[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hodges spochmurniał.
- Wnosząc z tego, co mówi Daisy, pokojowa, pan
na Runyon równie dobrze mogłaby mieszkać na końcu
świata. Rodzina w ogóle się nią nie interesuje. Raz na
dwa miesiące przyjeżdża lekarz, ma dwie pielęgniarki,
45
Alice i panią Southey, dość energiczną kobietę, która
ją nosi. I na tym wydaje się kończyć opieka Palfrych.
- To bez sensu - wymamrotał Morgan. Siedział przez
chwilę, bezmyślnie gapiąc się w przestrzeń, po czym
spojrzał na lokaja. - Hodges, pamiętam, że zanim tra
fiłeś do wojska, byłeś służącym... Powiedz mi... gdybyś
wtedy miał znalezć się w rodzinie takiej, jak Pal-
fry'owie, byłbyś zadowolony?
Długa twarz Hodgesa wydłużyła się jeszcze bardziej,
gdy układał w myślach odpowiedz.
- Patrząc z wierzchu, tak. To dobrzy państwo, nie
ma o czym mówić. Młode panienki nigdy nie krzyczą
na pokojówki. Pani Palfry jest łaskawa dla służby, a pa
robcy daliby się posiekać za generała. Ale proszę pomy
śleć, sir, o przypowieści o zbłąkanej owieczce.
Morgan zamrugał powiekami.
- Obawiam się, że musisz mi odświeżyć pamięć.
- Cóż, najkrócej ujmując, Biblia mówi tak: dobry pa
sterz pozostawi całe stado, aby odszukać jedną zbłąka
ną owieczkę, a kiedy już ją odnajdzie, będzie się nią cie
szył bardziej niż pozostałymi, które trzymały się stada.
Morgan zadumał się na chwilę.
- Może i tak, Hodges - rzekł wreszcie. - Ale Pal-
fry'owie to przyzwoici ludzie. Musi być jakieś wytłu
maczenie dla tego zaniedbania, coś, czego inni służący
ci nie powiedzieli.
Ciężko dzwignął się z łóżka, poprawił przed lustrem
fontaz i ruszył w kierunku drzwi.
- W każdym razie dziękuję ci za wyjaśnienie tajem
nicy damy w fotelu na kołach. - Obejrzał się na lokaja
z przekornym uśmiechem i dodał: - Wiem, jak wstręt
ne ci jest zbieranie plotek.
46
Hodges skłonił się.
- Cierpię z rozkoszą, by móc panu służyć, sir.
Morgan kierował się ku salonowi, obracając w my
ślach ponurą relację Hodgesa z wypadku powozu. Po
czuł ukłucie wstydu na wspomnienie własnego zacho
wania tego popołudnia. Mógłby przynajmniej odszukać
pannę Runyon i przeprosić.
Nic dziwnego, że taka była drażliwa. Rodzina, któ
ra pławiła się w serdecznościach wobec siebie samych,
ją traktowała jak pariasa. Upomniał się, że być może
zle osądza Palfrych. Być może dama sama skazała się
na to odosobnienie. W każdym razie jego zaintereso
wania wyraznie sobie nie życzyła.
;
Przynajmniej jedno Morgan wiedział na pewno. Nie
zależnie od tego, czy izolacja panny Runyon wynikała
z jej własnego wyboru, czy nie, Palfry'owie zachowywali
się tak, jakby zgoła nie istniała. Ani rodzina, ani Ronald
nigdy o niej nie wspominali. Wydawało się, że żyją w bło
giej nieświadomości i całkowitej obojętności wobec uoso
bienia tragedii, które zamieszkiwało pod ich dachem.
Uznał zatem, iż najlepiej uczyni, jeśli nie wspomni go
spodarzowi o nieoczekiwanym spotkaniu. Skoro nie ży
czą sobie przyznawać się do obecności kuzynki, z pew
nością nie spodoba im się również, jeśli Morgan złamie
tę zasadę. A ponieważ Morgan czuł się w obowiązku, aby
przynajmniej złożyć pannie Runyon wyrazy ubolewania,
polecenie generała, by trzymał się od niej z daleka, było
by teraz ostatnią rzeczą, jakiej mógłby sobie życzyć.
Uznał pomimo wszystko, że przyda się trochę roze
znać w sprawie.
W salonie skorzystał z okazji, aby wciągnąć panią Pal-
47
fry w osobistą rozmowę, podczas kiedy sir Janus zabawiał
córki przeglądaniem albumu z krajobrazami Ameryki.
- Teraz, kiedy słońce znów obdarza nas swymi łaska
mi, miałem okazję ujrzeć państwa dom w pełnej chwa
le - odezwał się, idąc obok niej na drugą stronę pokoju.
Skinęła głową.
- Tak, szczególnie pięknie wygląda wiosną. Choć, je
śli mogę tak się wyrazić, każda pora roku wydaje mu
się sprzyjać. Nawet podczas najmroczniejszej zimy
dom zachowuje ciepły blask.
Morgan lekko zmarszczył brwi. Wchodził na grząski
grunt. Nie chciał zbyt bezczelnie kłamać.
- Zastanawia mnie jedna sprawa, szanowna pani.
Państwa syn opowiadał mi wiele o Palfry Park... zasta
nawiałem się nad krewną, która tu z państwem miesz
ka. Jestem tu już od tygodnia, a w domu widuję jedy
nie panią i jej córki.
Wdzięczny chód pani Palfry nagle zmienił rytm.
- Ronald widocznie nie o wszystkim panu mówił -
szepnęła stłumionym głosem. - Kuzynka mego męża
jest inwalidką, ofiarą wypadku powozu, w którym zgi
nęli jej rodzice. Szanujemy jej skromność i naturalną
niechęć do stawania się przedmiotem ludzkiej litości.
Nie zachęcamy jej do udziału w naszym życiu.
Morgan z wysiłkiem przybrał poważny wyraz twarzy.
- Doprawdy, to ogromnie smutne. Proszę przyjąć mo
je wyrazy współczucia.
- Cóż, w istocie to dla nas prawdziwa próba - od
parła, lecz nagle zorientowała się, że jej słowa nie były
zbyt chrześcijańskie, i dodała szybko: - Zapewniam pa
na, że ma dobrą opiekę.
- Nie wątpię, iż czyni pani wszystko dla jej wygody. -
48
Ukradkiem spojrzał na gospodarza, wciąż pochylonego
nad książką. Córki obsiadły go z obu stron. - Zastana
wiałem się tylko, czy mógłbym ją poznać. Oczywiście tu,
na łonie rodziny. Eseje jej ojca zostały opublikowane
przez Grambling House. CzujÄ™ siÄ™ w pewnym sensie
związany z Runyonami. Może rozmowa o ojcu sprawi
łaby jej przyjemność.
Pani Palfry wydawała się przerażona tą myślą; szyb
ko odciągnęła Morgana w pobliże francuskiego okna.
- Proszę - szepnęła z naciskiem - proszę nigdy nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]