[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możliwe, że zagradza jej drogę do Matta, jak może próbować ich wszystkich skrzywdzić? Jak
on może coś takiego robić?!
- Tyler, proszę... - zaczęła, chcąc jakoś do niego przemówić, błagać go...
- Sama w lesie, taka mała dziewczynka? - przemówił, a jego głos brzmiał jak
gardłowy i niski warkot, w ostatniej chwili przełożony na słowa.
W tym momencie Bonnie zrozumiała, że to już nie chłopak, z którym chodziła do
szkoły. To było zwierzę. O Boże, jako on odrażający, pomyślała. Nitki czerwonej śliny
zwisały mu z pyska. A te żółte oczy z pionowymi zrenicami - w nich dostrzegła okrucieństwo
rekina i krokodyla, i osy, która składa jaja w żywym ciele gąsienicy. Całe okrucieństwo
zwierzęcego świata widniało w tych żółtych ślepiach.
Ktoś powinien był cię ostrzec - powiedział Tyler, opuszczając szczękę, żeby się
zaśmiać, zupełnie jak pies. - Bo jeśli wybierasz się do lasu sama, to możesz tam spotkać
wielkiego, złego...
Idiotę! - dokończył za niego jakiś głos i z uczuciem wdzięczności Bonnie zobaczyła
stającą obok niej Meredith ze Sztyletem Stefano, połyskującym w świetle księżyca. - To
srebro, Tyler. - Meredith pomachała sztyletem.
- Ciekawe, co srebro może zrobić wilkołakowi? Chcesz się przekonać? - Cała energia
Meredith, jej nieprzystępność, jej dystans obserwatora zniknęły. To była prawdziwa
Meredith, Meredith wojowniczka, i chociaż się uśmiechała, była wściekła.
- Tak! - krzyknęła Bonnie radośnie, czując przypływ nowej siły. Nagle znów mogła
się poruszać. Razem z Meredith były silne. Meredith okrążyła Tylera z jednej strony, Bonnie
ze swoim kijem trzymanym w pogotowiu - z drugiej. Ogarnęło ją pragnienie, jakiego jeszcze
nigdy przedtem nie odczuwała, pragnienie walnięcia Tylera w łeb tak, że mu ten łeb
odpadnie. Czuła, jak jej ramię napełnia siła zdolna to zrobić.
A Tyler, ze swoim zwierzęcym instynktem, odczuł to, wyczuł to w nich obydwu,
okrążających go z obu stron. Wzdrygnął się, wyprostował i próbował zawrócić, żeby uciec.
One też się odwróciły. Po chwili wszyscy troje krążyli wokół siebie niczym niewielki system
słoneczny: Tyler obracał się wokół własnej osi w środku, Bonnie i Meredith okrążały go,
wypatrujÄ…c okazji do ataku.
Raz, dwa, trzy. Jakiś niewymowny sygnał przepłynął między Meredith i Bonnie. Gdy
Tyler skoczył ku Meredith, usiłując wytrącić jej nóż z ręki, Bonnie uderzyła. Pamiętając radę
jakiegoś dawnego chłopaka, który próbował nauczyć ją grać w bejsbol, wyobraziła sobie nie,
że uderza w głowę Tylera, ale że przez nią próbuje trafić w coś, co jest poza nią. Cios
wspomogła całą masą swojego drobnego ciała i od wstrząsu po tym uderzeniu niemal zęby jej
zadzwoniły. Boleśnie wstrząsnął jej ramionami i kij się od niego złamał. Ale Tyler padł jak
zestrzelony ptak z nieba.
- Udało mi się! Tak! Dobra nasza! Tak! - wołała Bonnie, odrzucając kij. - Udało się! -
Złapała Tylera za włosy i ściągnęła go z leżącej na ziemi Meredith. - Uda...
A potem urwała, a głos uwiązł jej w gardle.
- Meredith! - krzyknęła.
- Nic mi nie jest - syknęła Meredith. Tyler rozorał jej nogę pazurami aż do kości. W
dżinsach Meredith były dziury, przez które było widać rany. I ku swojemu przerażeniu
Bonnie widziała poszarpane ciało i lejącą się z nich czerwoną krew.
- Meredith! - zawołała w panice. Trzeba było koniecznie zabrać Meredith do lekarza.
Wszyscy muszą teraz przestać, wszyscy powinni to zrozumieć. Doszło tu do wypadku, trzeba
sprowadzić karetkę, zadzwonić na pogotowie.
- Meredith - jęknęła prawie z płaczem.
- Przewiąż to czymś. - Twarz Meredith zrobiła się biała. Szok. Była w szoku. I tyle
krwi, tyle krwi się lało. O Boże, proszę cię, pomóż mi, pomyślała Bonnie. Szukała czegoś,
czym mogłaby przewiązać zranioną nogę, ale nic nie znalazła.
Coś upadło na ziemię, obok niej. Kawał nylonowej linki, linki, którą wykorzystali,
żeby związać Tylera, z poszarpanymi końcami. Bonnie podniosła oczy.
- Nada się? - spytała Caroline niepewnie, szczękając zębami. Miała na sobie zieloną
sukienkę, jej kasztanowe włosy były potargane i lepiły się jej do twarzy umazanej potem i
krwią. Mówiąc to, zachwiała się i opadła na kolana obok Meredith.
- Co ci jest? - sapnęła Bonnie.
Caroline pokręciła głową, ale zgięła się w pół w ataku mdłości i Bonnie zobaczyła
znaki na jej gardle. Ale nie było czasu martwic się teraz o Caroline. Meredith była
ważniejsza.
Bonnie związała linę ponad ranami Meredith, desperacko szukając w głowie tego,
czego nauczyła się od swojej siostry Mary. Mary była pielęgniarką i mówiła, że opaskę
uciskową trzeba wiązać niezbyt mocno albo tylko na krótko, w przeciwnym razie może się
wdać gangrena. Ale teraz musiała zatamować chlustającą krew. Och, Meredith.
- Bonnie... Pomóż Stefano - poprosiła cicho Meredith.
- Będzie potrzebował pomocy... - Opadła na ziemię, jaj oddech stał się chrapliwy.
Mokre, wszystko było mokre. Dłonie Bonnie, jej ubranie, ziemia. Mokre od krwi
Meredith. A Matt nadal leżał pod drzewem nieprzytomny. Nie mogła ich zostawić, a już na
pewno nie z Tylerem. On się może ocknąć.
Oszołomiona zwróciła się do Caroline, która drżała i wymiotowała, z twarzą oblaną
potem. Do niczego, pomyślała Bonnie. Ale innego wyboru nie miała.
- Caroline, posłuchaj mnie - powiedziała. Podniosła dłuższy kawałek kija użytego na
Tylera i wcisnęła go w ręce Caroline. - Zostaniesz z Mattem i Meredith. Luzuj tę opaskę
mniej więcej co dwadzieścia minut. A jeśli Tyler zacznie się budzić, jeśli chociaż drgnie, to
walnij go tym z całej siły. Jasne? I, Caroline - dodała - to twoja wielka szansa udowodnić, że
do czegoś się nadajesz. %7łe nie jesteś bezużyteczna. Rozumiesz? - Pochwyciła ukradkowe
spojrzenie zielonych oczu i powtórzyła: - Rozumiesz?
- Ale co ty masz zamiar zrobić? Bonnie obejrzała się w stronę polany.
- Nie, Bonnie. - Caroline chwyciła ją za ręką, a Bonnie dostrzegła połamane paznokcie
i otarcia od linki na nadgarstkach. - Zostań tu, gdzie jest bezpiecznie. Nie idz do nich. Nic nie
możesz zrobić...
Bonnie strząsnęła jej dłoń i poszła w stronę polany. W sercu czuła, że Caroline ma
rację. Nic nie mogła zrobić. Ale dzwięczały jej w głowie jakieś słowa wypowiedziane przez
Matta, zanim tu wyruszyli. %7łe trzeba przynajmniej próbować. Miała próbować.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]