[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powiedziała głosem pozbawionym emocji. - Jeśli poradziłam sobie tutaj, poradzę sobie i
tam.
- Jest pani w stanie, z tak bolącą nogą, przygotowywać sobie posiłki?
R
L
T
- Jeśli będę miała warzywa na sałatki, chleb i ser, to nie będę musiała niczego go-
tować przez dzień lub dwa. A potem będę już mogła stać na obu stopach - zapewniła go
odrobinę urażonym tonem.
Za kogo on ją miał? Za dziecko, które nie potrafi samo o siebie zadbać?
- Jeśli da mi pani klucz, szybko załatwię wizytę w domku - powiedział Lukas. - A
potem zobaczymy.
Wzruszyła ramionami z rezygnacją i frustracją.
- Jeśli pan nalega. Chociaż sądziłam, że będzie pan zadowolony, mogąc się mnie
szybko pozbyć.
Jego szeroki uśmiech sprawił, że w jej głowie włączył się alarm.
- Jak już pani powiedziałem, panno James, tutaj, w Grecji, podróżnicy są przyjmo-
wani z pełną rewerencją.
- Okazał mi pan wszystko, tylko nie rewerencję, kiedy mnie pan znalazł na swojej
plaży!
- Tylko dlatego, że sądziłem, że jest pani kolejną dziennikarką, która próbuje ze-
brać o mnie informacje. Nie wiedziałem, że jest pani gościem w naszym kraju i że nie
kierujÄ… paniÄ… tego rodzaju pobudki.
- Te dziennikarki... Czy one mają nadzieję, że pobiegnie pan ratować je z opresji
tak jak mnie?
- Ich nadzieje zwykle dotyczą czegoś innego niż ratowania ich z opresji, a ich po-
budki z pewnością są niskie. - Lukas wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu. - Nie mam
złudzeń - dodał ironicznie - co do tego, że to nie moja osoba je przyciąga. Tylko i wyłą-
cznie moje pieniÄ…dze.
- I władza, którą one dają. Czy to ostatecznie właśnie nie władza stanowi najwięk-
szy afrodyzjak? - Isobel uśmiechnęła się uprzejmie. - Wy, Grecy, wymyśliliście nazwy
na takie różne dziwne rzeczy...
Uniósł dumnie głowę.
- Owszem. Reszta świata wiele nam zawdzięcza. My, Grecy, lubimy gości, ale nie
znosimy intruzów.
- I jak to wygląda? Przyjeżdża pan do willi z Aten i wygania wszystkich intruzów?
R
L
T
- Milos się z nimi rozprawia. To były wojskowy, oficjalnie pełni obowiązki ogrod-
nika, ale jego podstawową funkcją jest ochrona. Wczoraj miał wolne, w innym wypadku
nie byłoby pani na mojej plaży, kiedy przyjechałem.
- Co oszczędziłoby panu wielu kłopotów - mruknęła.
- Ale pozbawiłoby mnie przyjemności poznania pani.
Isobel wzruszyła ramionami.
- Zwietnie mówi pan po angielsku - zauważyła.
- Dziękuję. Miałem bardzo dobrego nauczyciela angielskiego, dzięki któremu mo-
głem odbyć studia w Londynie. - Wstał. - Dobrze, że nie jest pani dziennikarką. Zwykle
nie dzielę się z prasą szczegółami ze swojego życia.
- Nikomu niczego nie powtórzę - zapewniła go.
Wyglądał na zdziwionego.
- To nie są tajemnice. Urodziłem się tutaj, na Chyros. Moje korzenie są znane
wszystkim.
- Ja nie znam greckiego i raczej nie będę z nikim o panu rozmawiać.
- Nawet z Aleksem Nicolaidesem? On mówi po angielsku.
- Ledwie się znamy! Owszem, okazał mi pomoc, bo to po prostu uprzejmy męż-
czyzna - dodała.
- Jego uprzejmość wobec pani chyba była podyktowana czym innym.
Uniosła brwi pytająco.
- Jedno zerknięcie w lustro i nie będzie pani miała wątpliwości, dlaczego ją poin-
formował...
Westchnęła. Och, znowu to samo.
- Szczerze w to wÄ…tpiÄ™, panie Andreadis. Na wypadek, gdyby pan tego nie zauwa-
żył, mam spieczoną twarz, podkrążone oczy i w ogóle jestem mocno pokiereszowana.
- Trudno było tego wczoraj nie zauważyć. Ale nawet taka rumiana i z podkrążo-
nymi oczami wyglądała pani pięknie, a dzisiaj wygląda pani wręcz olśniewająco, panno
James.
- Dziękuję - odrzekła krótko, po czym sięgnęła do torby. - Oto klucze. Da mi pan
znać, jaki zapadnie werdykt?
R
L
T
Lukas wziął od niej klucze. W jego oczach widać było rozbawienie.
- Tak bardzo pragnie pani już opuścić mój gościnny dom?
Dumnie uniosła głowę.
- Naprawdę nie chciałabym nadużywać dłużej pana gościnności i przedłużać swo-
jego statusu intruza na pańskiej posesji - powiedziała sztywno.
- Wiem, że to tylko słowa, ale brzmią... jakby pani chciała dzgnąć mnie nimi w
samo serce. - Roześmiał się wesoło. - Do zobaczenia na lunchu.
Kiedy wyszedł, Isobel głośno westchnęła. Lukas Andreadis przyjaznie nastawiony
- jeśli można tak to określić - budził w niej prawdziwy niepokój i dziwne poruszenie.
Powinna jak najszybciej wrócić do siebie.
Na razie jednak miała trochę wolnego czasu, który musiała jakoś zapełnić. Wyjęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centurion.xlx.pl