frontowe drzwi i zeszła po schodach aż do
miejsca, gdzie czekał jej koń.
Miała nadzieję, że Durstan Hayle będzie zaskoczony,
kiedy zobaczy, w jaki sposób tu przyjechała.
Stajenny pomógł jej wsiąść, a ona mocno wbiła ostrogi i
koń ostro ruszył z miejsca, wyrzucając spod kopyt lawinę
żwiru.
Nie obejrzała się za siebie, ale miała wyrazne, choć
nieprzyjemne uczucie, że Durstan Hayle przygląda się lej z
kpiÄ…cym i cynicznym grymasem ust.
Rozdział 4
Lorinda stała przy oknie w swoim pokoju, spoglądając na
park.
Był olśniewająco słoneczny dzień. Burza kwiatów w
ogrodzie iskrzyła się kolorami na tle zieleni przerośniętych
cisowych żywopłotów i delikatnych krzewów.
Obudziła się z uczuciem, że zdarzy się coś złowieszczego.
Jak uderzenie piorunem wróciło wspomnienie, że dziś jest
dzień jej ślubu. Długo w nocy nie mogła zasnąć, mając ciągle
nadzieję, że wybawi ją jakiś cud i dzień jutrzejszy nigdy nie
nadejdzie.
Została jej jeszcze godzina, zanim ojciec powiedzie ją do
małego szarego kościółka, w którym była ochrzczona, a teraz
zostanie poślubiona znienawidzonemu mężczyznie.
Od czasu wizyty w zamku i swej upokarzającej porażki
nie widziała więcej Durstana Hayle'a. Wyjechał gdzieś, ale
przygotowania do ślubu trwały pod jego nieobecność i była
dokładnie informowana przez jego zarządcę o wszystkim, co
ma się wydarzyć. Po ceremonii zaślubin odprawionej przez
pastora państwo młodzi udadzą się do zamku na weselne
śniadanie, na którym obecne będą wszystkie znaczące
osobistości z całego hrabstwa. Lorinda nie miała pojęcia, kto
będzie, lecz nie zniżyła się do tego, żeby zapytać. Jej zdaniem
jednak nie mogło być wiele osób.
Po śniadaniu mają się spotkać ze służbą i dzierżawcami,
dla których specjalne przyjęcie przygotowane zostanie w
wielkiej stodole Tithe. Lorinda pamiętała, że budynek nie miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]