[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziej zajmuje się osądem i przysługującymi prawami. - Nagle
wstał. - Nie myśl, że mógłbym użyć takich rozdzierających
argumentów jak twoje - powiedziaÅ‚ gorzko. - Oprócz przy­
kładów z mojego życia zawodowego, mógłbym opowiedzieć
im, jak to wygląda, gdy ogląda się śmierć syna, spowodowaną
wszystkimi komplikacjami, jakie przynosi beta talasemia.
Mogę im opowiedzieć o bólu tego dziecka i trzymaniu go
w ramionach, gdy umierało.
- Ale to nie jest najlepsze porównanie, ponieważ życie
tego dziecka mogłoby wyglądać inaczej, gdyby je leczono
- zaprotestowała z furią.
Odwrócił się do niej jak zraniona pantera.
- Czy zagwarantujesz mi, że dziecko nie dostanie ataku
serca ani wylewu lub że jego płuca będą wydolne? Kto dał ci
66 NIE PRZESTAN CI KOCHA
prawo decydować samej i skazywać nie urodzone dziecko na
chorobę? Połowę genów dziedziczy po mnie, a to mi daje
prawo do decydowania wspólnie z tobą.
- Jakie prawo? - zapytaÅ‚a miÄ™kko, wiedzÄ…c, że jej nastÄ™­
pny argument rozwścieczy go. - Jeżeli podam w wątpliwość,
że jesteś ojcem dziecka, nie udowodnisz tego bez badania
DNA. Zatem nie masz żadnych praw, dopóki nie potrafisz
udowodnić, że jesteś ojcem. Będziesz musiał czekać, aż ono
siÄ™ urodzi, zanim zgodzÄ™ siÄ™ na badanie DNA.
Patrzył na nią w milczeniu, zaskoczony, że mogła posunąć
siÄ™ tak daleko.
- To byÅ‚oby dla ciebie zawodowym samobójstwem - wy­
szeptał przestraszony. Nagle zdał sobie sprawę, jak bardzo jest
zdeterminowana. - Gdyby to dostało się do prasy, zmieszaliby
cię z błotem.
- Przypadkowy pediatra. - Maria naÅ›ladowaÅ‚a tytuÅ‚ w ga­
zetach. - Godna szacunku pani doktor w poważnych tarapa­
tach po jednym nocnym spotkaniu. Nie wie, kim jest ojciec
jej dziecka.
- To nie żarty - warknął gniewnie.
- %7łycie i śmierć to też nie żarty - oznajmiła trzezwo
i westchnęła. - Do czego to nas doprowadziło?
- Tylko Bóg wie. - Przejechał palcami po włosach. - Kto
mógÅ‚by pomyÅ›leć, że kilka minut zapomnienia może spowo­
dować taką burzę...
- Ciekawa jestem, ile ludzi powiedziaÅ‚o to samo, odkry­
wając niespodziewaną ciążę?
Leo spróbował się uśmiechnąć, co oznaczało, że się trochę
uspokoił.
NIE PRZESTAN CI KOCHA 67
- Proszę - przerwał, wyjmując portfel, a z niego małą,
biaÅ‚Ä… kartkÄ™. - To jest numer telefonu sekretariatu. Jeżeli bÄ™­
dziesz czegoś potrzebowała ode mnie, będą wiedzieli, gdzie
mnie znalezć.
- Gdzie będziesz? - zapytała, patrząc na niego tak, jakby
widziała go po raz ostatni.
- Muszę przemyśleć parę rzeczy - odparł ponuro. - Za
miesiąc skończy się mój kontrakt; wtedy zamierzam wygłosić
parę wykładów, zanim wyjadę na urlop. Za sześć tygodni
możesz spodziewać się mnie tutaj, w świętym Augustynie,
jeżeli nie odezwę się do ciebie w międzyczasie.
ZatrzymaÅ‚ siÄ™, wychodzÄ…c z pokoju i spojrzaÅ‚ na niÄ…, sie­
dzącą w fotelu. Patrzyła na niego, usiłując zapamiętać, jak
wygląda, żeby w razie potrzeby przywołać ten obraz w ciągu
najbliższych sześciu tygodni. Potem wyszedł.
ROZDZIAA PITY
- Ale baÅ‚agan! - jÄ™knęła zdyszana Peg Mulholland, poma­
gając jednej z pielęgniarek w przesuwaniu mebli na oddziale.
- Bałagan, który się opłaci - skomentowała Maria. - Katy
i Laura Johnson będą leżały obok siebie.
Twarz Peg złagodniała.
- Biedne dzieci - szepnęła. - JednÄ… czeka operacja prze­
dłużenia nogi, a druga złamała nogę, kiedy szła ją odwiedzić.
Nic dziwnego, że koniecznie chcą być razem.
Maria przez caÅ‚e popoÅ‚udnie usiÅ‚owaÅ‚a rozwiÄ…zać ten prob­
lem. Najpierw odwiedziła dzieci, które miały wyjść do domu
i zwolnić łóżka, a potem spÄ™dziÅ‚a mnóstwo czasu przy kom­
puterze i telefonie, starając się przemieścić pozostałe dzieci,
by siostry Johnson znalazły się w czteroosobowym pokoju.
ByÅ‚o to jeszcze jedno zadanie pod koniec skÄ…dinÄ…d mÄ™czÄ…­
cego dnia, podczas którego pełniła dyżur pod telefonem, co
oznaczało, że praktycznie przez cały czas kursowała między
swoim oddziałem a izbą przyjęć na oddziale urazowym.
Na domiar zÅ‚ego wÅ‚aÅ›nie tego dnia przeprowadzono kon­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl