[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musieliśmy o tym dyskutować.
Rozporządzaliśmy kuchnią i dużym pokojem, tak jak wszyscy troje chcieliśmy.
Z małymi wyjątkami oświadczył Henry.
Jakimi? zapytałem.
Na przykład, gdybym zaprosił tu któregoś wieczora jakąś dziewczynę. Wtedy
trzymajcie siÄ™ z dala od parteru.
Zgoda powiedziałem.
Gentleman s agreement dodał Edmund.
Gotujemy na zmiany. Oczywiście tylko obiad, a nie przekąski. Tak samo ze
zmywaniem. Okej?
Okej odpowiedzieliśmy.
Zakupy robimy u Laxmanów. Będę je woził Killerem, ale jak chcecie, możecie
jezdzić na rowerach albo pływać łódką.
Pokiwaliśmy głowami. No problem.
Wychodek powiedział potem Henry.
Wychodek powiedzieliśmy i westchnęliśmy.
Im mniej sramy, tym lepiej oświadczył Henry. I nie wolno się do niego odlewać,
to jest zakazane. Jeśli będziemy o niego dbać, można go będzie opróżniać raz na dwa
tygodnie. Wiesz, jak to jest, Edmund... odkopywanie dołu i tak dalej... Mamy ciekawsze
rzeczy do roboty. Okej?
Znowu poważnie pokiwaliśmy głowami.
To wszystko zakończył Henry. Nie ma sensu niepotrzebnie komplikować sobie
życia. Powinno być nam tak jak motylowi w letni dzień.
Całkiem niezłe, pomyślałem o ostatnim zdaniu, które wypowiedział. Zamyśliłem się
na chwilÄ™.
W życiu powinno być tak jak motylowi w letni dzień.
Do Potworności został dokładnie miesiąc.
***
Twoje palce u nóg zagaiłem, gdy tego pierwszego wieczoru leżeliśmy już w
łóżkach. Jak to właściwie z nimi jest?
Nasze łóżka były ustawione w jedyny możliwy sposób. Równolegle do każdej ze
ścian, pod którą stały, tak blisko skośnego dachu, że nie można było usiąść. Między nimi było
przejście szerokości mniej więcej metra i komoda z naszymi ubraniami, a na niej cholernie
dużo komiksów i książek. Henry przywiózł pięć pudełek po butach pełnych gazet i jedną
siatkę książek należących do Edmunda.
Moje palce u nóg? zapytał Edmund.
Dużo się o nich mówi odpowiedziałem.
Tak? zachichotał Edmund. Już prawie nic nie widać.
Wystawił lewą stopę i poruszał palcami.
Ile widzisz?
Naliczyłem pięć powiedziałem. Jakie brzydkie.
Zgadza się odparł Edmund. Kiedy miałem sześć, wyglądało to jeszcze gorzej,
więc jeden usunęli.
Kto?
No, lekarze powiedział Edmund. Przy palcu wskazującym, czy jak on się
nazywa, widać małą bliznę. Tam był ten dodatkowy palec.
Ukląkłem na podłodze i oglądałem brudną lewą stopę Edmunda. Było tak, jak mówił.
Tuż przy dużym palcu było widać małe zadrapanie, cienkie jak narysowana ołówkiem kreska,
długa najwyżej na centymetr.
Pokiwałem głową i z powrotem wczołgałem się do łóżka.
Dziękuję powiedziałem. Chciałem tylko sprawdzić.
W porządku odparł Edmund i wsadził stopę pod kołdrę. Pokazać ci drugą?
Nie trzeba powiedziałem. Bolało cię?
Kiedy?
Gdy je usuwali?
Nie wiem oznajmił Edmund. Spałem. Byłem pod narkozą. Ale potem trochę
bolało. Miałem tylko sześć lat.
Pokiwałem głową. Potem zacząłem się zastanawiać, jak to się stało, że ktoś się
dowiedział, że Edmund ma dwanaście palców, jeśli jedenasty i dwunasty usunięto dawno
temu. Mieszkał przecież w mieście dopiero od roku.
Była na to tylko jedna odpowiedz. Musiał sam o tym opowiedzieć.
Najpierw pomyślałem, że to było dziwne, ale im dłużej leżałem i o tym myślałem, tym
mniej miałem co do tego pewności.
Gdybym miał dwanaście palców u nóg, może też bym się zdecydował o tym
opowiedzieć. A może i nie.
Nie znalazłem konkretnej odpowiedzi i byłem tym trochę poirytowany, sam nie wiem
dlaczego.
***
Podobnie jak we wszystkie nadchodzące noce, i w tę pierwszą zasypialiśmy przy
dzwięku maszyny do pisania Henry ego i muzyki wydobywającej się z jego magnetofonu.
Elvis. The Shadows.
Buddy Holly, Little Richard, The Drifters.
A także słabego skrobania gałęzi drzew o okno, gdy przez las przechodził wiatr od
jeziora.
To było przyjemne.
Nawet miłe, ale wtedy brałem pod uwagę tylko to, co naprawdę chciałem brać pod
uwagę. To, co było bliskie i dostępne, gdy zasypiało się wieczorem i budziło rano.
Rozdział 6
Przez pierwsze dni badaliśmy teren.
Na wodzie i lÄ…dzie. Jezioro Möckeln miaÅ‚o cztery kilometry wzdÅ‚uż i wszerz, można to
było odmierzyć na mapie. Gdy się wiosłowało, informacje dotyczące odległości nie miały
większego znaczenia. Trochę czasu to po prostu zajmowało, nieważne, dokąd się płynęło;
liczyło się to, żeby oszczędzać siły, aby nagle nie stanąć na środku z bezwładnymi rękami.
Latem nigdzie nie trzeba się było śpieszyć; czas znajdował się w morzu tysiąc razy większym
niż Möckeln, wystarczyÅ‚o czerpać z niego wedle życzenia.
Drogą przez jezioro można się było dostać w trzy miejsca. Niemal na środku
znajdowała się Wyspa Sosen, mała jałowa wysepka, duża na kilkaset metrów kwadratowych,
gdzie lubiły srać mewy. Właściwie na wyspie nie było nic oprócz ptasich gówien, kamieni i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]