[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mamy podrzucać różnym dzieciakom albo zostawiać w jakichś miejscach. Reszta jest dla nas
- możemy robić z nimi, co chcemy.
- Więc pózniej wracacie i niszczycie różne VR.
Pokręciła głową. - Do niektórych mieliśmy nie wracać. Na przykład do VR tego
irlandzkiego dzieciaka - McArdle a.
- A to, czego użyliście na stadionie baseballowym... to nie były tylko tajne wejścia.
- Kiedy nam powiedział po raz pierwszy o tym, pomyślałam, że to świetny żart. Po
prostu postrzelamy do symulacji graczy baseballowych, rozumiesz? - Caitlin wyglądała na
chorą. - A potem ludzie na trybunach zaczęli się przewracać. Nie zdawałam sobie sprawy, że
tyle ludzi oglÄ…da mecze baseballowe w formie holograficznej.
- Więc ten ktoś, o kim mówisz, czy jest taki niebezpieczny, jak twierdzi Savage? -
spytał Matt. - A jeśli tak, to czemu z tym nie skończysz?
Jego pytania najwyrazniej odebrały Caitlin ochotę na udzielanie dalszych informacji. -
Tak, jest niebezpieczny - powiedziała wystraszonym głosem. A potem smutno dodała: - Nie
mogę z tym skończyć.
W następnej sekundzie zniknęła wewnątrz imitacji Mount Vernon. Matt wiedział aż za
dobrze, że nie ma sensu iść w jej ślady. Jeśli nie złapią go systemy bezpieczeństwa, to zrobi to
na pewno załamanie się systemów operacyjnych. A jeśli miał wrócić do domu, wolał darować
sobie pulsujący ból głowy. Odbił się od wirtualnej posiadłości Corriganów i obrał kolejny
skomplikowany szlak, a kiedy wreszcie otworzył oczy, znajdował się w swoim pokoju. Nie
podniósł się jednak z komputerowego fotela, tylko siedział tak z brodą opartą na rękach.
Dzisiejszej nocy załatwił kilka ważnych spraw - ustalił tożsamość wirtualnych wandali,
porządnie ich postraszył i dowiedział się co nieco o wciąż nieuchwytnym człowieku, który
dostarczał im technologii - i wydawał im rozkazy. Do niepowodzeń należało zaliczyć fakt, iż
nie udało mu się niczego ustalić na temat oprogramowania, które umożliwiało wandalom
wyrządzanie ludziom krzywdy w VR. Na dokładkę dał się nakłonić do wzięcia udziału w
chuligańskiej wyprawie, podczas której nieomal został zabity człowiek.
Z drugiej strony, analizował Matt, dzięki temu, że tam byłem, uratowałem
prawdopodobnie życie Seanowi McArdle. Ale jeślibym nie sprowokował Dzikusa Gerry ego,
może wcale nie włamalibyśmy się do systemu tego wirtualnego konsulatu.
Wreszcie - i to było najgorsze - bez wątpienia dał się zauważyć na skanerach
Geniusza, nastawionych na szukanie nieprzyjaciela. Wcześniej był tylko chłopakiem, który
chciał się dostać w elitarne kręgi. Teraz jednak zdecydowanie za-kołysał łodzią, identyfikując
wandali i prowokując Geralda Savage a do złamania rozkazów Geniusza. No i widział
wandali w akcji. To wszystko nie mogło wzbudzić zbytniej radości Geniusza. A ten,
używając słów Geralda, byt groznym typem .
Groznym i obeznanym z komputerowymi sztuczkami, pomyślał Matt z grymasem na
twarzy. Najwyższy czas przybrać moją tajną tożsamość - Matta Huntera, zwykłego ucznia.
Używanie przykrywki zwykłego ucznia okazało się dość trudne po prawie
nieprzespanej nocy. Matt ledwo wytrzymał na porannych zajęciach. Na szczęście, po lunchu
był czas na pracę w bibliotece. Ziewając szeroko zabrał się do przeglądania historycznych
materiałów, które dostał od Sandy ego Braxtona. Dwaj oficerowie, którzy stanowili
przedmiot ich dociekań, Armistead i Hancock, służyli razem w kilku fortach na Zachodzie,
zanim wybuchła wojna secesyjna. Kiedy zaczęły się walki, szybko awansowali na
odpowiedzialne stanowiska. W trakcie czytania Matta zainteresował ten temat.
Zafascynowało go, jak bardzo sposób dowodzenia podczas wojny secesyjnej różnił się od
współczesnego. Nie tylko niżsi oficerowie, ale wręcz generałowie prowadzili wojska do
ataku, zamiast dowodzić oddziałami z tylnych pozycji.
Lub jak Geniusz z całkowitego ukrycia, podczas gdy reszta bierze na siebie całe
ryzyko. Lecz 170 lat temu oficerowie wierzyli, że ich ludzie muszą mieć inspirację. Idea ta
miała kilkaset lat, kiedy to gładkie lufy muszkietów nie pozwalały strzelać dalej niż na
dziewięćdziesiąt metrów. Podczas wojny secesyjnej oddziały mogły strzelać celnie do
sześciuset metrów. Szarmanckie zachowanie oficerów zrobiło z nich żywe tarcze.
Feralnego dnia lipca 1863 roku brygadier Armistead chciał wprowadzić w życie
środek mający na celu podniesienie morale. Umieścił oficerski kapelusz na czubku swojego
bagnetu, żeby jego oddziały wiedziały, gdzie znajduje się stary . I rzeczywiście jego ludzie
poszli za nim, choć ponosili ogromne straty. Jedynie garstka dotarła na szczyt Cerntery Ridge.
Armistead poniósł śmierć pod koniec samobójczego ataku.
Przez resztę dna Mattowi udało się przynajmniej nie zasnąć. Jednak w autobusie do
domu znów zaczęły mu się kleić oczy. Po powrocie okazało się, ze rodziców nie ma, więc
przespał parę godzin. Zdążył wstać tuż przed obiadem, choć jego ojciec nie mógł się
powstrzymać od kilku żartobliwych uwag.
- Za moich czasów nie spaliśmy po nocach czytając książki. A ty do drugiej nad
ranem jesteś podłączony do komputera?
- Mogłoby być grzej - powiedziała jego mama z uśmiechem. - Mógłby
przesiadywać przed przestarzałym komputerowym ekranem.
- Pamiętam je roześmiał się ojciec Matta. - Mówiliśmy wtedy, że dostawało się
elektronicznej opalenizny - maniacy komputerowi nabierali delikatnego odcienia zieleni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]