[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nęło już dwadzieścia pięć minut. Pięć minut pozostawało do przerwy. Trener po-
patrzył z niepokojem na boisko. Na środku wznowiono już grę. Mandżaro podał
piłkę do Paradowskiego. Aącznik oddał ją Pająkowi, a ten zaczął prowadzić na
bramkę. Wśród widowni zerwał się ogłuszający okrzyk:
Syrenka", grać! Syrenka", gola!
Pająk kołysząc się na swych długich nogach minął zręcznym zwodem cia-
ła jednego przeciwnika, obtańcował drugiego i posłał piłkę na lewe skrzydło do
Kołpika, który grał zamiast Paragona. Maleńki Oleś przejął piłkę, lecz w tej samej
chwili natknął się na rosłego obrońcę Huraganu". Zderzyli się. Kołpik odskoczył
jak piłka.
Tak westchnął Stefanek gdyby tam był Paragon, inaczej wyglądałaby
sytuacja.
Gdy tylko wspomniał o Maniusiu, zaraz ogarniał go niepokój. Poprzedniego
wieczora, gdy wyszedł od niego Aopotek, trener zawiadomił komisariat i dał znać
o zniknięciu chłopca. Pocieszał się jeszcze, że Maniuś wróci rano, a jednak do tej
145
pory go nie było. Chłopcy też byli zdenerwowani. Nic dziwnego zaczęli mecz
bez swego najlepszego gracza. Ich zdenerwowanie odbijało się na grze. Grali ja-
koś niemrawo i chociaż do tej pory stracili tylko jedną bramkę, to jednak cały
czas wyrazną przewagę miał Huragan". Wynik był niski, dzięki wspaniałej grze
Perełki, który kilka razy obronił nieuchronne strzały.
Huragan" atakował bez przerwy. Skumbria poszedł na przebój. Jego jasna
czupryna migała w plątaninie graczy. Mijał ich z wielką łatwością. Gdy był już
pod bramką, skierował piłkę pod nogi nadbiegającego Królewicza, a ten błyska-
wicznie strzelił...
Stefanek przymknął oczy. Był pewny, że piłka znowu ugrzęznie w siatce.
Ale... Tym razem bramki nie było. Perełka wybił piłkę w pole i Huragan" znowu
poszedł do ataku.
Nie spać, chłopcy! zawołał Stefanek. Pilnować ich! Cofnąć się pod
bramkÄ™!
Były to rady doświadczonego piłkarza. Widział, że w tej chwili Huragan"
uzyskał dobrą passę. Jedynym ratunkiem było murować bramkę i przeczekać
gwałtowne ataki. Niech się przeciwnik zmęczy, niech drużyna otrząśnie się, a mo-
że po przerwie zmieni się obraz gry...
Gdy sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy meczu, Stefanek odetchnął
z ulgÄ….
A więc do przerwy 0:1" pomyślał.
Chłopcy w milczeniu szli w kierunku drzew, pod którymi urządzili sobie szat-
niÄ™.
Perełka pierwszy usiadł pod drzewem. Oparł się plecami o pień, cisnął ze
złością czapkę.
Do kitu z taką grą! powiedział płaczliwym głosem. Człowiek stoi
w bramce i nie wie, czy jest obrona, czy nie ma obrony!
Franek Motylski rozłożył ręce.
Jakżeś taki mądry, to stań na moim miejscu. Przecież łącznicy mieli się
cofać. Sam nie utrzymam całego ataku.
Grasz jak stołowa noga wtrącił Ignaś i jeszcze się szarpiesz!
Motylski zaperzył się na dobre.
A wy zamiast strzelać, to się bawicie piłką! Do bani z takim atakiem!
Ze złością otworzył butelkę lemoniady.
Uspokójcie się, do jasnej Anielki krzyknął Mandżaro. Mecz jeszcze
nie przegrany, a wy już płaczecie.
Nie przegrany... parsknął kpiąco Perełka ale duszą nas, że zipnąć
nie można.
Gdyby nie Perełka, to by już w siatce trzy lufy siedziały zauważył fa
chowo KrzyÅ› SÅ‚onecki.
146
I w ogóle... wmieszał się do rozmowy Pająk, który do tej pory rzadko
zabierał głos. Nic więc dziwnego, że utknął na pierwszym słowie.
Co: w ogóle? zaśmiał się Mietek Gralewski. Może lepiej w szczególe.
Pająk poczerwieniał. Wysunął jajowatą głowę, wybałuszył bladoniebieskie
oczy.
I w ogóle do chrzanu wystękał ze złością.
Wśród chłopców stanął Stefanek. Był poważny, skupiony.
Moi kochani powiedział proszę was, nie kłóćcie się. Mecz nie jest
jeszcze przegrany. Wezcie się w garść, to będzie można wyrównać.
Ech przerwał mu mały bramkarz gdyby był Paragon... nagle
urwał. Wśród otaczających ich kibiców dojrzał znajomą sylwetkę. Uniósł się
otwierając ze zdumieniem usta. Paragon, nie Paragon? Zbliżający się do nich
chłopiec mało przypominał wesołego kolegę z Gołębnika. Twarz posiniaczona,
ziemista, usmarowana kurzem i błotem, oczy zapadnięte...
Paragon! zawołał radośnie Perełka i rzucił się na spotkanie kolegi. Scena
powitania była tak zaskakująca, że nikt nie ruszył się z miejsca. Mały bramkarz
ściskał Maniusia za szyję.
Jesteś, bracie! Myśmy myśleli, że już po tobie. Paragon, kochany, ży
jesz! wykrzykiwał radośnie.
Dopiero teraz chłopcy ławą okrążyli lewoskrzydłowego i gapiąc się nań ze
zdumieniem i radością, zarzucili go pytaniami:
Gdzie byłeś? Co się z tobą stało? Jak ty wyglądasz?
Maniuś stał w środku. Pełnymi łez oczami wodził po twarzach kolegów, jakby
nie dowierzał, że znów jest między nimi. Gdy zobaczył Stefanka, uśmiechnął się
żałośnie i zapytał:
Panie Wacku, czy mogę zagrać?
Stefanek przygarnÄ…Å‚ go do siebie.
Ej, chłopcze, chłopcze, co ja z tobą mam!... ujął go za ramiona i popa
trzył prosto w oczy. Gdzie byłeś? zapytał przeciągłym głosem.
Maniuś utkwił wzrok w ziemi.
Nie mogę powiedzieć wyszeptał.
Powiedz mi tylko jedno. Czy to ty sprowadziłeś tych ludzi do pana Aopot-
ka?
Chłopiec uniósł głowę i spojrzał trenerowi prosto w oczy.
Nie ja rzekł poważnie.
Wierzę ci trener uśmiechnął się, jakby w tej chwili oddalił od siebie
wielką troskę. No dobrze. Przebieraj się, bo za chwilę zaczynamy grać.
147
Huragan" prowadzi 1:0... Huragan" prowadzi...
Ta jedna dokuczliwa myśl tkwiła w nim jak drzazga. Gdy wbiegł na boisko,
zapomniał o wszystkim: o ukradzionym samochodzie, o przysiędze złożonej Kró-
lewiczowi, o kopniaku Romka Wawrzusiaka, nawet o bólu, który odczuwał nie-
kiedy przy gwałtowniejszym ruchu myślał jedynie o meczu.
Młody Wawrzusiak widząc go na boisku przybladł lekko i ze zdumienia opu-
ścił bezsilnie ręce.
Skądżeś się tu wziął? zawołał.
Maniuś zamiast odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Rozpoczynała się gra
i jednocześnie z widowni zerwał się akompaniament okrzyków:
Huragan"! Huragan"! Huragan"!
Jak echo odpowiedział mu wrzask z drugiej strony boiska:
Syrenka"! Syrenka"! Syrenka"!
Boisko ożyło. Dwudziestu dwóch graczy, jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, ruszyło do walki. %7łółta kula piłki potoczyła się po murawie boiska, ścią-
gajÄ…c na siebie tysiÄ…ce par roziskrzonych oczu.
Paragon, cofając się wzdłuż bocznej linii, śledził ją z wielkim natężeniem.
Widział, jak atak Huraganu" sunie na bramkę Perełki. Zakłębiło się pod bram-
ką. Piłka zatrzepotała wśród nóg graczy. Zmignął żółty sweter i mały bramkarz
wyłuskał piłkę spod nóg przygotowującego się do strzału Skumbrii.
Piłkę wybił Perełka. Szerokim łukiem przeleciała ponad głowami widzów
i upadła blisko Paragona. Ten zastopował ją dokładnie i wysłał przed siebie. Pro-
wadził. Jego ruchy były płynne, szybkie. Gwałtownym zwodem zmylił przeciw-
nika i spojrzał przed siebie. Aawa czarnych i zielonych koszulek sunęła pod bram-
kę Huraganu". Paragon w pełnym biegu posłał piłkę do Mandżaro. Zrodek ata-
ku musnął ją głową. Piłka zmieniła kierunek. Wpadła pod nogi Ignasia. Aącznik
strzelił błyskawicznie. Niestety, strzał o centymetry minął poprzeczkę.
Dobrze jest pomyślał Paragon cofając się na swoje pole. Jeszcze kilka
takich zagrań, a wyrównanie gotowe".
Huragan" przypuścił nowy atak. Teraz Królewicz popisywał się piękną tech-
niką. Przejął piłkę od stopera, ładnie ją zgasił i zaczął prowadzić. Zdawało się, że
piłka przykleiła się do jego zwinnych nóg. Posłuszna każdemu ruchowi mknęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]